Gdy przyjrzymy się ukazaniu wątku romantycznego w ostatnim odcinku sezonu, możemy odnieść wrażenie, że Aaron Sorkin bawi się konwencją komedii romantycznej. Samo zagmatwanie sercowych przygód godne jest najlepszych filmów gatunku. Szczególnie widać tę zabawę w scenie, gdy Maggie zostaje oblana przez autobus "Seksu w wielkim mieście" i zaczyna wyrzucać z siebie całą frustrację. Scena tak humorystyczna, że trudno od razu skojarzyć fakty i przewidzieć coś, co powinno być oczywiste. Pojawienie się Jima potrafi zaskoczyć i w końcu rozwija wątek, na który czekaliśmy długi czas. Z drugiej strony twórcy mogliby zdecydować się, czy chcą robić poważny i dojrzały serial, czy serwować nam kiczowate zagrania rodem z ckliwych romansów. Gdyż patrząc na sceny z Maggie i Jimem, widzimy, że umyślnie jest to inspirowane takimi filmami, ale czy naprawdę jest to konieczne? Co prawda, wrażenie dość humorystyczne i trudno traktować te sceny ze śmiertelną powagą, ale patrząc na przekrój sezonu, chociażby najgorszy odcinek o bin Ladenie, kiczowatych zagrań było zbyt dużo i lepiej, aby w 2. sezonie było ich jeszcze mniej.
[image-browser playlist="599774" suggest=""]©2012 Home Box Office Inc
Jim i Don stają się postaciami tragicznymi, które muszą prowadzić wewnętrzne batalie ze swoimi uczuciami. Jim skradł pocałunek Maggie, lecz nie osiągnął nic poza tym. Wydaje się, że jest takim spragnionym człowiekiem na pustyni, który po zasmakowaniu kropli wykwintnego trunku, będzie chcieć więcej. Byłoby dobrze, gdyby w 2. sezonie nadal walczył o Maggie, ponieważ dobrze wiemy, że ta też chciałaby z nim być. Patrząc obiektywnie, trudno powiedzieć, co Don i Jim widzą w tej kobiecie, która w tym odcinku jest prawdziwym destrukcyjnym żywiołem. Gdyby trzymała język za zębami, nie rozpoczęłaby kompletnego chaosu. Jim w końcu chciał być z Lisą i zapomnieć o Maggie, ale ona na to nie pozwoliła. Ciągle okłamuje samą siebie, bojąc się zranić Dona. Natomiast rozbudowanie wątku romantycznego do czworokąta zapowiada nam wiele jeszcze bardziej zagmatwanej zabawy w 2. sezonie.
Rozwiązano także jeden z głównych wątków sezonu związany z rywalizacją naszych idealistów z właścicielką stacji Leoną, która chce zwolnić Willa. Nieoczekiwanie pomocna okazuje się Nina, która pracuje dla tabloidu atakującego McAvoya. Scena ich rozmowy z Leoną i jej synem została wyśmienicie poprowadzona - może i jest schematyczna, zwłaszcza jej finał, ale umiejętnie zagrana i wyreżyserowana spełnia swoje zadanie. Motywy Leony także nie są jednoznacznie przedstawione i jej zgoda na szantaż jest wyraźnie zbyt prosta. Przez cały sezon pokazywano nam ją jako twardą kobietę, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, a gdy przeciwnik stawia warunki, poddaje się praktycznie bez walki. Brakuje mi konsekwencji w jej zachowaniu. Jedynie żałuję, że w tym sezonie i w finale tak mało jest fantastycznej Jane Fondy - kompletnie nie wykorzystano jej potencjału aktorskiego.
[image-browser playlist="599775" suggest=""]©2012 Home Box Office Inc
Pokonanie Leony doprowadza do tego, że redakcja Newsroom może redagować wiadomości w sposób, jaki chce. Szkoda jedynie, że pokazanie polityki w The Newsroom wydaje się strasznie jednostronne. Dla nas, nie znających realiów ich rządu, może wydawać się, że Republikanie to anty-amerykańskie zło. Czemu jest pokazana tylko jedna strona medalu? Tak jakby Sorkin serialem prezentował własne poglądy politycznie, nie będąc otwartym na kontrargumenty. Prawda jest taka, że dobrzy i źli politycy są po obu stronach barykady, a ukazywanie tylko jednej trąci próbą indoktrynacji potencjalnych wyborców.
Jest też druga strona medalu, bardziej uniwersalna. Po wyliczeniu argumentów i nazwaniu niektórych polityków "amerykańskimi talibami", trudno nie odnieść wrażenia, że ten termin pasuje do życia politycznego także na świecie. Wystarczy spojrzeć na nasze podwórko i od razu możemy skojarzyć, że wymienione przez bohatera zachowania, są także obecne w naszym kraju. Zmusza to do zastanowienia się nad kondycją polityczną, która bez względu na status danego państwa, aż tak bardzo się nie różni, gdyż krajami rządzą ludzie popełniający podobne błędy.
[image-browser playlist="599776" suggest=""]©2012 Home Box Office Inc
Zabawnie rozwija się wątek internetowych gróźb wobec Willa. Nad odnalezieniem winowajcy pracował Neal razem z Lonnym, ochroniarzem McAvoya. Jego taktyka wejścia w środowiska trolli i przywłaszczenia sobie zasług nie kończy się najlepiej. Jedyny, znaczący plus tego wątku - w 2. sezonie powinniśmy widzieć więcej Terry'ego Crewsa w roli Lonny'ego.
Końcowe sceny dotyczą głównie relacji Willa z MacKenzie. McAvoy dowiaduje się, że jego wybuch prawdy z pilota nie był efektem halucynacji, gdyż jego była dziewczyna naprawdę tam była i "produkowała" jego reakcję. Świetnie wypada scena, w której MacKenzie wyjawia tę informację Willowi - gdy przez chwilę stali w milczeniu i patrzyli na siebie mogło się to skończyć na różne sposoby, ale Sorkin wybrał najlepszy. Reakcja Willa utrzymana w stylu Bruce'a Willisa z "Na wariackich papierach" perfekcyjnie pasuje do tego serialu. Przez cały sezon odnosiłem wrażenie podobieństw w relacjach tych par. Niestety, budowanie napięcia pod wielkie ujawnienie "reszty wiadomości" z poczty głosowej nie wychodzi najlepiej. Dokładnie da się przewidzieć, co takiego Will nagrał będąc na haju, więc robienie z tego wielkiego wydarzenia sezonu, nie jest niczym emocjonującym ani spektakularnym. Po prostu kolejny punkt do odhaczenia na liście.
[image-browser playlist="599777" suggest=""]©2012 Home Box Office Inc
Dobrze, że w ostatnich scenach The Newsroom od pilota zatoczył pełne koło. Pojawia się kobieta, która zadała idiotyczne pytanie, "dlaczego Stany Zjednoczone są największym krajem na świecie?". To, że teraz ona dołącza do ekipy jest naprawdę nieoczekiwanym i przyzwoitym rozwiązaniem.
Patrząc na The Newsroom, można stwierdzić, że jest to naprawdę dobry serial, który pomimo osadzenia akcji w redakcyjnym świecie potrafi być rozrywką na wysokim poziomie. Sorkin, pomimo słabszych odcinków, dostarcza solidnych scenariuszy, prezentując interesujące wątki i błyskotliwe dialogi, które są jego wizytówką. Co najważniejsze - pod otoczką dużej dawki humoru i porządnej zabawy, The Newsroom porusza wiele ważnych problemów. Dodatkowo ukazuje to w taki sposób, że ciężko po obejrzanym odcinku nie zastanowić się nad daną kwestią.
[image-browser playlist="599778" suggest=""]©2012 Home Box Office Inc
Przede wszystkim The Newsroom pokazuje nam kondycję mediów na świecie. Dzięki redakcji składającej się z idealistów, przypomina nam, co to oznacza być dziennikarzem, czym jest etyka, oraz że widzowie powinni otrzymywać fakty, nie kłamstwa. Dwuznaczny tytuł odcinka świetnie oddaje prawdę o osobach, które w prawdziwym życiu próbowałyby osiągnąć to, co bohaterowie serialu - o większych głupcach. Tylko że właśnie tacy ludzie, nie bojąc się ryzyka, doprowadzali do przełomów i potrzebnych zmian w świecie, czyniąc go lepszym w wielu aspektach naszego życia. Wiadomym jest, że w rzeczywistości taka redakcja nigdy nie powstanie, na pewno nie w 100%. Jednakże pojawienie się większego głupca, który innych również zainspiruje do bycia głupcami, jest współcześnie bardzo potrzebne. Wydaje się, że Sorkin chce nam dać do zrozumienia, że bycie takim głupcem nie jest wcale takie złe, a słowa wspomnianej dziewczyny, że także chce być większym głupcem są tego dowodem. The Newsroom jednak wciąż sprawia wrażenie, że uznany twórca nie jest w szczytowej formie. Oby w 2. sezonie Aaron Sorkin pokazał klasę, za którą go cenimy.