Miłosna pułapka to nowa świąteczna komedia romantyczna Netflixa. Czy warto obejrzeć?
Miłosna pułapka stara się poruszać aktualny problem na rynku matrymonialnym, czyli trudność w znalezieniu drugiej połówki przez aplikacje randkowe. Łatwo o oszustwa, kłamstwa i manipulacje, które potem kończą się traumatycznymi, jednorazowymi randkami. Twórcy w prosty sposób chcą przemycić tutaj morał o tym, że szczerość jest podstawą w miłości i można o tym zapomnieć, zakładając maskę kogoś, kim się nie jest. Zasadniczo ta komedia romantyczna nie ma czarnego charakteru, bo nawet potencjalny rywal bohatera nie jest tak do końca jego przeciwnikiem. Wszyscy tutaj stają się w pewien sposób ofiarami czasów, w których technologia i iluzja idealnego życia przytłacza ludzką autentyczność. Nikt nie odkrywa tu czegoś nowego, nie mówi nic spektakularnie szokującego, ale patrząc przez pryzmat gatunku tworzonego przez Netflixa, to podejście wyróżnia
Miłosną pułapkę na tle wielu słabszych odmierzonych od linijki historii.
To, co jednak naprawdę jest świetne w tym filmie, to odejście od schematu, że główni bohaterowie muszą wyglądać jak z okładki. Jasne, postać grana przez Ninę Dobrev jest piękną kobietą, ale już bohater Jimmy'ego O Yanga to człowiek o aparycji zwyczajnego nerda z sąsiedztwa. To odejście od schematu nadaje temu troszkę świeżości i potrzebnego urozmaicenia, gdy łatwo było o powtórkę z rozrywki, bo w końcu po drugiej stronie jest Darren Barnetta (
Jeszcze nigdy), który jest przystojnym gościem. To pozwala stworzyć większą wiarygodność i przypomnieć, że świąteczna komedia romantyczna to przede wszystkim pozytywna bajka pozostawiająca widza z wiarą, że wszystko jest możliwe.
Prowadzenie historii jest raczej typowe, schematyczne i oparte na oczywistościach. Zdarzają się zabawne momenty, a zdobywanie przez bohaterów miłości odbywa się dość topornie i łopatologicznie. To wydaje się najsłabsze w tej historii, bo ten element powinien być emocjonalną bombą, a jest jak mały deszczyk z dużej chmury. To jednak wszystko jest nadrabiane przez urok bohaterów. Takie coś na ekranie, co sprawia, że przyjemnie się ich ogląda, a z postaciami łatwo się utożsamić, więc nawet jak twórcy karkołomnie dążą do oczywistego celu, to przestaje mieć znaczenie, bo im kibicujemy, Chcemy, by im się udało i czerpiemy z tego szczerą przyjemność.
Miłosna pułapka ostatecznie jest tak pomiędzy hitami Netflixa a produkcyjniakami stworzonymi w Exelu. Urok, emocje i prostota trafiają jednak w punkt, dając oczekiwany i przyjemny seans dla fanów gatunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h