„Witaj na froncie” - mówi w trakcie retrospekcji postać z dalszego planu do Gleny, jednej z głównych bohaterek Opowieści podręcznej. Dialog między tą dwójką jest kluczowy dla serialu. Zwiastuje wojnę, podczas której wolnościowe idee zostaną zmiażdżone pod kołami totalitaryzmu.
Nie bez powodu serial
Opowieść podręcznej zgarnął większość nagród telewizyjnych w zeszłym roku. Obok wysokiego poziomu artystycznego, kroczyło bowiem przesłanie w kwestii istotnych wartości, doskonale korespondujące ze współczesnością. Serial został doceniony więc nie tylko pod względem jakościowym. Zaakcentowano jego gigantyczną rolę w toczącym się globalnym dyskursie. Dzięki rozgłosowi, przesłanie płynące z
Opowieści podręcznej dotarło do większej liczby odbiorców, spełniając rolę artystycznego ostrzeżenia przeciw tendencjom obecnym we współczesnym świecie.
Drugi sezon podąża dalej tą drogą. Wciąż istotną częścią poszczególnych odcinków są retrospekcje, w których poznajemy genezę istniejącego stanu rzeczy. Trafiamy do świata niewiele różniącego się od naszego. Obserwujemy rodzące się na twarzach bohaterów przerażenie, będące reakcją na kolejne ekstremizmy pojawiające się praktycznie z niczego. „Niewłaściwa” orientacja seksualna, kobieta zaniedbująca domowe obowiązki lub zbyt ambitnie podchodząca do spraw zawodowych… Pada jedno słowo za dużo, a później już tylko pochodnie, tłum i zamek Frankensteina…
Retrospekcje
Opowieści podręcznej wciąż są najmocniejszą częścią poszczególnych odcinków, ponieważ w niezwykle realistyczny sposób pokazują mechanizmy, które doprowadziły do powstania Państwa Gilead. Jest to o tyle przerażające, że w dzisiejszych czasach nie trudno sobie wyobrazić podobne reakcje na zmiany polityczne. Ludzkość tylko czeka, aż spadną blokujące ich ramy społeczne i będzie można dać upust radykalizmom, gdzie jedynym prawem jest prawo pięści.
Całe szczęście podobna wizja to jak na razie jedynie science fiction.
Opowieść podręcznej w drugim sezonie wciąż snuje swoją futurystyczną historię. Serial nadal nie bawi się w półśrodki. Twórcy, ukontentowani pozytywnym odbiorem pierwszej serii, jeszcze bardziej podkręcają atmosferę. Zbiorowe egzekucje, obozy pracy, tortury fizyczne i psychiczne… W dwóch pierwszych odcinkach serial nie ma skrupułów przy pokazywaniu piekła, jakim stała się Ameryka po rewolucji totalitarystów.
Można odnieść wrażenie, że twórcy za punkt honoru postawili sobie przedstawienie najbardziej pokręconych sposobów udręczania kobiet. Dziewczyna w ciąży trzymana na łańcuchu, przypalanie dłoni na kuchence gazowej, zmuszanie do katorżniczej pracy. Oprawcy, z imieniem Pana Boga na ustach, prześcigają się w udręczaniu kolejnych podręcznych. Taka przerysowana forma zadawania cierpień to karykatura fundamentalizmu i kolejne wielkie ostrzeżenie wnoszone przeciw ludziom, którzy zabijają w imię Boga.
W tym całym bałaganie główna bohaterka wreszcie uzyskuje wolność i co najważniejsze, własne imię. June Osborne jest teraz „na gigancie”. Ucieka przed otaczającym ją światem, który robi wszystko, aby ją powstrzymać i z powrotem zamknąć w rezydencji Komendanta. Bohaterka jednak nie daje za wygraną. Odyseja ku wolności, którą właśnie rozpoczyna, będzie stanowić oś fabularną całego sezonu i generator wielu mrożących krew w żyłach momentów.
Równie ciekawy wątek otrzymuje Glena, druga ważna postać w serialu. Była uczona znajduje się teraz w obozie pracy – miejscu, gdzie cierpią i giną dziesiątki kobiet. Ponownie jesteśmy świadkami brutalności opresyjnego systemu. Glena jednak obdarzona jest niezwykłą siłą ducha, która nie pozwala jej być pokorną. W drugim odcinku obserwujemy zaskakującą drogę, jaką bohaterka przechodzi od ofiary do oprawcy. Warto tu wspomnieć o zaskakującym cameo
Marisa Tomei w roli byłej żony jednego z komendantów. Rola tej docenianej aktorki jest naprawdę zaskakująca, a wątek z nią związany to jedna z mocniejszych rzeczy w drugim epizodzie.
Opowieść podręcznej to bardzo piękna apokalipsa. Pod względem audiowizualnym prezentuje się niezwykle. Ścieżka dźwiękowa, na którą składają się spokojne utwory, doskonale koresponduje z grą świateł, kolorystyką i pracą kamery. Dzięki oprawie technicznej przerażająca historia przybiera formę czarnej baśni, trochę nierealnej, trochę parabolicznej. Fatalistyczny wydźwięk, mimo pewnych uproszczeń i spłyceń fabularnych, ma wielkie oddziaływanie, a warstwa audiowizualna nadaje temu wręcz monumentalny charakter.
Dwa pierwsze odcinki
The Handmaid's Tale przypomniały nam świat z koszmaru, który rok temu zaszokował wszystkich miłośników seriali. Być może część widzów nie będzie w stanie znieść przerysowanych form udręczania kobiet. Być może niektórzy nie przebrną przez przydługie i mało dynamiczne sceny. Być może ktoś uzna przesłanie serialu za zbyt nachalne…
Opowieść podręcznej to zaproszenie do koszmaru, który zarówno dla bohaterów, jak i widzów będzie ciężką przeprawą. Warto jednak udać się w podróż wraz z June i pozostałymi, bo ze świeczką szukać we współczesnej telewizji serialu poruszającego w tak artystyczny i głęboki sposób aktualną problematykę świata.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h