Z biegiem czasu widać, że twórcom serialu Noc oczyszczenia brakuje pomysłów na pociągnięcie akcji do przodu. W dwóch nowych odcinkach pojawia się dosłownie jeden element, który faktycznie może zaskoczyć.
Im dłużej The Purge trwa, tym bardziej widać, że 10 odcinków to trochę za długo, jak na akcję rozgrywającą się w ciągu 12 godzin. Bohaterowie coraz wyraźniej snują się po ulicznych zakamarkach bez celu, w zasadzie tylko po to, by wypełnić ekranowy czas. Najgorzej wypada wątek Miguela i Penelope, którzy cały siódmy odcinek krążą po jednym i tym samym lesie – twórcy zdają się wrzucają sceny z nimi by pokazać, że wciąż o nich pamiętają, jednak oni sami nie robią w epizodzie kompletnie nic. Mamy krótki element grozy, gdy Penelope wpada w pułapkę zastawioną między drzewami – cóż jednak z tego, skoro minutę później udaje jej się wydostać i jak gdyby nigdy nic biegnie z bratem dalej? Jeżeli miało to wzbudzić niepokój, to niestety kompletnie nie wyszło.
Odcinek numer 7. w nieco większym stopniu skupia się na Jane, która ponownie jest główną bohaterką retrospekcji – tym razem postawiono na emocjonalny wydźwięk jej historii, odwołując się do tematów takich jak presja ze strony rodzica czy jej walka z uprzedmiotowieniem kobiet i uczynieniem z nich obiektu seksualnego. Przyznam, że rzeczywiście to działa – wiedząc, że bohaterka ma takie a nie inne doświadczenia, tym bardziej przykro jest patrzeć na to, jak obchodzą się z nią panowie w domu Davida. Sceny, w których kobiety są molestowane, nie pokazują za dużo, ale i tak czuć w tym wszystkim emocje, a Amanda Warren naprawdę dobrze potrafi je wszystkie oddać na ekranie, co z miejsca kupuję.
Przez ostatnie dwa odcinki towarzyszyliśmy też Jennie i Rickowi, którzy koniec końców wpuścili do mieszkania Lilę. Chyba za dużo sobie wyobrażałam myśląc, że wraz z dziewczyną do domu wejdą mordercy, którzy pchną akcję do przodu – owszem, mieliśmy scenę z sąsiadem, jednak bohaterom udało się go obezwładnić tak szybko jak się pojawił. O innych elementach niepokoju nie może tu być mowy – trójka postaci po prostu siedzi to na kanapie, to w fotelach, rozmawiając o swojej aktualnej sytuacji czy dywagując nad życiem i śmiercią. Zdecydowanie za dużo było w bieżących odcinkach scen tego pokroju – w pewnym momencie zaczyna to po prostu nudzić.
Twórcy starali się nam zaproponować zwrot akcji, w którym Jenna zabija swoją ukochaną Lilę by ratować Ricka. Tym samym wyswobadzamy się wraz z bohaterami z tego nieszczęsnego trójkąta miłosnego. I choć z punktu widzenia dziewczyny na pewno była to trudna decyzja, mi osobiście nie towarzyszyły przy tym żadne emocje. Nie mogę też powiedzieć, że nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń – scena z zabiciem Lili była raczej przewidywalna i uzasadniona. Nie wiem tylko po co chwilę wcześniej wprowadzono do fabuły retrospekcję z jej udziałem, skoro i tak za moment miała zginąć. Ach, jednak wiem – chyba tylko po to, by zapełnić czas ekranowy czymś innym, niż bezcelowe błąkanie się po lasach czy melancholijne piżama party.
Zaskakujący element, o którym wspomniałam na początku, pojawia się dopiero w odcinku numer 8, wraz z przybyciem mściciela. Końcówka odcinka udowodniła nam, że wcale nie jest to superbohater. Przeciwnie – „uratowani” przez niego ludzie chyba znaleźli się w jeszcze gorszym położeniu niż byli do tej pory. Tak przynajmniej zakładam – gdyby bowiem nie chodziło mu o mordowanie, po co wyciągałby Jennę i Ricka z bezpiecznego domu? Nie zaprzeczę – nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń, więc jestem miło zaskoczona. Trudno mi powiedzieć co wydarzy się dalej i jest to w pewnym sensie satysfakcjonujące - gdy przewidywalność zostaje chociaż na chwilę zawieszona i gdy wszystkie wątki zaczynają wreszcie łączyć się w jedno. Zamknięci w ciężarówce bohaterowie mają po raz pierwszy okazję by się spotkać – do tej pory obserwowaliśmy ich poczynania osobno, więc myślę, że ciekawie będzie popatrzeć, jak działają razem. Jako, że do finału pozostały dwa odcinki, jest nadzieja, że twórcy wybrną z tego w miarę zgrabnie.
Za bieżące, trochę zbyt przegadane i raczej przeciętne odcinki - wyważone 5/10. Czekam na finał.