"Nigdy nie jest za późno" to film, który powinien zachwycać pod każdym względem - w końcu za kamerą stanął Jonathan Demme, autorką scenariusza jest oscarowa Diablo Cody, a w głównej roli mamy Meryl Streep. Czemu więc jest tak przeciętnie?
"
Ricki and the Flash" to film ze wszech miar oczywisty. Dostajemy prostą, wręcz banalną historyjkę o drugich szansach, odbudowaniu relacji rodzinnych i miłości ubraną w szaty dość przeciętnej produkcji, która powinna przejść bez echa. Nic tutaj nie zaskakuje, nie ma żadnej nutki szaleństwa, która wyrwałaby opowieść z marazmu, w który coraz bardziej się zagłębia. Jest nieźle, zwyczajnie, ale to rozczarowanie, gdy spojrzymy na wspomniane we wstępie nazwiska.
Cały problem leży w scenariuszu Diablo Cody, która wyraźnie miała dobry pomysł, ale kompletnie spaprała jego rozpisanie. Natłok banałów jest zbyt duży, przewidywalność wkrada się już na początku filmu i zostaje w nim do końca, a ckliwe momenty jedynie wybiją z rytmu. Do tego niektóre dialogi pełne oczywistości trochę rażą i pokazują, że Cody to nadal scenarzystka jednego dobrego filmu, bo poza tym prezentuje dość przeciętny poziom.
I taki jest ten film. W dodatku jest strasznie nierówny. Przez pierwszą połowę wciąga, bawi i momentami nawet zachwyca. Wszystko zazębia się nieźle, oferuje nutkę humoru, rozwój głównej bohaterki i jej relacji z rodziną. Są momenty, które pokazują, że potencjał tej historii jest ogromny. Potem nadchodzi druga połowa, która jest dowodem na to, że w tym momencie scenarzystka straciła pomysł, więc robi wszystko, by wypełnić czas ekranowy praktycznie niczym. Nagle dostajemy pełne, przedłużane na siłę koncerty bohaterki, banalne scenki miłości, ckliwe końcowe momenty i ostateczny happy end jak z marnego filmu familijnego puszczanego w niedzielny poranek w telewizji. Najgorsze w tym jest to, że pojawia się potworna nuda. Wkradają się dłużyzny, uproszczenia i zabiegi sprawiające, że druga połowa filmu po prostu usypia.
[video-browser playlist="747691" suggest=""]
Warto jednak obejrzeć "
Ricki and the Flash" dla Meryl Streep. Jej kreacja podstarzałej rockmanki to kolejny popis najlepszej żyjącej aktorki. Postać dopracowana została pod każdym względem. Ruchy, gestykulacja, spojrzenia, sposób mówienia i zachowania - to wszystko jest fantastyczne i ogląda się z podziwem. No i do tego Streep zachwyca jako rockmanka na scenie; przekonuje pod każdym względem - jak śpiewa i kiedy gra na gitarze. Perfekcja i murowany deszcz nominacji do nagród.
"
Ricki and the Flash" to tylko Meryl Streep. Poza tym mamy mdłą, banalną i ckliwą historyjkę o drugiej szansie, na którą nigdy nie jest za późno. Ogląda się to nieźle do połowy, ale potem jest coraz gorzej. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że nie można uwierzyć, iż Meryl Streep i Mamie Gummer są w istocie matką i córką, bo na ekranie nie ma żadnej chemii ani nie czuć tej relacji. Być może to wiele mówi o tym, jak bardzo ten film się nie udał.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h