"Ricki and the Flash" to film ze wszech miar oczywisty. Dostajemy prostą, wręcz banalną historyjkę o drugich szansach, odbudowaniu relacji rodzinnych i miłości ubraną w szaty dość przeciętnej produkcji, która powinna przejść bez echa. Nic tutaj nie zaskakuje, nie ma żadnej nutki szaleństwa, która wyrwałaby opowieść z marazmu, w który coraz bardziej się zagłębia. Jest nieźle, zwyczajnie, ale to rozczarowanie, gdy spojrzymy na wspomniane we wstępie nazwiska. Cały problem leży w scenariuszu Diablo Cody, która wyraźnie miała dobry pomysł, ale kompletnie spaprała jego rozpisanie. Natłok banałów jest zbyt duży, przewidywalność wkrada się już na początku filmu i zostaje w nim do końca, a ckliwe momenty jedynie wybiją z rytmu. Do tego niektóre dialogi pełne oczywistości trochę rażą i pokazują, że Cody to nadal scenarzystka jednego dobrego filmu, bo poza tym prezentuje dość przeciętny poziom. I taki jest ten film. W dodatku jest strasznie nierówny. Przez pierwszą połowę wciąga, bawi i momentami nawet zachwyca. Wszystko zazębia się nieźle, oferuje nutkę humoru, rozwój głównej bohaterki i jej relacji z rodziną. Są momenty, które pokazują, że potencjał tej historii jest ogromny. Potem nadchodzi druga połowa, która jest dowodem na to, że w tym momencie scenarzystka straciła pomysł, więc robi wszystko, by wypełnić czas ekranowy praktycznie niczym. Nagle dostajemy pełne, przedłużane na siłę koncerty bohaterki, banalne scenki miłości, ckliwe końcowe momenty i ostateczny happy end jak z marnego filmu familijnego puszczanego w niedzielny poranek w telewizji. Najgorsze w tym jest to, że pojawia się potworna nuda. Wkradają się dłużyzny, uproszczenia i zabiegi sprawiające, że druga połowa filmu po prostu usypia. [video-browser playlist="747691" suggest=""] Warto jednak obejrzeć "Ricki and the Flash" dla Meryl Streep. Jej kreacja podstarzałej rockmanki to kolejny popis najlepszej żyjącej aktorki. Postać dopracowana została pod każdym względem. Ruchy, gestykulacja, spojrzenia, sposób mówienia i zachowania - to wszystko jest fantastyczne i ogląda się z podziwem. No i do tego Streep zachwyca jako rockmanka na scenie; przekonuje pod każdym względem - jak śpiewa i kiedy gra na gitarze. Perfekcja i murowany deszcz nominacji do nagród. "Ricki and the Flash" to tylko Meryl Streep. Poza tym mamy mdłą, banalną i ckliwą historyjkę o drugiej szansie, na którą nigdy nie jest za późno. Ogląda się to nieźle do połowy, ale potem jest coraz gorzej. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że nie można uwierzyć, iż Meryl Streep i Mamie Gummer są w istocie matką i córką, bo na ekranie nie ma żadnej chemii ani nie czuć tej relacji. Być może to wiele mówi o tym, jak bardzo ten film się nie udał.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj