Mare z Easttown kontynuuje swoje śledztwo i choć twórcy serwują nam dość standardowy odcinek serialu detektywistycznego, to nie jest on rozczarowujący. Produkcja trzyma poziom, a wciąż bardzo mocnym elementem są postaci, których złożoną psychologię poznajemy coraz lepiej.
Twórcy Mare z Easttown rozwijają serię na oczekiwanym, bardzo przyzwoitym poziomie. W trzecim odcinku, w który dane nam było oglądać klasyczny rozwój śledztwa, sprawa śmierci Erin staje się coraz bardziej zagadkowa, przez co coraz bardziej interesująca dla widzów. Chociaż Mare udało się odnaleźć miejsce zbrodni, to detektywi wciąż nie mają bladego pojęcia, jaki mógł być motyw zabójstwa nastolatki. Wiemy, że zbrodnia nie miała podłoża seksualnego, co wydawało się jedną z logicznych i możliwych opcji. Śledztwo nie idzie jak z płatka i niemalże czuć, jak odbija się w nim wolno płynący czas i niespieszne tempo życia prowincjonalnego miasteczka. Tym specyficznym klimatem przesiąknięty wydaje się być każdy element serialu, także i sam sposób opowiadania. Bo choć tempo nie jest zabójcze, to klimat, świetna narracja i ciągłe podsycanie naszej ciekawości cenimy zdecydowanie bardziej, niżeli wartką akcję. I choć bohaterowie mogą być znudzeni prozą swojego życia, to my nie nudzimy się nimi ani na chwilę.
Kolejny odcinek serialu Mare z Easttown w sposób udany rozwija dwa najważniejsze wątki – zawodowy i prywatny Mare. Śledztwo ruszyło na tyle, by zainteresować widzów, tropy wciąż nie są jednak tak mocne ani obiecujące, by usatysfakcjonowały główną bohaterkę. W sposób świetny twórcy ukazują, jak powolny rozwój wydarzeń frustruje detektyw. Dla widzów nieco rozczarowujące było wyjaśnienie związane z najmocniejszą, końcową informacją z drugiego odcinka, czyli tą dotyczącą zażyłych relacji Franka i Erin. Tłumaczenie byłego męża Mare jest bardzo proste, jednak przekonujące. Nasze rozczarowanie wynika więc z tego, że liczyliśmy na coś mniej prozaicznego, tymczasem dostaliśmy jedynie pierwszy fałszywy trop. Cóż, najwyraźniej Mare z Easttown nie skrywa w sobie opowieści o romansie nauczyciela z nastoletnią uczennicą – oby tylko rzeczywiście miało do zaproponowania coś ciekawszego.
Choć pierwszy podejrzany dość łatwo, lecz nieostatecznie, oczyścił się z zarzutów, to na horyzoncie pojawiła się kolejna postać, która ma coś do ukrycia - diakon. Rozmowa między duchownymi z poprzedniego odcinka była więc znacząca, co ukazuje tylko, jak precyzyjnie do tej pory skonstruowany jest scenariusz. Jedna z końcowych scen 3. odcinka, w której ksiądz pozbywa się roweru Erin, jednoznacznie wskazuje na to, iż jest zamieszany w sprawę, ale także wprowadza rozróżnienie w horyzoncie poinformowania widzów i prowadzących sprawę detektywów. Tym samym rodzi potencjał na większe zaangażowanie widzów w nadchodzących odcinkach. Jednocześnie twórca serialu, Brad Ingelsby, zaczyna nas już przyzwyczajać, że przez całe epizody prowadzi ciekawą narrację, lecz najmocniejsze zwroty akcji zostawia na koniec. W przypadku 3. odcinka scenarzysta postanowił zadziwić widzów podwójnie – w momencie, kiedy pojawia się więcej tropów, od sprawy zostaje odsunięta prowadząca ją detektyw. Czy było to zaskakujące? Na pewno. Czy dobre dla samej fabuły? To się dopiero okaże. Pewne jest, że Mare nie porzuci śledztwa i oficjalnie czy nie, będzie dążyć do poznania prawdy. W końcu to grana przez Kate Winslet postać jest tytułową bohaterką - bez niej nie ma ani dochodzenia, ani serialu.
Na same okoliczności, które doprowadziły do odsunięcia Mare od śledztwa, spojrzeć możemy dwojako. Oczywiście w tym momencie twórca ukazał, że nie da się postawić jasnej granicy pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym bohaterki. Cała sytuacja z podrzuceniem ukradzionych z magazynu dowodowego narkotyków potwierdziła też to, czego się spodziewaliśmy – Mare gotowa jest zrobić naprawdę wiele, by tylko zatrzymać przy sobie wnuka. Dlaczego tak bardzo jej na tym zależy, to już inna, choć niemniej ciekawa, sprawa, i może mieć oczywiście związek z tym, iż opiekując się dzieckiem zmarłego syna, łatwiej odsunąć jej od siebie poczucie winy. Psychologia Mare jest złożona i szalenie interesująca – nie podlega dyskusji, że stanowi jeden z najmocniejszych elementów serii. Pewne wątpliwości może budzić jednak to, na jaką nieostrożność pozwoliła sobie bohaterka. Nie było przecież trudno przewidzieć, że jej postępowanie szybko wyjdzie na jaw. Możemy co prawda tę nieprzezorność, która nie jest stałą cechą bohaterki, tłumaczyć stanem emocjonalnym. W takim wypadku nie pozostaje nam jednak nic innego, jak tylko zgodzić się z jej przełożonym. Skoro nie potrafiła ocenić zagrożenia w tej sprawie, to czy jest zdolna, by prowadzić śledztwo?
Trzeci odcinek podpowiada nam jednak, że jeśli nie Mare, to nikt. Twórcy pozwolili nam bowiem nieco bliżej przyjrzeć się drugiemu detektywowi przydzielonemu do sprawy, Colinowi. Delikatnie mówiąc, do tej pory niespecjalnie udało mu się zabłysnąć. Chociaż jego dobra sława go wyprzedziła, to jednak w porównaniu z Mare jako detektyw wypada dość blado. W sprawę nie jest zaangażowany bez reszty, co twórcy świetnie ukazują za pomocą detali (chciał zakończyć przeczesywanie terenu, ponieważ… było mu zimno). Może Colin na tym etapie nie jest detektywem idealnym, jest za to świetnym bohaterem. Nie dość, że widzimy potencjał na rozwój tejże postaci, to jeszcze w sposób bardzo atrakcyjny ukazano nam powody jego stosunkowo wczesnego wypalenia zawodowego i/lub życiowego. Colin jest dla Mare świetnym partnerem, ponieważ pomimo tego, że został z nią skontrastowany, to jednocześnie wiele go z nią łączy. Przede wszystkim jednak ten młody mężczyzna, który już czuje się przegrany, rewelacyjnie wpisuje się w sam charakter prowincjonalnego Easttown. Choć jest więc outsiderem, przybyszem z hrabstwa, to na głębszym poziomie niewiele różni się od mieszkańców tego miasteczka bez perspektyw.
Nowy odcinek Mare z Easttown pozwolił nam jednak nie tylko przyjrzeć się bliżej Colinowi, ale i docenić aktorstwo portretującego go Evana Petersa. Scena w pubie, świetnie napisana i udana na wielu poziomach, oprócz ukazania, jak bardzo zagubiony jest detektyw, została bezbłędnie zagrana. Dodatkowo twórcy i w tym epizodzie nie zapominają, by do szarego świata Easttown wprowadzić coś, co nieco rozjaśni tę rzeczywistość. Brad Ingelsby potrafi bezbłędnie sprawić, że ze scen, sytuacji i dialogów naturalnie wypływa niewymuszony dobry humor.
Na 3. odcinek serialu składały się naprawdę dobrze przemyślane sceny – świetnie napisany materiał w sposób bezbłędny przeniesiono na ekran. Dwa pierwsze odcinki sprawiły, że zadomowiliśmy się w rzeczywistości Easttown, trzeci więc nie zrobił już na nas może takiego wrażenia. Nasze zainteresowanie nieustannie utrzymywane jest jednak na odpowiednim poziomie i twórcom udaje się pozyskać zaangażowanie ze strony widzów w niemalże każdej scenie. Produkcja utrzymuje więc wysoki poziom za sprawą kolejnego udanego odcinka.