Temat niewidzialnego człowieka był już wałkowany na wiele sposobów, zarówno w kinie, jak i w telewizji. Wydawałoby się, że trudno będzie pokazać coś nowego w tym temacie, a jednak Leighowi Whannellowi się to udało. Stworzył on bowiem dreszczowiec, w którym nie potwór jest najważniejszy, ale strach przed nim. Akcja zaczyna się od pokazania nocnej ucieczki Cecilii (Elisabeth Moss) od apodyktycznego partnera Adriana (Oliver Jackson-Cohen). Człowieka, który znęcał się nad nią psychicznie od lat, kontrolując każdą sekundę jej życia. Decydował, co ma jeść, pić, w co się ubierać i z kim rozmawiać. Osaczał kobietę z każdej strony. Gdy ta w końcu postanawia go porzucić, facet nie wytrzymuje i popełnia samobójstwo. W testamencie zapisuje swojej ukochanej 5 milionów dolarów wypłacane po 100 tys. miesięcznie, ale zamieszcza tam jeden bardzo sprecyzowany warunek. By te pieniądze otrzymywać, kobieta nie może wejść w konflikt z prawem i nie może zostać uznana za niepoczytalną. Niby błahostka, ale Cecilia zaczyna podejrzewać, że jej oprawca wcale nie umarł i czai się gdzieś w ukryciu, obserwując ją. Widz do końca nie wie, czy są to tylko omamy skrzywdzonej psychicznie kobiety, czy może faktycznie coś jest na rzeczy. Niewidzialny człowiek w bardzo oryginalny sposób podchodzi do ogranego już tematu, jakim jest nękanie ludzi. Moment, w którym nasza bohaterka mówi stop, wcale nie kończy jej traumy. Być może już nigdy nie będzie w stanie normalnie funkcjonować. Główny antagonista, przynajmniej na początku, nie jest osobą wykorzystującą swoją przewagę fizyczną. To manipulant potrafiący bez użycia siły zmusić człowieka, by robił to, czego on chce. Powoli odziera go z godności i poczucia własnej wartości, wywołując przerażenie tak wielkie, że nawet w bezpiecznym miejscu wciąż czuje się sparaliżowany strachem. Nie dość, że boi się wyjść na zewnątrz, to jeszcze kontakt z drugim człowiekiem jest dla niego przerażający. I to jest chyba w tym wszystkim najstraszniejsze. Zwłaszcza moment, gdy wszyscy najbliżsi zaczynają się od ciebie odsuwać, podejrzewając że tracisz rozum. Elisabeth Moss, która po Opowieści Podręcznej i Królowych zbrodni stała się specjalistką od portretowania maltretowanych kobiet, jest genialna. Widz od samego początku jej współczuje i kibicuje, nie wiedząc nawet, co ją spotkało. Od pierwszej sceny jest bardzo wiarygodna, widzimy strach w jej oczach i ból wypisany na twarzy. Reżyser potrafi świetnie operować obrazem. Mamy mnóstwo "pustych" kadrów, w których zastanawiamy się, czy coś się w nich czai, czy to tylko urojenia naszej bohaterki, która podejrzewa, że cały czas jest przez kogoś obserwowana. Widz w pewnym momencie zaczyna jej w tej paranoi towarzyszyć. Razem z nią wypatruje ruchu i nasłuchuje, czy nikt się nie zbliża. Dźwięk w filmie Whannella gra istotną rolę, bo to w końcu ten zmysł ma pomóc w walce z niewidzialnym prześladowcą.   Początkowo Niewidzialny człowiek miał dołączyć do powstającego świata Dark Universe, rozpoczętego przez Mumię z Tomem Cruisem, na szczęście po box office'owym flopie zrezygnowano z tego pomysłu. I bardzo dobrze. Pomysł Whannella, by pokazać tę historię bez użycia nadprzyrodzonych mocy, dużo bardziej do mnie przemawia. W odróżnieniu od wersji z 1933 roku tytułowy bohater nie ma w żadnym momencie szlachetnych intencji, to szarlatan. To sadysta wykorzystujący sytuację do tego, by wyrzucić z siebie frustracje i pokazać kobiecie, kto tu rządzi.   Szkoda, że reżyser miejscami powątpiewa w bystrość i inteligencję widzów, zbyt nachalnie tłumacząc nam niektóre rzeczy. Podkreślając je kilkakrotnie, byśmy, broń Boże, ich nie przeoczyli.  Niemniej jest to sprawnie nakręcony horror dostarczający rozrywki przez dwie godziny. Wychodząc z kina, nie mamy uczucia, że spożyliśmy filmowego odgrzewanego kotleta. Jest to raczej tradycyjne danie podane w nowy sposób.    
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj