Z punktu widzenia zagorzałych fanów Spider-mana ostatni odcinek jego najnowszych animowanych przygód jest bardziej niż zły. Liczba głupot scenariuszowych po raz kolejny wołała o pomstę do nieba, a doliczyć do tego wszystkiego należałoby również złoczyńcę.
Jeżeli epizod ma w nazwie "ice", a zaczyna się od upałów, to można być pewnym, że całe miasto zostanie w nim zasypane śniegiem. Mimo iż pierwsze sekundy Spider-Man on ice właśnie tak wyglądały, nie do schematyczności tym razem mam zastrzeżenia, a bardziej do zawiązania fabuły. Otóż Peterowi (ze względu na wysokie temperatury) za gorąco w superbohaterskim stroju, więc postanawia przerzucić się na cywilny strój w uliczce. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zabierało mu to wieczności, podczas której daje pseudointeligencki wykład o superheroizmie… kotu.
Jednak to, co dzieje się później, stanowi pokaz scenopisarskiej głupoty do potęgi. Podczas wychodzenia z alejki na Petera wpada mężczyzna, chłopak zaś pomaga mu wstać, za co osobnik mu dziękuje. W następnej chwili zaś koło Parkera przebiegają policjanci, którym właściwie główny bohater trochę zawadza podczas gonitwy. Stróże prawa łapią wcześniej przewróconego mężczyznę, gdyż ten niedawno okradł jubilera, i dziękują za to licealiście. Jeden z nich stwierdził nawet, że ich praca byłaby łatwiejsza, gdyby częściej przechodnie pomagali tak policji. Niezupełnie rozumiem, w jaki sposób Peter pomógł w tej sytuacji mundurowym oraz jaki morał płynie z tego dla młodej widowni. Pierwszą kwestię zdaje się rozumieć mimo wszystko główny bohater. On raczej był skłonny uwierzyć mundurowym, przez co wspominał później o pomocy. Ten wątek stanowił istotną część odcinka, ponieważ na nim opierała się motywacja Harry'ego do działania. Tak to wszystko głupie i nielogiczne, że nawet trudno to wszystko jakoś skomentować, a dalej wcale nie było lepiej.
Złoczyńcą odcinka był Blizzard w osobie Randalla Macklina. Twórcy w tym wypadku zdecydowali się przedstawić mniej znaną wersję postaci, choć można powiedzieć, że i tak stworzyli własną. Zły jegomość nie jest zgodny w żaden sposób (poza imieniem, nazwiskiem i kryptonimem rzecz jasna) z komiksowym pierwowzorem. Nie zgadza się tutaj ani wygląd, ani motywacja, ani geneza. Zresztą gdyby tak prezentowali się przeciwnicy naszych ulubionych herosów w komiksach, to prawdopodobnie nie powstałaby żadna chociażby umiarkowanie dobra historia. Macklin bowiem również twierdzi, że Peter go powstrzymał (mimo wcześniejszych podziękowań za pomoc, a nie złości ze względu na przeszkadzanie). Żarty w jego wykonaniu prezentują zaś poziom Mr. Freeze'a z Batman & Robin. By tego było mało, podczas jednej z potyczek ze Spider-Manem złoczyńca zamraża pajączka, pozostawiając go niby bezbronnym, ale z Harrym u boku. Gdyby tylko nie bał się wykończyć bohatera razem ze świadkiem, to pewnie później by nie musiał się dziwić, że ten zdołał przeżyć zamienienie w bryłę. Tak jak wspominałem, dla ludzi choć trochę myślących ten epizod to prawdziwa udręka.
Harry również wykazał się równie wielkimi idiotyzmami w dwunastej odsłonie. Niby twórcy robią z niego wielkiego wynalazcę, a także po prostu inteligentnego gościa, ale ten nie rozpoznaje w głosie Spider-Mana głosu swojego najlepszego przyjaciela. Apogeum zostaje osiągnięte, gdy Osborn dzwoni do Parkera i nie potrafi połączyć wibrującego dźwięku z komórką w kostiumie Pajączka. Do tego nie wiem, po co potrzebna mu była pomoc Petera albo na jakiej podstawie Parker nazywał siebie współtwórcą ognistego miecza mającego pokonać Blizzarda (broń miała jakąś inną nazwę, ale ta wydaje mi się najodpowiedniejsza).
Standardowo nie popisały się osoby odpowiedzialne za techniczną stronę kreskówki: jak Blizzard robił sobie podniebne lodowisko między budynkami, skoro tworzył lodową powierzchnię za sobą, a nie przed sobą? Jakim cudem Spider-Man mijał śnieżynkowe shurikeny Blizzarda, bo ja w przynajmniej jednym przypadku widziałem nienaturalne przeskakiwanie klatki w animacji, by bohater mógł się zmieścić? Harry wymachujący ognistym mieczem w akademii Osborn też do zachwycających widoków się nie zaliczał.
Starałem się znaleźć jakiś plus recenzowanego odcinka, ale po długim namyśle nic nie przyszło mi do głowy, więc zdecydowałem się dać najniższą z możliwych ocen. Naprawdę staram się doszukiwać plusów w tej kreskówce, ale prawda jest taka, że to twór rozrywkowopodobny, który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego. Pajączek zasłużył na lepsze seriale ze swoim udziałem.