Serial A.P. Bio, w dość zabawny sposób rozkłada na czynniki pierwsze pewną postawę popularną wśród wykształconych trzydziestolatków. Bogactwo nie jest już wyznacznikiem statusu społecznego, a stanowi go intelekt, wiedza i samorozwój. Są to oczywiście chwalebne idee, jednak podobnie jak inne atrybuty współczesnego świata, zbyt często służą do wywyższania, dowartościowywania i upokarzania innych. Jack Griffin to właśnie taki jegomość. Gość uważający się za intelektualną alfę i omegę zostaje zmuszony do prowadzenia życia wśród tych, którymi do tej pory pogardzał. Założenie fabularne serialu pozwala na śmieszkowanie do woli z jego niechlubnych cech charakteru. Naburmuszona poza i wielkie mniemanie o sobie, traktowane jest ostrzem satyry w bezlitosny sposób. Całość jest tym bardziej zabawna, że łatwo spotkać w rzeczywistym świecie osoby, posiadające podobne postawy życiowe. Żartowanie z tego, co nas denerwuje na co dzień, to bardzo zdrowa i oczyszczająca czynność. Dlatego też Nauki niezbyt ścisłe można polecić jako lekarstwo na stres dnia codziennego. W najnowszych odcinkach towarzyszymy Jackowi podczas perypetii sercowych. Jego życie to nie tylko pasmo porażek zawodowych. Nie odnosi również sukcesów na polu romantycznym. Griffin nie może zrozumieć, że tak atrakcyjnemu osobnikowi jak on, wciąż nie udało się zaciągnąć miejscowej piękności do łóżka. Próbuje więc swoich sił w lokalnym barze i u matki jednego ze swoich uczniów. Niestety jego charyzma pakuje go raczej w kłopoty, a nie do łóżka z ewentualną kandydatką. Jack postanawia więc pójść po rozum do głowy, szukając przyczyny swoich porażek. Finalnie odkrywa, że to jego parszywy charakter jest przyczyną całego zła, które go spotyka. Zmienia więc swoje zachowanie, dzięki czemu na kilka chwil staje się prawdziwym gołąbkiem pokoju. Omawiane epizody mają standardową dla seriali komediowych konstrukcję fabularną. Przez większość odcinka główny bohater dokazuje, robiąc z siebie idiotę i generując przy tym multum przezabawnych sytuacji. W końcówce jednak przychodzi chwila na refleksję, podczas której Jack czyni, co należy, odkrywając w sobie pokłady dobra. Dzięki takiemu zabiegowi fabularnemu, dostajemy optymistyczne przesłanie, pełne tradycyjnych, niekontrowersyjnych wartości. Poza tym, w przeciągu kilku ostatnich minut, bohater przekreśla wszystkie niegodziwości, których się dopuścił, jawiąc się finalnie jako fajny gość. Dlatego też postać Jacka Griffina działa jak należy. Jest on właściwie zrównoważony i wystarczająco charyzmatyczny, aby pociągnąć tę krótką formę komediową. Poza tym istnieje niewątpliwa chemia między nim a brygadą geeków, z którymi spotka się na lekcjach biologii. Istniejący miedzy nimi kontrast daje olbrzymie pole do popisu scenarzystom, a ci z odcinka na odcinek coraz lepiej sobie radzą z rozpisywaniem kolejnych żartów. Dużo gorzej wypadają pozostali pedagodzy ze szkoły, w której uczy Griffin. Dyrektor, mimo że w pierwszych epizodach sprawiał wrażenie zabawnej postaci, jest zbyt mało wyrazisty, aby pociągnąć wątek uzupełniający. Jego postać pisana jest bardzo zachowawczo i mało atrakcyjnie. Ot, kolejny fajtłapa na wysokim stanowisku. Trzy belferki również pozostawiają wiele do życzenia. Postacie mają potencjał, ale twórcy nie potrafią zagospodarować odpowiednio tych postaci. Doskonałym przykładem na to jest krótki wątek spod znaku „odsłoniętych pleców”, który jest tak kuriozalny, że nie pasuje nawet do dziwacznego formatu, jakim są Nauki niezbyt ścisłe. Jack Griffin zaskoczył. Glenn Howerton po raz kolejny stworzył ciekawą postać, której nie można odmówić intrygującej charyzmy. W połączeniu z miłą dla oka oprawą audiowizualną, serial robi naprawdę dobre wrażenie i idealnie nadaje się na wieczorny „odmóżdżacz” po ciężkim dniu, podczas którego musieliśmy się użerać z legionem skończonych idiotów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj