Jack Ryan to postać fikcyjna stworzona przez Toma Clancy’ego i pojawiająca się w wielu jego powieściach sensacyjnych, na motywach których nakręcono cztery filmy. Nie są one powiązane fabularnie, więc Teorię chaosu można oglądać bez znajomości poprzednich produkcji. Kolejne odsłony przygód Jacka prezentowali różni reżyserzy, a odtwórcami głównej roli byli dotychczas: Alec Baldwin ("Polowanie na czerwony październik"), Harrison Ford ("Czas patriotów" oraz "Stan zagrożenia"), Ben Affleck ("Suma wszystkich strachów") i Chris Pine, który wcielił się w postać analityka CIA w najnowszym "Jacku Ryanie". Kenneth Branagh nakręcił obraz, który w przeciwieństwie do pozostałych części nie posiada swojego literackiego pierwowzoru, niemniej jednak wpisuje się w klimat pozostałych filmów, będących zresztą bardzo swobodnymi adaptacjami powieści. Muszę przyznać, że nie jest tej samej klasy co "Polowanie na czerwony październik" czy "Stan zagrożenia", ale wypada lepiej niż "Suma wszystkich strachów".

Tytułowego bohatera poznajemy jako doktoranta ekonomii, który pod wpływem ataku terrorystycznego 11 września 2001 roku postanawia zaciągnąć się do Marines. Rzuca studia i leci do Afganistanu. Zostaje ranny (doznaje poważnego uszkodzenia kręgów) w katastrofie śmigłowca, ale ratuje życie dwóm towarzyszom. Podczas skomplikowanej rehabilitacji zakochuje się w swojej fizjoterapeutce, Cathy (Keira Knightley). Jackiem zaczyna się interesować tajny agent (Kevin Costner), który właściwie od razu proponuje mu pracę w CIA na stanowisku analityka finansowego. Uprzedza go jednak, że nie może o tym powiedzieć swojej dziewczynie, a ponadto każe mu dokończyć doktorat. Wszystkie te wydarzenia rozgrywają się w błyskawicznym tempie, stanowiąc wstęp do głównego wątku, który koncentruje się na udaremnieniu przez Jacka spisku rosyjskiego oligarchy, Victora Cherevina (Kenneth Branagh), pragnącego zrealizować finansowy atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone, by doprowadzić do katastrofy gospodarczej.

Jack Ryan: Teoria chaosu to typowe kino szpiegowskie, więc siłą rzeczy powiela pewne schematy. Pod względem rozwoju akcji za dużo jednak czerpie z serii o Bondzie i Bournie, będąc przy tym ich kiepską kopią. Większość z tego, co widzimy w produkcji Branagha, już dawno pojawiło się w filmach tego gatunku. Poza tym bohatera można nazwać Jamesem Bondem z przypadku, gdyż charakter jego  pracy w CIA zmienia się - zamiast analitykiem, staje się superszpiegiem. Nie może on się przy tym równać z ikoną, jaką jest agent 007. Forma "Jacka Ryana" to przykład braku oryginalności, ale mimo to dzięki dobrze przemyślanej, a następnie sprawnie przeniesionej na ekran intrydze obraz śledzi się z zainteresowaniem. Elementy planu terrorysty układają się w spójną, logiczną całość, którą dostrzega spostrzegawczy i inteligentny młody pracownik CIA. Wybitna łatwość, z jaką Jack dokonuje różnych odkryć, (na ogół) nie jest rażąca. Geniusz mężczyzny wydaje się prawdopodobny (w końcu nie bez przyczyny ma doktorat), a jego pomysłowość odbiera się pozytywnie. Inaczej jest w przypadku dokonanej na początku filmu prezentacji jego niesamowitej postaci jako niezniszczalnego superbohatera, którą dostajemy w pigułce.

Dalsza część obrazu wynagradza widzom słaby wstęp. Fabuła jest naprawdę niezła i wciągająca, a scenę, w której główny bohater wraz z ukochaną próbuje przechytrzyć niebezpiecznego Rosjanina, ogląda się z zapartym tchem. Wydarzenia toczą się w zawrotnym tempie, które niemal w ogóle później nie zwalnia. Towarzyszy im bardzo energiczny ruch kamery, zdjęcia momentami sprawiające wrażenie, jakby były kręcone z ręki, dynamiczny montaż oraz odpowiednio dobrana, dostosowana do wartkiej akcji i budująca atmosferę niepokoju muzyka. Efekty specjalne nie dominują podczas trzymających w napięciu pościgów, dzięki czemu "Jack Ryan" zyskuje na wartości (porywająca jest scena, w której młody Amerykanin spieszy na ratunek Cathy). Dobrze wyglądają także sekwencje walki wręcz, gdzie niejednokrotnie ważną rolę odgrywa woda… Sposób pracy kamery pozwala widzowi znaleźć się w centrum wydarzeń, a konstrukcja scen akcji bez wątpienia zasługuje na pochwałę. Do zalet filmu należy również humor. Nie jest może tak obfity jak w poprzedniej komercyjnej produkcji brytyjskiego reżysera, "Thorze", ale zadowalający. W pamięć szczególnie zapada pierwsze spotkanie analityka CIA z Cherevinem. Ich cięte riposty wywołują wybuchy śmiechu. Porównując jeszcze "Thora" do najnowszego dzieła Branagha, można zauważyć niewielki progres w podejściu do konstruowania akcji przez reżysera. Jest mniej widowiskowo, ale za to bardziej dynamicznie, a niektóre ujęcia naprawdę "wciskają w fotel" – a to wydaje mi się istotniejsze od zwykłego efekciarstwa.

Obsada "Jacka Ryana" spisała się dobrze, ale ani Keira Knightley, ani Chris Pine nie stworzyli wybitnych kreacji. Grają poprawnie i przekonująco (zwłaszcza jeżeli chodzi o chemię, która między nimi występuje), lecz nie są zbyt wyraziści. Chris Pine poradził sobie całkiem nieźle z rolą, jednakże czegoś mi w jego postaci zabrakło, chyba charyzmy. Za to uwagę przyciąga Kenneth Branagh jako Victor Cherevin, który zbudował świetny, przerysowany wizerunek Rosjanina – groźnego, niestroniącego od kobiet i alkoholu, marzącego o władzy bogacza.

Czarny charakter w wykonaniu reżysera może się podobać (zresztą jak cały film Branagha), nawet jeśli nie grzeszy oryginalnością. Jack Ryan: Teoria chaosu spełnia swoją funkcję polegającą na dostarczeniu odbiorcy sporej porcji wrażeń i dobrej zabawy. Z pewnością jest to kino sensacyjne na przyzwoitym poziomie. Szkoda tylko, że po seansie niemal natychmiast o nim zapominamy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj