14. sezon Nie z tego świata to prawdziwa sinusoida – raz bywa lepiej, raz gorzej. Po odcinku półfinałowym, plasującym się w dole stawki, zaczynałam się martwić o kondycję całości, ale Nihilizm wynagrodził mi uprzednie potknięcia i rozwiał najgorsze wątpliwości. Oto powrót do starego, dobrego Nie z tego świata i to w najlepszym stylu.
Po twiście scenariusza z poprzedniego odcinka, czyli ponownym opętaniu Deana przez Michała, scenarzyści całkiem zręcznie wybrnęli ze sposobu, w jaki nasi bohaterowi mogli pochwycić archanioła bez uszczerbku na swoim zdrowiu i na inteligencji oglądającego. Co prawda, zgodnie z przewidywaniem, archanioł złowrogim pstryknięciem palców jedynie zmienił na sobie garnitur (ach, to upodobanie Michała do strojów rodem z Peaky Blinders) zamiast rozprysnąć wrogów na atomy, ale za to sposób bycia i dowcip znacznie mu się wyostrzyły.
Wszystkie, ale to wszystkie rozmowy z archaniołem Michałem (jako głównym rozmówcą, lub chórem greckim z tła) w Nihilism zasługują na uznanie. Ba, nie tylko rozmowy. Jensen Ackles, który nareszcie miał możliwość zagrać Michała nieco dłużej, zagrał go koncertowo. Mieliśmy przed oczyma zimnego, psychopatycznego, nieco szalonego sukinsyna, podobnie jak Lucyfer cierpiącego na syndrom opuszczonego dziecka, które w odwecie pragnie zniszczyć zabawki tatusia. Manipulanta, który dla własnych celów lub z czystej radości mącenia nie zawaha się przed wbijaniem bolesnych, częściowo prawdziwych szpil kolejno Jackowi (podatnemu na zranienie), Castielowi (brawa dla Michała za najlepszą parodię słynnych słów wyciąganiu Deana z otchłani) i Samowi (w jego przypadku archaniołowi chyba nie wyszło). Zadufanego w sobie dupka z kompleksem Boga, który jednak – jak się okazało, nie jest tak wszechmocny, jak mu się wydawało.
Chociaż „więzienie” dla Deana w jego własnym umyśle wymyślił perfekcyjne. Jak słusznie dywagował Sam, błądzący z Castielem po umyśle brata, by zatrzymać Deana, nie warto było zamykać go we wspomnieniach traumy (walczyłby tym zacieklej), lepiej stworzyć azyl, z którego wcale nie chciałby się wyrywać. I tak powstał Rocky’s Bar, osobiste marzenie starszego Winchestera, gdzie wiecznie gra „Searchin' for a Rainbow” The Marshall Tucker Band, a na zewnątrz szaleje burza. Jego własne miejsce, prowadzone razem z Pamelą Barnes (co za miły powrót Traci Dinwiddie, choćby tylko na chwilę), by bronić go przed zakusami podłych kupców, czekać na powrót Sama i Castiela z wyprawy na ghula i nalewać piwo z kija - a wszystkie trzy piwa z Rocky”s Bar pochodziły z browaru prowadzonego w rzeczywistości przez Jensena Acklesa, czyli Family Business Beer Company w Austin. Mógł czyścić szkło, kroić limonki, popijać kolejne shoty, a dla rozrywki, co jakiś czas zabijać wampiry, które zjawiają się w barze, by pomścić gniazdo, bo – jak wiadomo, Dean Winchester jest sławny. W barze pojawiły się liczne easter eggi serialu - nie zabrakło nawet głowy łosia i wypchanej wiewiórki na cześć ksywek z kreskówki Rocky i Łoś Superktoś, jakie niegdyś nadał braciom Winchesterom Crowley. Oj, trudno było przekonać Deana, że jego bar jest jedynie wizją umysłu (choć Sam i Castiel bardzo się starali) i nie ma się co dziwić – był w nim przeszczęśliwy.
Kiedy już jednak starszy Winchester wyrwał się z pętli i doszło do starcia z Michałem, improwizacja i współpraca Team Free Will doprowadziły do uwięzienia archanioła w zupełnie niespodziewanym miejscu. Kto powiedział, że Klatka musi mieć prawdziwy zamek? Chociaż ten obecny wydaje się bardzo prowizoryczny i nie do końca pewny, co – i słusznie – przeraża Deana. Podobnie jak wizyta Śmierci z hiobową wieścią, że wszystkie scenariusze jego śmierci zmieniły się na jeden i ten sam. Oprócz ostatniego, który – sądząc z reakcji Deana, także nie zapowiada się różowo.
Jedynym słabszym punktem odcinka byli bohaterscy obrońcy Bunkra, czyli nowo upieczeni łowcy z alternatywnego świata, bo część z nich raczyła przeżyć. Ponadto Maggie nie powinna przemawiać z patosem lub bez, bo jej nie wychodzi. A Jack, mimo wszystko, nie powinien używać mocy, bo to grozi wypaleniem duszy. A naprawdę wolę sobie nie wyobrażać nefilima bez duszy, abstrahując od faktu, że wolę go takim, jaki jest teraz – słodkim, nugatowym chłopcem.
Niemniej, Nihilism ogółem okazał się odcinkiem znakomitym. Brawa dla Amandy Tapping za reżyserię i raz jeszcze dla Jensena Acklesa za rewelacyjne odegranie archanioła Michała i Deana barmana. Obyśmy do końca sezonu dostali takich odcinków więcej i więcej. Nie powiem, liczymy w tym na nadchodzącą wielkimi krokami, 300. odsłonę
Nie z tego świata, ale nie odmówimy i pozostałym.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h