Mimo miałkiego początku, Mr. Robot wraca na właściwe tory. Przez „właściwie”, rozumiem takie, które wyznaczały tempo dla pierwszego sezonu. Jest lepiej, a to zasługa jednej prostej rzeczy – Elliot siada przed komputerem.
Trzeba przyznać, że z odcinka na odcinek coraz lepiej oglądało się drugą serię, chociaż klisze z ubiegłego sezonu i niespieszna akcja wciąż przeszkadzały. Jednak w odcinku piątym wyzbyto się zarówno utartych schematów, jak i nadano właściwe tempa wszystkim wydarzeniom. Elliot zdecydował się pomóc Rayowi, FBI siedzi na karku f-society, a gdzieś obok rozgrywa się tajemniczy, interesujący wątek żony Tyrella. Teraz, kiedy główny bohater serialu zaakceptował, albo przynajmniej próbuje to powoli robić, swoje alter ego, zamiast schizofrenicznych wizji dostajemy trochę porządnego hakowania, próby szukania wyjścia z trudnej sytuacji oraz więcej interakcji z prawdziwymi ludźmi. To wszystko jest bardziej przyziemne, realne i dzięki temu nie tylko lepiej się to ogląda, ale też ma się poczucie, że w końcu można się o coś zaczepić. Siedzenie w głowie Elliota to niezły zabieg artystyczny, ale taki, który męczy – szczególnie przez cztery odcinki pod rząd.
Cała akcja z Rayem początkowo wydawała mi się zbędna, ale kiedy okazało się, że ten macza palce w nielegalnym handlu bronią, narkotykami, a nawet prostytucją czy zabójstwami na zlecenie, przypomniały mi się początki serialu. Wtedy to Elliot śledził podobne osoby, hakował i potem wydawał policji. Jednak w tym przypadku nie pójdzie mu tak łatwo: ta trudność czyni ten wątek interesującym – Elliot nie jest superbohaterem i boleśnie się o tym przekona. Oczywiście osobnym zmartwieniem jest FBI. Postać agentki DiPierro wypada nadzwyczaj dobrze, jest to ciekawie nakreślona bohaterka, której – mimo bycia niejako antagonistką – chce się kibicować. Jej wizyta w Chinach pozwala w szerszej perspektywie zobaczyć całą szachownicę, na której zarówno f-society, jak i FBI, wydają się jedynie pionkami, a być może w ostatecznym rozrachunku znajdą się nawet po tej samej stronie. Tym bardziej, że jedni i drudzy zdają się być spisani na straty. Podkreśla to szczególnie scena strzelaniny – zaskakująca, brutalna, prosta.
No url
Nie dużo gorsza jest również kolejna, finalna scena odcinka. Bardziej kameralna, ale pokazująca, to o czym wspominałem - Elliot ma teraz o jeden problem więcej i nie jest to wcale rzecz bardziej marginalna niż walka o kontrolę nad swoim ciałem czy oddech agentów federalnych na karku. Warto również odnieść się do wątku żony Tyrella, która wydaje się działać na korzyść męża, a więc i f-society. Ciekawe jak dużo wie ta kobieta i czy odegrała jakąś większą rolę w tym, co się stało w finale poprzedniej serii.
Krótko podsumowując, ten odcinek dał mi powód do czekania na kolejne epizody. Może to nie porządny kop, który wywinduje cały ten sezon w ciągu godziny do poziomu mistrzostwa, ale wystarczająco mocne pchnięcie w stronę intrygi, napięcia i akcji, bym z zaciekawieniem i bez zmuszania się kontynuował swoja przygodę z
Mr. Robot. Szczególnie, że widać kierunek, w którym to wszystko zmierza i potencjału tutaj nie brakuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h