Nieobecni w kolejnych dwóch odcinkach tylko nieznacznie zbliżają główną bohaterkę do odkrycia prawdy o losie jej zaginionej rodziny. Jak na tym etapie prezentuje się serial Playera?
Nieobecni w dalszej części serialu są konsekwentni, jeśli chodzi o prowadzenie fabuły i podpieranie kryminalnej zagadki wątkami obyczajowymi. Mila Gajda (Justyna Wasilewska) wciąż nieustępliwie stara się odszukać swoją rodzinę i nie dopuszcza do siebie najczarniejszych myśli. Z równie dużą determinacją pracuje Filip Zachara (Piotr Głowacki), dla którego dwa kolejne odcinki nie były łatwe. Na szczęście pojawia się Elżbieta Zawada (Danuta Stenka), która swoim doświadczeniem i dobrym słowem była w stanie dać bohaterom kilka cennych wskazówek.
Po czterech odcinkach możemy już z większą pewnością wypunktować zalety, ale też wady serialu Playera. Dobrym pomysłem okazało się osadzenie akcji w małym miasteczku, bo kilka razy słusznie podkreślono, że tutaj każdy mieszkaniec wie o swoim sąsiedzie wszystko. A jednak jedna z rodzin mogła zniknąć bez śladu. Ta nietypowość sytuacji jest bardzo atrakcyjna, ale samo jej wykorzystanie na przestrzeni kolejnych epizodów nie wypada już tak dobrze. Kilka scen ze zdenerwowaną na Milę społecznością (i odwrotnie), to zbyt mało, żeby mówić o twórczym podejściu do motywu małomiasteczkowości.Fot. TVN/Player
Twórcy sporo czasu poświęcają bohaterom, bo koncentrują się na pokazaniu ich trudnej przeszłości. Dowiadujemy się nieco więcej o relacji głównej bohaterki z matką, a także partnerem. Okazuje się, że zaginięcie ojca, macochy i przyszywanego brata nie jest jej jedynym problemem. Można powiedzieć, że Mila Gajda jest postacią wchłaniającą kłopoty niczym gąbka. Rzucono też okruszki, jeśli chodzi o Filipa Zacharę i jego rodzinę, na co wpływ miała obecność Elżbiety Zawady. Jej pojawienie się pozytywnie wpłynęło na podkomisarza z Centrum Osób Zaginionych, ale też na samą Gajdę. Postać grana przez Danutę Stenkę dosłownie podleczyła słowem strapioną duszę głównej bohaterki. Bądź sobą - mówi Zawada. I nagle Mila postanawia zrobić rzeczy, o których wcześniej nie mogła nawet myśleć.
Scenariusz serialu Nieobecni jest niestety zbudowany na prostych pomysłach. Z wyjątkiem głównego śledztwa - tutaj nie jest jeszcze najgorzej i koniec serialu może spowodować zmianę tej oceny. Pierwsze podejrzenie pada bowiem na postać graną przez Mateusza Damięckiego, co stanowi wyraźny sygnał, że w małym miasteczku zaginięcie Gajdów nie było i nie będzie jedynym poważnym problemem. To stanowi m.in. o obyczajowym charakterze produkcji, bo widza próbuje się nagle zaangażować w relację małżeństwa Borkowskich, połączonych cienką nicią z główną fabułą.
Ułatwień w scenariuszu nie brakuje, bo mamy jeszcze takie sytuacje, jak pojawienie się postaci Miłosza, który postępuje niekonsekwentnie względem wcześniej przedstawionego charakteru. Musimy też jako widzowie zgodzić się na pewną umowność świata przedstawionego, w którym mieszkańcy małego miasteczka czerpią informację z gazet, zaś profesjonalny piłkarz zamieszany jest w grubą sprawę, ale prosi swojego prawnika jedynie o usprawiedliwienie go z nieobecności na treningach.
Ostatecznie Nieobecni po czterech odcinkach zapewniają minimum przyzwoitej rozrywki. Fabuła została pomyślana tak, że choć na razie nie możemy ostatecznie ocenić wymyślonej intrygi, to jednak przyciąga ona do ekranu. Chcemy dowiedzieć się, co stało się z rodziną Gajdów i kto za tym stoi. Historia rozwijana jest mozolnie, bo czas oddaje się też pobocznym wątkom i dramatom poszczególnych bohaterów. Pieczę nad prowadzeniem serialu sprawuje Filip Zachara - nietypowy w relacjach i do bólu rzetelny w wykonywaniu swoich obowiązków.