Miłość pod jednym dachem to komedia romantyczna w pewnym sensie zaskakująca. Znajdziemy w niej bowiem prawdopodobny każdy schemat gatunkowy. Tak jakby ktoś przygotował wcześniej listę wszystkich klisz, które powinny się tutaj znaleźć. Jeśli to znacie i lubicie, dostrzeżecie wszystkie poszczególne elementy układanki i być może, podobnie jak ja, będziecie zaskoczeni, jak można aż tak łopatologicznie to wprowadzać. I chociaż wszystko jest oczywiste i ograne, twórcy korzystają z tego dość umiejętnie. Schematy nie są złe, jeśli wykorzystuje się je świadomie i w określonym celu. To właśnie w tym wszystkim tkwi jakaś siła tego filmu, bo udało się sprawnie opowiedzieć historię, którą po prostu dobrze się ogląda. Mamy świadomość wszystkich banałów i motywów oklepanych przez setki poprzedników, ale dzięki klimatowi Nowej Zelandii, gdzie fabuła się rozgrywa i sympatycznym bohaterom, dostajemy przyzwoitą rozrywkę. Christina Milian w roli głównej bohaterki jest typową postacią z komedii romantycznych, a jej początkowa niechęć do przystojniaka (Adam Demos) oczywiście szybko się zmienia, dzięki fabularnemu fundamentowi, jakim jest naprawa starego zajazdu. Doskonale wiemy, jak poszczególne etapy będą rozgrywane, ale niekoniecznie to przeszkadza w czerpaniu jakiejś przyjemności z seansu. Nie zrozumcie mnie źle, Netflix naprawdę miał wiele świetnych komedii romantycznych, ale ta do nich nie należy. Fakt, że Miłość pod jednym dachem sprawnie wykorzystuje gatunkowe schematy i zasadniczo jest tylko na nich oparta, całość jest ciepła i przyjemna w odbiorze. Tak w sam raz dla fanów, gdy nie ma alternatywy na wieczorny seans, bo pomimo swoich plusów, okazjonalnie, acz siermiężnie budowanego humoru, całość sama w sobie jest zaledwie przeciętnym i odtwórczym przedstawicielem gatunku. Znając tak dobre tytuły jak choćby Do wszystkich chłopców, których kochałamnowa propozycja Netflixa ani nie bawi najlepiej, ani nie wzrusza szczególnie. Po prostu jest poprawna. Być może pod tym względem aż za bardzo, bo sprawia wrażenie komedii romantycznej wykalkulowanej przez analityków, które jakimś cudem dzięki sercu obsady, jest zdatna do sympatycznego seansu. Miłość pod jednym dachem to po prostu przeciętniak na nudny wieczór. Pozostawia w pozytywnym nastroju, ale ostatecznie do szybkiego zapomnienia. Netflix ma wiele lepszych propozycji w tym gatunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj