Marlon Wayans w telewizji jako główny bohater serialu komediowego Marlon. Szkoda, że daleko temu do komedii.
Marlon Wayans gra Marlona, który jest typowym niedojrzałym facetem po rozwodzie. Wbrew temu, co tytuł może sugerować, Marlon nie gra samego siebie i nie jest to wariacja schematu znanego z
Episodes. W tym przypadku mamy raczej dość typowy sitcom oparty wyłącznie na Marlonie Wayansie. I to cały problem tego serialu, bo przez trzy odcinki chłop oferuje ograną, męczącą i dość wąska gamę gagów znanych z każdej produkcji, w której go widzieliśmy. Zatem mamy typową dla niego nad ekspresywność objawiającą się tym, że aktor stara się bawić na dwa sposoby: albo gada non stop, albo po prostu szaleje na ekranie i wygłupia, dając szybko do zrozumienia, że to nie śmieszy. A najgorsza, że nie ma tutaj nikogo w obsadzie, kto mógłby go albo tonować, albo wspierać komediowym talentem.
Problem humoru zaprezentowanego w tych odcinkach jest nie tyle jego schematyczność, co oparcie na mdłych zagraniach. Mamy żarty dość typowe: na tle rasistowskim, seksualnym i społecznym. Czasem można odnieść wrażenie, że twórcy chcieli osiągnąć coś w stylu
Black-ish. Tylko że nie udało im się osiągnąć tej samej uniwersalności. Może ten typ humoru będzie bawić określoną grupę społeczną w USA (wydaje się, że może on być skierowany do Afroamerykanów), ale patrząc z perspektywy trafiania do każdego, nie ma w tym do tej pory nic zabawnego. Pierwsze dwa odcinki to mdłe, suche i kompletnie nieśmieszne gagi, które ani razu nie zadziały. A wygłupy Wayansa szybko zaczynają męczyć.
To trochę poprawia się w 3. odcinku, który jest oparty na schemacie mającym dobrym potencjał komediowy. Nastoletnia córka zaczyna się malować, bo podoba się jej chłopak. A ten następnie przychodzi na korepetycje. To stanowi punkt wyjścia do szaleństw Marlona, które w odróżnieniu od pierwszych odcinków sprawdzają się zaskakująco dobrze. W końcu jego reakcje na wszelkie kwestie potrafią rozśmieszyć, a niektóre gagi słowne trafiają w punkt. Nadal jest to oklepane, schematyczne, ale w odróżnieniu od pierwszych odcinków, tutaj jest w końcu jakiś humor.
Kłopot też w tym, że każdy odcinek oparty jest na jednym schemacie. Trzy czwarte to wygłupianie się Wayansa, które w większości czasu nie działa, nie śmieszy i męczy. A jedna czwarta to sztampowa chwila na refleksje, gdzie bohater mówi coś górnolotnego lub ważnego emocjonalnie. Gdyby to wszystko nie wyglądało tak sztucznie, może i taki schemat byłby do zaakceptowania. A ta część dramatyczno-emocjonalna jest nieporozumieniem, które pokazuje brak mocnego kierunku rozwoju tego serialu.
Marlon to jest zły serial, który przypomina, że era komedii ze śmiechem w tle minęła bezpowrotnie. Oglądamy, słyszymy co chwilę rechoczącą publikę i w zasadzie nie wiemy, dlaczego ona się śmieje. Humoru w tym wszystkim jest jak na lekarstwo, a talent komediowy Marlona nie jest pożytkowany w odpowiedni sposób. Jestem pewien, że przy lepszym pomyśle i przede wszystkim jego realizacji można byłoby wyciągnąć z tego o wiele więcej. A tak jest po prostu słabo, nieśmiesznie i nudno.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h