Pomysł na pokazanie szajki kradnącej dzieła sztuki jest bardzo ciekawy i intrygujący. Mimo że twórcy raczą nas morderstwem, to jednak nie ono jest najważniejsze. Bez tego zabójstwa też by się obyło, ale rozumiem, że inaczej Jane mógłby tej sprawy nie przyjąć, bo Abbot by mu nie pozwolił. Mniejsza z tym - najważniejsza jest pewna oryginalność, a ta jest spowodowana pomysłem Jane'a.
Idea polega na stworzeniu pewnej iluzji, w tym przypadku poprzebierania wszystkich i doprowadzenia podejrzanego do domu, w którym Jane odgrywa rolę bogacza zajmującego się również kradzieżą obrazów. Wykorzystanie Lisbon w roli nierozgarniętej dziewczyny, agentki Fischer jako wabika, a także Cho i Abbota w rolach, odpowiednio, nowego kumpla i mięśniaka w barze to strzał w dziesiątkę. I mimo że pewne rzeczy są umowne, jak chociażby fakt, że Fischer od razu uwiodła podejrzanego albo że szczęśliwym trafem mieli częściowy odcisk palca i dzięki temu od razu natrafili na Aarona Pulaskiego, jestem w stanie przymknąć oko na te wady, gdyż Mentalista zawsze był serialem lekkim i przyjemnym, a przynajmniej takim (poza wyjątkami w postaci odcinków z RJ) starał się być.
[video-browser playlist="633645" suggest=""]
Jest kilka świetnych momentów w całym odcinku, które rekompensują wszystkie niedoskonałości: mina Fischer, gdy Abbot daje jej listę rzeczy, które ma załatwić, w tym orkiestrę dętą, oraz świetna gra Lisbon udającej nieogarniętą dziewczynę bogacza. Robin Tunney doskonale rozumie postać Teresy i świetnie się w niej odnajduje.
Parę scen kradnie też Jane. Simon Baker potrafi czasem nieźle szarżować, ale widać, że ma duży wpływ na tworzenie roli, a twórcy mu ufają. Założę się, że nieraz pozwalają mu improwizować.
Nie zmienia to jednak faktu, że odcinek był średni. Gdyby nie pomysł z konwencją jednego, wielkiego oszustwa, byłoby bardzo słabo. Zresztą sam fakt, że trzeba było oszukiwać, był nieco naciągany; sprawę dałoby się rozwiązać o wiele prościej, robiąc po prostu przyczajkę na Aarona lub śledząc go. Nie byłoby jednak wtedy frajdy z widoku Teresy w obcisłych sukienkach.
Mentalista wciąż potrafi bawić, zaciekawić i zaintrygować, coraz bardziej przypomina jednak Castle'a i inne tego typu procedurale. Czy takie rozwiązanie ma sens - zweryfikuje oglądalność. Ja wciąż mam mieszane uczucia. Z jednej strony wciąż lubię tę produkcję, z drugiej nie tęskniłbym już za nią - najważniejszy wątek został przecież rozwiązany. Wciąż jest solidnie, ale bez fajerwerków.