Nie na wszystkie historyczne zagadki da się znaleźć odpowiedź. Martwa góra. Tragedia na Przełęczy Diatłowa jest kolejną ekranową próbą zetknięcia się z niezwykle palącą sprawą, która dotyczyła tajemniczej śmierci grupy studentów w 1959 roku.
Minęło nieco ponad 60 lat od przykrego wydarzenia, którym była śmierć grupy studentów ze Swierdłowska podczas górskiej wycieczki w Uralu. Okoliczności śmierci przerażają do dziś, ale też intrygują, bo tak naprawdę nie ma oficjalnej wersji wydarzeń. W Rosji powstał nowy serial, który odwołuje się do prawdziwych zdarzeń - a narosła wokół nich niezliczona ilość teorii spiskowych. Głównym bohaterem serialu
Martwa góra. Tragedia na Przełęczy Diatłowa jest doświadczony major KGB (
Pyotr Fyodorov), który postara się rozwikłać zagadkę.
Chyba najlepszym sposobem na opowiedzenie tej historii jest właśnie gatunkowa niejednoznaczność. Już pierwszy odcinek odkrywa przed nami, że to nie będzie tylko trzymanie się faktów, a całość urozmaicona zostanie o pewien mistycyzm, zdarzenia trudne do wytłumaczenia, które ujawniają się w retrospekcjach Olega Rostina. Przywoływane są z jego pamięci wydarzenia mające miejsce podczas II Wojny Światowej, co na pewno odegra w serialu istotną rolę.
Rosyjski serial imponuje oprawą wizualną i jest to bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Są może w retrospekcjach nieco egzotyczne zabiegi formalne, ale wydarzenia dziejące się w teraźniejszości robią wrażenie. Zimowa sceneria, tereny i scenografie sprawiają wrażenie hollywoodzkiej produkcji, natomiast podejście do prowadzenia narracji jest zupełnie inne. To oczywiście w ramach pozytywów, bo przynajmniej na razie nie ma mowy o schematach, które towarzyszą produkcjom o śledztwie i badaniu tajemniczych spraw. Nacisk położony został na przemyślane szafowanie między przeszłością i teraźniejszością. Postarano się także o wewnętrzny dramat głównego bohatera, dla którego prowadzona sprawa może okazać się drogą do zwalczenia wewnętrznych traum. Zarysowane zostało to w sposób naprawdę intrygujący.
Sama zaś intryga budowana jest skrupulatnie i bez pośpiechu, co na przestrzeni godzinnego odcinka może niektórych irytować. Za utrzymanie naszej uwagi przy ekranie odpowiadają stopniowo odkrywane poszlaki lub elementy śledztwa, zaś niekoniecznie w tym wszystkim odnalazła się na razie postać Kati Szumanowej (
Mariya Lugovaya), której przeszłość również owiana jest aurą tajemnicy. Wszystkie te elementy zapewne będą odkrywane przed widzami, a to niestety jest cena, którą musi zapłacić pierwszy odcinek serialu. Nie zawsze udaje się zarysować historię, biorących w niej udział bohaterów i złożyć wszystko ze sobą tak, aby od pierwszych chwil wciągnąć. W przypadku
Martwej góry... udaje się tak rozłożyć akcenty, aby pobudzić apetyt na więcej, chociaż nie wszystko od struktury narracyjnej zostało dopięte na ostatni guzik.
Powyższy zarzut wynika zapewne z lawirowania między tym co dane, a tym, co metafizyczne. To wydaje się być na razie bardzo atrakcyjne, ale dopiero z czasem zyskamy jako widzowie inną perspektywę na wszystkie te nieprawdopodobne wydarzenia, co powinno świetnie łączyć się z teoriami spiskowymi narastającymi przez lata przy tajemniczym wypadku grupy studentów. Ostatecznie pierwszy odcinek ma w sobie na tyle duży ładunek napięcia i sporo dobrego aktorstwa, że serial może okazać się kapitalną próbą zmierzenia się z tą niezwykła historią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h