Bohaterem jest Ludwik, który przeprowadza się do Krakowa z rodzicami i rozpoczyna naukę w jednym z najlepszych gimnazjów w mieście. Poznaje Marka, o dwa lata starszego od siebie chłopaka, który staje się dla niego idolem. Mówi się o Marku, że brał udział w Powstaniu Warszawskim w 1944 roku.

[image-browser playlist="606657" suggest=""]©Monolith Video 2011

"Mała matura 1947" na wstępie ma jeden bardzo duży plus - Majewski udowadnia, że można w Polsce zrobić film, w którym w głównych rolach nie muszą grać znowu ci sami aktorzy. Tutaj obsadzono młodych, początkujących aktorów, a nawet debiutantów. Jak się chce, można znaleźć. Z drugiej strony jest to także poniekąd minus, gdyż aktorsko ci młodzi ludzie nie zawsze są przekonujący. Spece od castingów polegli w jednym elemencie - mamy mieć 16 latków, a niektórzy z nich wyraźnie wyglądają na starszych i trudno jest uwierzyć w to, że dana osoba może uczyć się w gimnazjum. Znane nazwiska w tym filmie występują w rolach drugo- i trzecioplanowych. I nie są to żadne twarze, które ostatnio widujemy niemalże wszędzie - dane nam będzie zobaczyć tutaj Sonię Bohosiewicz, Artura Żmijewskiego, Wojciecha Pszoniaka, Olgierda Łukasiewicza, Marka Konrada, Wiktora Zborowskiego czy Mariana Opanię.

Scenariusz wydaje się przekombinowany i chaotyczny. Sam język jest zbyt wytworny i przez to też mało wiarygodny. Szczególnie rysuje się to w postaciach nauczycieli, którzy często mówią, jakby recytowali wiersz. Nie wiem, czy twórca chciał pokazać jak to starsze pokolenie jest wykształcone, a młode głupie - czy po prostu bardzo chciał, aby każdy mówił w pełni poprawną polszczyzną. Zdaję sobie sprawę, że lata 40. to inny okres czasu, ale na pewno w Krakowie w tamtych latach również używano języka potocznego - to, co słyszymy w dialogach go nie przypomina.

Minusem, bardzo rażącym po oczach, jest reklama Krakowa. Kilka scen w filmie znalazło się tylko po to, by pokazać znane turystyczne miejsca. A co najważniejsze, zrobiono wszystko, by zostały one przedstawione pięknie i atrakcyjnie. Ja rozumiem, że w filmie może być tzw. "product placement", ale to było natarczywe i przesadzone.

[image-browser playlist="606658" suggest=""]©Monolith Video 2011

Główny bohater, którego gra debiutant, Adam Wróblewski wydaje się zagubiony - brakuje mu charyzmy, nie potrafił przekazać jakichkolwiek emocji - można rzec, że jest praktycznie drewniany. Przez cały film ma jedną minę - zero strachu podczas przesłuchiwania przez UB, czy po powrocie do domu z aresztu - nic. Dobrze też to było widać w scenie z mecenasową, którą go uwodziła - chociaż było wyczuwalne napięcie, gdy Sonia Bohosiewicz prezentowała swoje wdzięki i umiejętnie prowadziła grę słowną, aby wykorzystać seksualnie 16-latka, na twarzy Ludwika nic się nie malowało - ani zakłopotanie, zdziwienie, radość. Niestety - postać Ludwika pod tym względem zdecydowanie na minus.

Wydaje się, że cały film miał ukazać pierwsze etapy działań nowego ładu w Polsce. Fałszywość UB, kłopoty uczciwych obywateli, śmierć bojowników o wolną Polskę itd. Cała ta martyrologia nie została przedstawiona w zjadliwej formie. W paru scenach Majewski wyraźnie chciał dać widzom do myślenia, zmusić ich do zastanowienia się nad współczesną Polską - twierdząc, że do polityki idą głupcy lubiący się kłócić, że kraj trzeba tworzyć, a nie za niego umierać itd. - chce nam tę chaotyczną formą przekazać morał, że najważniejsze wartości to Bóg, honor, ojczyzna - tylko że zbyt duża mieszanka gatunkowa, chaos i niepewność kierunku rozwoju fabuły dowodzi tylko tego, że próba Majewskiego się nie udała. "Mała matura 1947" na tle dużej ilości tragicznych produkcji polskiego kina sprawia pozytywne wrażenie - jest to zdecydowanie film na raz, o którym szybko się zapomni.

Ocena: 5/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj