Odcinek otwiera scena, w której Isaac wraz z tajemniczą ciemnoskórą dziewczyną uciekają przed dwójką ścigających ich wilkołaków. Jest efektownie, a uwagę widza zwraca przede wszystkim ciekawa umiejętność prześladowców, którzy potrafią złączyć się w jednego, potężnego osobnika. Choć Isaacowi i jego nowo poznanej koleżance udaje się cudem wykaraskać z nieciekawej sytuacji, to zagrożenie należy traktować poważnie, bo wróg jest liczny i nieustępliwy.
Następnie dowiadujemy się, że od wydarzeń z drugiego sezonu minęło kilka miesięcy. Allison i Scott od jakiegoś czasu nie mieli ze sobą kontaktu, a Jackson za sprawą ojca, który nakłonił go do przeprowadzki, został teraz "Amerykańskim wilkołakiem w Londynie". Dość lakonicznie wytłumaczono nieobecność Coltona Haynesa, ale musi nam to wystarczyć. W każdym razie w życiu bohaterów powoli zaczyna się układać, wszystko wraca do normy, a dotychczasowe wilcze przygody ustępują miejsca typowej egzystencji nastolatka. Oczywiście sielanka nie trwa długo, bo i jakże by mogła, w końcu to nie telenowela.
Od razu rozwieję obawy wszystkich fanów serialu: Teen Wolf trzyma poziom, to nie ulega wątpliwości. Nowe wątki, choć dopiero ledwie zarysowane, zapowiadają się interesująco i jeśli zostaną odpowiednio poprowadzone, to mają potencjał, aby przebić te z drugiego sezonu. Warto wspomnieć o aktorach, którzy wcielili się w członków watahy zagrażającej bohaterom, bo pasują do swoich ról. Oczywiście pod kątem czysto wizualnym, bo o ich umiejętnościach będzie można powiedzieć coś więcej dopiero za jakiś czas. W premierowym odcinku raczej nie mieli szansy się wykazać.
[image-browser playlist="590729" suggest=""]
©2013 MTV
Do gustu bardzo przypadł mi zabieg ze zwierzętami, które zaczynają szaleć, kiedy wyczuwają zbliżające się niebezpieczeństwo. Tutaj na szczególną uwagę zasługuje bardzo fajnie nakręcona sekwencja z ptakami atakującymi szkolną salę, która jak na możliwości produkcji MTV wypadła nie tylko efektownie, ale i klimatycznie. Szkoda natomiast, że w scenie z jeleniem nie dopracowano efektów, gdyż lecące odłamki szkła wyglądały strasznie sztucznie. Niemniej jednak pomysł niegłupi, który dobitnie pokazuje, z czym Scott i spółka mają do czynienia.
Oczywiście Teen Wolf to nie tylko akcja, ale również i humor, którego naturalnie w trzeciej serii nie mogło zabraknąć. Standardowo już przyczyną naszego bólu brzucha będzie Stiles. Chłopak jak zwykle w zabawny sposób komentuje poczynania przyjaciela, zwraca uwagę na problemy i ogólnie robi wszystko, aby rozśmieszyć widza. Choć trzeba oddać sprawiedliwość Lydii, która powoli zaczyna mu dorównywać. Jej tekst o Pradzie wywołał na mojej twarzy szczerego "banana".
Najwyższa pora jednak skończyć słodzenie i wspomnieć o paru rzucających się w oczy mankamentach. Pierwsza rzecz to paradowanie wilkołaków wrogiej watahy z wysuniętymi pazurami. Rozumiem, że twórcy chcą w ten sposób dać widzom do zrozumienia, że oto dana postać nie jest zwykłym człowiekiem, ale nie dało się tego zrobić w inny sposób? Wypada to zwyczajnie głupio i nie ma większego sensu. Widok bosej pielęgniarki z kilkucentymetrowymi szponami u nóg potrafi co najwyżej zażenować. Podobnie sprawa ma się z fragmentem, w którym Derek robi Scottowi tatuaż... palnikiem. Pomijam już fakt, że samo w sobie jest to durne, ale przy miotającym się na wszystkie strony McCallu efekt końcowy powinien być daleki od ideału. Wystarczyło dokonać cięcia w odpowiednim momencie, a uniknięto by irytacji widza.
Pierwszy epizod trzeciego sezonu Teen Wolf nie jest ani lepszy, ani gorszy od poprzednich. Oczywiście wraz z rozwojem obecnej serii wszystko może ulec zmianie, ale na chwilę obecną jest to ta sama sympatyczna i niezobowiązująca rozrywka, do której przywykliśmy. Może nie jest to dzieło ambitne, ale w swojej kategorii sprawdza się doskonale i coś czuję, że przez kilka najbliższych tygodni będę się bardzo dobrze bawił, śledząc dalsze losy humanoidalnych sierściuchów.