Długo czekałam na tę książkę. Nie tylko ja. Świat czekał. A przynajmniej ta jego część, która uważa Lenę Dunham za głos pokolenia dwudziestokilkulatków. Głos, którym niejako sama się ochrzciła już w pierwszym odcinku swojego serialu. Świat – bez względu na sympatię do autorki - był ciekawy, za co debiutantka dostała 3,5 mln dolarów zaliczki od wydawnictwa Random House. A zatem: czy Lena Dunham rzeczywiście ma coś do powiedzenia, czy książka okazała się tylko kolejnym przejawem jej ekshibicjonizmu? Należałoby wyjść od tego, czy w wieku 28 lat mieszkająca w Nowym Jorku dziewczyna pochodząca z zamożnej rodziny, córka cenionych artystów, reżyserka, scenarzystka, producentka i aktorka w jednym może mieć na tyle ciekawą historię, by zainteresować nią czytelników. W końcu podtytuł „Nie takiej dziewczyny” brzmi „Młoda kobieta o tym, czego »nauczyło« ją życie”. I tu rodzi się problem – czy wobec tego ta książka, podzielona na rozdziały: „Miłość i seks”, „Ciało”, „Przyjaźń”, „Praca” i „Z perspektywy”, ma być poradnikiem, czy może jednak biografią? Inspiracją dla Leny była inna książka, „Having It All” Helen Gurley Brown (zresztą Dunham nawiązuje do niej także landrynkową okładką), wieloletniej redaktor naczelnej „Cosmopolitana”, która doradzała kobietom w sprawach miłości, seksu, wyglądu czy diety. Książka Dunham poradnikiem na pewno nie jest. Złożona z autobiograficznych esejów pozbawionych chronologii czy związków przyczynowo-skutkowych, luźnych refleksji, anegdot ze studenckiego życia czy zestawień typu „15 rzeczy, których nie należy mówić przyjaciołom”, „Nie taka dziewczyna” przypomina raczej pamiętnik. Dunham swój pamiętnik, a zatem i siebie, otwiera przed czytelnikiem szeroko, nie kryjąc najbardziej wstydliwych, krępujących i niezręcznych sytuacji. Pytanie jednak, czy naprawdę chcemy o nich czytać. Opisane sytuacje, towarzyskie i intymne, na ogół nie budzą uśmiechu, a raczej konsternację. Z Leną i jej doświadczeniami raczej trudno się utożsamiać, po części przez różnice kulturowe, po części przez jej specyficzny styl bycia. Można chwalić ją za szczerość, bo obok ekshibicjonizmu i egocentryzmu jest to zasadnicza cecha jej jako autorki, ale mam wątpliwości, czy dobrze robi, obnażając się tak bardzo przed czytelnikiem. Opisując wszystkie nieudane związki, a zwłaszcza nieudane stosunki seksualne, nieudane randki, dziecięce nerwice, bóle menstruacyjne i strach przed szumami usznymi oraz kurzem z lamp, nie staje się nam wcale bliższa. Wręcz przeciwnie – Dunham kreuje się na ofiarę, nieudacznika, dziwaka – osobę, z którą raczej większość z nas nie chciałaby się identyfikować. Nie sądzę zatem, aby można było interpretować „Nie taką dziewczynę” jako manifest pewnego pokolenia. Będąc niemalże rówieśniczką Dunham, w naszym życiu i światopoglądzie widzę - mimo całej sympatii – niewiele punktów wspólnych. Jaka jest więc książka Dunham? Momentami wydaje się być pretensjonalna – brak granic w mówieniu o sobie jej szkodzi. Jest krzykliwa i chaotyczna. Czyta się ją, owszem, z lekkością, ale zasługą tego jest m.in. infantylny język, jakim posługuje się artystka. To język, jakiego nie powstydziłaby się wspomniana Gurley Brown, a więc poradnikowy styl „Cosmo”. Problem z książką jest jeszcze jeden – oceniając ją, oceniamy w pewien sposób życie autorki. A tego chyba robić nie powinniśmy. Nie sposób jednak przejść obojętnie obok zwierzeń, z których wynika, że Dunham miała dziesiątki chłopaków, a jednocześnie seks kojarzy się jej z czymś obleśnym, czemu poddajemy się niejako z przymusu. Nie jest jednak tak, że książkę tę kompletnie odradzam. Owszem, jest rozczarowująca, ale ma swoją zaletę. Pisząca ją dziewczyna udowadnia, że: po pierwsze – trzeba mieć odwagę, po drugie – nie można przejmować się krytyką, po trzecie – należy mierzyć się ze swoimi słabościami. Tak żyje Lena Dunham i spójrzmy, gdzie dzisiaj jest – w gronie najbardziej wpływowych kobiet świata telewizji. Jednocześnie, podobnie jak w swoim serialu, tak i w książce, Lena podejmuje temat trudnego okresu wchodzenia w życie po ukończeniu studiów, kiedy rzeczywistość rozczarowuje i nie ma nic wspólnego z wyobrażeniami, a młody człowiek wraca do punktu wyjścia – pod dach rodziców. Te historię w jej wykonaniu już jednak znamy – zarówno z „Dziewczyn”, jak i z fabularnych „Mebelków”. Czytaj również: Lena Dunham – ta nieznośna dziewczyna No właśnie, czy fani „Dziewczyn” będą usatysfakcjonowani literacką twórczością swojej idolki? Powinni, bo „Nie taka dziewczyna” to pozycja skierowana przede wszystkim do nich. Ten, kto nie zna Dunham – a przecież wszyscy wiemy, że serialowa Hannah to jej alter ego – z pewnością będzie mieć problem ze strawieniem jej oryginalnych wspomnień i zaakceptowaniem jej światopoglądu. Z drugiej jednak strony, nawet lubiąc Dunham, nie da się nie zauważyć, że autorka „Nie takiej dziewczyny” nie ma niestety jeszcze talentu literackiego, bo wszystko, na co ją stać, to spisanie własnych - bujnych, ale nieszczególnie interesujących - doświadczeń. Ciekawa jednak mogłaby być fikcja literacka wymyślona przez nowojorską artystkę, o ile nie byłaby podlana sosem własnych wspomnień. Coś na kształt „Dziewczyn”, tylko z mniejszą ilością Hannah. I na to pozostaje nam czekać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj