Portman wciela się w Emilię Greenleaf, która zakochuje się ze wzajemnością w żonatym mężczyźnie. Jack rozstaje się z żoną i przyjmuje pod skrzydła nową małżonką i z synem. Emilia jest w ciąży. Można by rzec, że tak film powinien się zakończyć - romantycznym happy endem. Niestety tak nie jest - kobieta ma duży problem w relacjach z pasierbem, a niedawna utrata dziecka tylko to pogarsza.
[image-browser playlist="606899" suggest=""]© Incentive Filmed Entertainment
Sama historia jest typowym romansem jakich wiele, ale stworzona przez Natalie Portman kreacja jest warta zachodu. Nie jest to rola na miarę "Czarnego Łabędzia", ale aktorka nadal pokazuje klasę. Jej postać jest bardzo emocjonalna, ludzka i wyrazista. Wzbudza sympatię, dzięki czemu z zainteresowaniem śledzimy jej losy. W końcu najważniejszy element dobrego filmu to bohater, który nas zainteresuje i któremu będziemy kibicować.
Pozostali aktorzy są tłem i tak naprawdę nie wybijają się ponad przeciętność. Lisa Kudrow (Friends) gra non stop tak samo jak w słynnym serialu. To samo Scott Cohen w roli Jacka - jest szarmancki i stereotypowy. O reszcie obsady zapominamy wraz z końcem filmu.
Najbardziej emocjonalne sceny związane z utratą dziecka wyszły wyśmienicie w wykonaniu Natalie Portman. Niestety jedna z ważniejszych, z wielką niespodzianką ze strony Emilii, została popsuta. Ona powinna wzruszać, szokować, ociekać emocjami. Brak odpowiedniej muzyki, zły dobór kadrów i efekt był bardziej komiczny niż poruszający - zwłaszcza gdy Cohen próbował grać.
[image-browser playlist="606900" suggest=""]© Incentive Filmed Entertainment
"Miłość i inne komplikacje" jest przyzwoitym romansem dla wielbicieli gatunku, którzy powinni dobrze bawić się na tym filmie. Szkoda, że poza kreacją Natalie Portman wszystko w tej produkcji jest takie przeciętne.
Ocena: 5/10