W pewnym kraju żyło sobie siedmiu śmiałków. Byli oni zacnymi rycerzami, ale pewnego dnia zdradzili swojego króla oraz kraj, dokonując straszliwej rzezi wśród poddanych, Ta grupa nazywała się Nanatsu no Taizai – Siedem Grzechów Głównych.
Minęło dziesięć lat. Księżniczka Elizabeth, trzecia córka króla Bartry, ucieka z zamku, ponieważ Święci Rycerze Brytanni, stojący od zawsze na straży królestwa dokonują przewrotu i przejmują władzę, a władca oraz siostry Elizabeth zostają uwięzione. Księżniczka, nie mając innego wyjścia, postanawia odnaleźć Siedem Grzechów Głównych, ponieważ wroga mogą pokonać tylko jeszcze więksi zbrodniarze. Tak więc Elizabeth trafia do pewnej karczmy prowadzonej przez niepozornego chłopaka oraz jego… świnię. Tak, ona też pracuje, zajmując się zjadaniem resztek. Karczmarz ma na imię Meliodas, gadający prosiak to Hawk, a ten cały biznes to tylko tymczasowe zajęcie dla Meliodasa, ponieważ jest dokładnie tym, kogo dziewczyna szukała. Nie minie sporo czasu, a na scenę wejdą kolejni bohaterowie tej historii, czy raczej pozostałe Grzechy. Każdy z tych wojowników przejawia imponującą siłę oraz pokaźną liczbę wad i przywar, ale to naprawdę dobrzy kumple, którzy skoczą za sobą w ogień. Przeważnie.
Nanatsu no taizai to typowa seria przygodowa, będąca adaptacją mangi pod tym samym tytułem. Komiks Nakaby Suzuki powstaje od 2012 roku, a anime obejmuje oczywiście tylko początek historii. 24-odcinkowy serial legalnie można na Netfliksie (plus 4 odcinki dodatkowe, będące kontynuacją serii). Netflix posiada zresztą wyłączność na emitowanie
Nanatsu no taizai. Anime za sprawą swojego luksusowego, wydawałoby się, charakteru, szybko zdobyło sławę. Dodatkowym czynnikiem motywującym do oglądania jest też sama manga, która wygrała 39. edycję rozdania nagród wydawnictwa Kodansha w kategorii shounen, czyli najlepszego komiksu dla nastolatków.
Nanatsu no taizai czerpie garściami z klasycznych przygodówek, a oglądanie tego anime jest niczym powrót do przeszłości. Nawet wygląd postaci czy sposób rysowania ich oczu przywodzi na myśl anime z lat 90. To trochę jak powrót do czasów dzieciństwa, kiedy Dragon Ball królował na ekranach fanów anime. Tak jak za sprawą Stranger Things widzowie odkryli, że tęsknią za klimatem lat 80., tak i fani anime nagle poczują się jak w domu – z tym, że w takim sprzed lat. Nie oznacza to oczywiście, że to serial wybitny. O nie, ma swoje liczne wady, ale cóż one znaczą, kiedy ma się ogromną radochę z oglądania kolejnych walk dziwacznie poubieranych rycerzy ze zdecydowanie niebanalnymi Grzechami? Trzeba na początku otwarcie przyznać – bohaterowie stanowią pełen przekrój osobowości, a nie są oni szczególnie oryginalni (a i tak się ich lubi). Stanowią raczej typowe przykłady konkretnych cech upakowanych w dane ciała, jak choćby sama księżniczka Elizabeth. To taka typowo przemiła dziewczyna do serca przyłóż, której dość (no dobra, bardzo!) zbereźne zaczepki Meliodasa niby przeszkadzają, ale cóż, pozwala na nie. Trzeba zresztą w tym miejscu wspomnieć o fanserwisie, którego twórcy nam nie skąpią. Meliodas lubi bowiem sobie pomacać co nieco, pozaglądać tam, gdzie nie wypada, a i panny dookoła mają wszystko na swoim miejscu. Na szczęście macanki i tego typu atrakcje są tylko dodatkiem do naprawdę wartkiej akcji.
To anime dla fanów walk i nawalanek w ilości przekraczającej wszelkie dopuszczalne normy, a bijatyki są tutaj przesadzone do tego stopnia, że nikogo nie zdziwi zdemolowanie całej góry czy miasta. Ot, skutek uboczny! Im bardziej niepozorna postać, tym bardziej pokręconą mocą dysponuje, a nazwy coraz to dziwniejszych ataków padają równie często, jak przeciwnicy danego wojownika. Albo raczej Grzechu. Siedem Grzechów Głównych to naprawdę potężni eksrycerze, a ich zła sława wyprzedza ich o całe mile Oczywiście wydarzenia sprzed dziesięciu lat nie wyglądały, jak to przedstawiają co poniektórzy Święci Rycerze, a zresztą – ktoś naprawdę myśli, że główni bohaterowie tak szalonego serialu będą naprawdę źli?
Przezabawne jest w
Nanatsu no taizai, że wszyscy znają się tu od lat, przeszłość okryta jest mrokami tajemnicy, nikt nie wie, co się właściwie stało, ewentualnie nie pamiętają, że się znali, widz ogląda liczne retrospekcje, a na końcu wie niewiele więcej, niż na początku. Można mieć sporo zarzutów do niekonsekwentnego zachowania bohaterów, którzy w mig zmieniają zdanie i po wielu latach nienawiści błyskawicznie sobie przebaczają (w drugą stronę jest podobnie), ale co z tego, skoro za zakrętem czai się kolejny przeciwnik, a Elizabeth postanawia pomóc przyjaciołom w odzyskaniu królestwa, choć to w praktyce oni pomagają jej. Jest ona typową przedstawicielką bohaterek "nic nie umiem, ale pomogę". Podobnie ma się rzecz z Hawkiem, gadającą świnką, potrafiącą… no właśnie gadać. Oraz dużo jeść. Hawka jednak kocha się od pierwszej sceny z tym arcysympatycznym prosiakiem. Nawet jeżeli stanowi on jedynie rolę maskotki, to jest rozkoszny sam w sobie, a dźwięk, który Hawk wydaje w trakcie biegu bawi nawet po dwudziestu odcinkach.
Strony konfliktu są tu mocno czarno-białe, czyli z góry wiemy, komu należy dołożyć, a kto zdecydowanie stoi po Jasnej Stronie Mocy. Niby główny złoczyńca, którego imienia nie wyjawię posiada jakieś motywy swojego postępowania, ale i tak ciężko go określić mianem dobrze wykreowanego antagonisty. Jest zły, ot co. O tyle jednak dobrze, że nie wszyscy bohaterowie zostają do końca serialu po tej samej stronie barykady.
Nanatsu no taizai ma dostarczać rozrywki, a nie traktatów filozoficznych, co zresztą robi znakomicie.
Grafika to coś, za co należy się temu serialowi owacja na stojąco. Jest bardzo, ale to bardzo kolorowo, o ile nie pstrokato, więc wesoły klimat udziela się od razu, a sceny walk po prostu powalają. Już pierwszy odcinek daje próbkę, jak fantastycznie może wyglądać animacja, o ile poświęci się jej należycie dużo czasu (i pieniędzy). Stylistyka całości, tak jawnie nawiązująca do starszych tytułów początkowo może odrobinę przeszkadzać, ale już po kilku odcinakach nie zwraca się na nią uwagi, wręcz dopełnia historię. Muzycznie także jest całkiem przyjemnie, a to przecież najważniejsze.Uwaga – krew leje się obficie, a pourywanych kończyn nie brakuje!
Nanatsu no taizai nie jest anime łatwym do oceny – jeżeli zastanowić się nad serią na spokojnie, wyjdą na jaw liczne mniej lub bardziej widoczne głupotki, ale cóż z tego, skoro dostarcza bezmyślnej rozrywki? Spróbować zawsze można, a pierwszy odcinek jak na dłoni pokazuje, co będzie się działo dalej – tylko bardziej, głośniej i po prostu z większym hukiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h