(Nie)długo i szczęśliwie to film twórców Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. Tym razem opowiedzą o zdradzie, lojalności i rozbieżnych wizjach przyszłości, które wychodzą na wierzch przez fałszywego księdza. Zobaczcie, czy warto wybrać się do kina.
(Nie)długo i szczęśliwie to włoska komedia twórców Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. Poznajemy cztery pary, które po latach dowiadują się, że ich śluby są nieważne, ponieważ zostały udzielone przez fałszywego duchownego. Choć sytuacja wydaje się na początku dość komiczna, to ponowienie przysięgi staje pod ogromnym znakiem zapytania. Niektórzy dzięki tej pomyłce dostrzegą szansę na nowy początek, a produkcja każe zastanowić się widzom, jak silne może być przyzwyczajenie.
Od początku warto zaznaczyć, że w (Nie)długo i szczęśliwie o wiele lepiej rozbrzmiewają wątki dramatyczne niż komediowe. Choć produkcja jest prowadzona dość lekko, to nie ma tu za wielu żartów czy powodów do śmiechu. Twórcy poruszają trudne tematy, takie jak opieka nad dzieckiem po rozwodzie czy zdrada. Te wypadają bardzo nierówno. Czasem serwują nam piękne i naprawdę poruszające sceny - np. rozmowę jednej z bohaterek o ciąży. Starsza kobieta z niesamowitą empatią pomaga swojej synowej zrozumieć, że ma wybór w kwestii potomstwa. Jednocześnie niektóre wątki wydają się niewykorzystane i frustrujące - ucięte w nieodpowiednim momencie czy zupełnie zapomniane. Na przykład para, która po rozstaniu dalej musi utrzymywać kontakt ze względu na syna, bardzo szybko przechodzi z nienawiści do ponownego rozpalenia uczuć. Nigdy nie zostaje dostatecznie zaakcentowany fakt, że ojciec nie zdaje sobie sprawy, w jakich warunkach do tej pory żyło jego dziecko. Brakowało tu jakiejś poważnej rozmowy z byłą partnerką i przeprosin, że był nieobecny w życiu rodziny. Produkcja też odsuwa na bok jego obecną dziewczynę, bo nie widzimy, jak kobieta dowiaduje się o zdradzie. Podczas finału zdałam sobie sprawę, że większość interesujących mnie wątków nie zostało w ogóle rozwiniętych, jakby film był niekompletny.
(Nie)długo i szczęśliwie wielokrotnie podejmuje temat zdrady. Mamy tu dwa pozornie szczęśliwe małżeństwa. Niestety, w zaprzyjaźnionym gronie dochodzi do romansu. I choć ten wątek jest budowany od samego początku, to nie ma tu ani trochę napięcia. Być może dlatego, że osoby zdradzające w ogóle nie mają poczucia winy i nie czują konsekwencji podejmowanych decyzji. Gdy jeden z bohaterów dowiaduje się o ciąży swojej wieloletniej partnerki, nie okazuje nawet odrobiny skruchy. Nie zastanawia się nad skutkami tego, jaki wpływ jego niewierność może mieć na przyszłość ich relacji, tylko powtarza, że chciałby związać się ze swoją kochanką. Wydaje się to dość jednowymiarowe, a z czasem zwyczajnie nużące. Podobnie z parą, która już ze sobą nie jest, ale łączy ich dziecko - spędzają ze sobą noc, chociaż mężczyzna ma nową dziewczynę i poważne plany wobec niej. Zostaje to potraktowane bardzo lekko, jakby nie miało żadnego znaczenia. Zdrada musi wzbudzać w widzu jakieś emocje, tymczasem gdy cała prawda wychodzi na jaw, można co najwyżej z umiarkowaną ulgą stwierdzić, że przynajmniej niektórzy niewierni partnerzy zostali na lodzie. Powinno to wybrzmieć o wiele mocniej i trzymać w napięciu do samego końca.
Film zadaje interesujące pytanie - jaką rolę w związku odgrywa przyzwyczajenie? Przerwanie małżeństwa bez konsekwencji dla wielu jest szansą na nowe. Myśl o tym, że wieloletni partner nie chce ponowić przysięgi, potrafi być niesamowicie bolesna. Bardzo dobrze przedstawiano, jak sytuacja, która na początku wszystkim wydaje się śmieszna, staje się w mgnieniu oka czymś, co może rozbić trwałe do tej pory relacje. Unieważnione małżeństwo staje się bodźcem do zakwestionowania swoich dotychczasowych wyborów. W ogólnym rozrachunku najlepiej wypada ta para, która żywi do siebie prawdziwe uczucia, ale oboje zdają sobie sprawę, że mają trochę inne wizje przyszłości. Widzimy, jakie to dla nich bolesne.
(Nie)długo i szczęśliwie ma piękną scenerię i świetną obsadę, ale akcenty zostały dość nierówno rozłożone. W związku z tym jest kilka mocnych, dobrych momentów i całe mnóstwo dość jednostajnych, nużących scen, które nie mają odpowiedniego ładunku emocjonalnego. Bohaterowie - z tylko jednym wyjątkiem - są zamożni, więc trochę brakowało różnorodności. W przypadku biedniejszych rodzin doszłaby przecież kwestia tego, jak ewentualne rozstanie wpłynęłoby na sytuację mieszkaniową. To niestety odrobinę zmarnowany potencjał na naprawdę ciekawe rozważania na temat wierności, lojalności i wieloletnich związków.