Ci, którzy znają Marvel Zombies jedynie ze słyszenia lub disnejowskiego one-shota z serialu A gdyby...?, będą zaskoczeni złożonością i zaawansowaniem fabularnym tej historii. Nie chodzi tylko o to, że opowieść ma ręce i nogi, czy o to, że nie jest jedynie żartem twórców z marvelowskich standardów. Marvels Zombies to epicka opowieść przekraczająca granice czasu i przestrzeni. Akcja komiksu toczy się w kilku wymiarach i w różnych okresach. Wydarzenia mają dobrze nakreśloną genezę, a ich rozwój postępuje według obowiązujących współcześnie narracyjnych standardów. Co więcej, komiks jest multigatunkowym perpetuum mobile. Wątki humorystyczne płynnie przechodzą w konwencję grozy, która z kolei napędza motywy science fiction, dramatyczne i oczywiście postapokaliptyczne. To nadal jednak nie koniec. Historia jest mocno osadzona w uniwersum Marvela. Pandemia zombie zaskakuje bohaterów w trakcie innych przygód, więc podczas lektury zostajemy wrzuceni w żyjący już świat. Jednym słowem, mamy tu do czynienia z komiksowym majstersztykiem, będącym wielkim zaskoczeniem, bo przecież do dzikiej satysfakcji wystarczyłaby nam wizja Spider-Mana wyżerającego mózg J. Jonaha Jamesona. W projekt Marvel Zombies zaangażowano kilku znanych specjalistów od mniej szablonowych i niegrzecznych historii komiksowych. W powstawaniu serii wzięło udział wielu topowych artystów, takich jak chociażby Mark Millar, ale to nazwisko Roberta Kirkmana jest tu najbardziej znaczące. Autor The Walking Dead napisał również wstęp do komiksu, tłumacząc ideę projektu i argumentując powód, dla którego zaangażował się w ten duży marvelowski event. Podczas lektury komiksu można dojść do wniosku, że Marvel, ściągając tak rozkochanego w makabrze artystę, zgodził się na wszystkie jego warunki w kwestii tego, jak Marvel Zombies powinien wyglądać. Komiks, najdelikatniej mówiąc, nie bierze jeńców. Nasi ukochani herosi przemieniają się w bestie. Nikt nie jest traktowany ulgowo. Nie ma żadnych świętości. Żeby apokaliptyczna wizja była jeszcze bardziej przerażająca, superbohaterowie nie stają się bezmyślnymi umarlakami rodem z The Walking Dead. Herosi są całkiem świadomi tego, co robią, zachowują swoje moce, cechy charakteru i styl wypowiedzi. Są tacy, jacy byli, z jednym wyjątkiem – odczuwają olbrzymi głód, który zmusza ich do pożerania każdego napotykanego człowieka.
Egmont
W centrum wydarzeń jest Reed Richards i pozostali wojownicy z Fantastycznej Czwórki. Opowieść zaczyna się w uniwersum Ultimate, które szybko przecina się z innymi rzeczywistościami. Międzywymiarowe podróże sprzyjają rozprzestrzenianiu się pandemii zombie, która powoli opanowuje galaktykę. Żarłoczni superherosi docierają do dalekich zakątków kosmosu w poszukiwaniu pożywienia. Tu i ówdzie napotykają opór, który jednak nie jest w stanie powstrzymać ich przed kolejnymi ucztami. Ekspansja zombie rozwija się w najlepsze, a jej kolejne etapy dają czytelnikowi wiele radochy. Trudno oprzeć się czarnemu humorowi i przewrotności historii, pokazującej popkulturowych idoli odartych z wartości, za które ich ceniliśmy. Z jednej strony czujemy się nieswojo, gdy widzimy, jak Peter Parker pożera MJ i ciocię May, z drugiej nie możemy powstrzymać śmiechu, patrząc na Kapitana Amerykę z mózgiem na wierzchu czy pozbawionego dolnej części ciała Tony’ego Starka, któremu wcale to nie przeszkadza w rzucaniu sarkastycznych ripost.
Egmont
Marvelowi należą się słowa uznania, że obok infantylnych pozycji, skierowanych stricte do dzieci, potrafi w tak udany sposób bawić się formą i treścią. Marvel Zombies to postmodernistyczna gra z tym, co wydawało się nienaruszalne. Artystyczne bezczeszczenie klasyki, która zakorzeniła się już na popkulturowym piedestale, widoczne jest chociażby w dołączonym do albumu zestawie kultowych okładek. Na potrzeby Marvel Zombies uznani ilustratorzy pozmieniali je według danej konwencji. Szacunek do klasyki został jednak zachowany, bo przy każdej okładce jest komentarz opisujący historię związaną z powstawaniem oryginalnego coveru.
Marvel Zombies to obowiązkowa lektura każdego fana komiksu. Abstrahując już od tego, że opowieść jest inteligentnie napisana i pasjonująca, mamy tu do czynienia z dowodem na to, że konwencja superbohaterska wciąż ma wiele do zaproponowania. Gatunek ten nadal ma potencjał, należy jednak w odważny sposób podejść do schematów, zniszczyć je do fundamentów, a następnie przerobić na postmodernistyczną modłę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj