Przyznam szczerze, że do momentu sięgnięcia po książkę Han Kang, w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, co zaszło na wyspie Czedżu. O ogromie ofiar nie wspomnę. Myślę, że wielu czytających zada sobie trud, żeby chociaż rzucić okiem na historię tych dramatycznych wydarzeń dziejących się w latach 1948–1949. Książkę Nie mówię żegnaj można podzielić w zasadzie na trzy części. Pierwsza to opis podróży kobiety do domu przyjaciółki. Ta droga staje się pretekstem do poznania historii rodziny In-son. Przy okazji jesteśmy wprowadzeni w dramat, który rozegrał się na wyspie i który pochłonął 30 tys. dusz. Jest pięknie i poetycko. Razem z bohaterką balansujemy na granicy jawy i snu. Ten oniryzm w połączeniu z niezwykle sugestywnym opisem zamieci śnieżnej kupił mnie. Jakże bolesne było zderzenie z kolejną częścią.
Źródło: W.A.B.
Środek jest szalenie porwany i pogmatwany. Mamy kilka historii, które są pomieszane. Zwiększona liczba bohaterów i wątków też nie ułatwiają odbioru. Być może za takim prowadzeniem narracji stał jakiś głębszy sens, ale ja trochę się męczyłam. Musiałam czasem cofać się po parę stron, żeby to wszystko sobie jakoś posklejać. Doceniam jednak fakt, że jest to pięknie napisane. To poetycki i przepełniony metaforami... bałagan. O dłużyznach nie wspomnę.
A jak wypada finał? Warto było przebrnąć przez środek! Zakończenie jest piękne, z mocnym wyrazem. Trudno się nie wzruszyć. Po skończonej lekturze nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdyby trochę skrócić drugą część, dostalibyśmy naprawdę mocną rzecz. Nie mówię żegnaj jest bez wątpienia książką dla koneserów. Spodoba się wielbicielom specyficznej prozy poetyckiej lub po prostu tym, którzy lubią literaturę azjatycką. Pisarka bez wątpienia wymaga od odbiorcy sporo cierpliwości i wysiłku czytelniczego. Myślę jednak, że warto. Ja nie żałuję.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj