Mowa tu oczywiście o scenach toczących się w domu Lawrence’ów, gdzie Joseph zostaje zmuszony do współżycia z June. Twórcy świadomie uczynili z tego motywu clue programu. Przygotowanie do aktu seksualnego było prawdziwą ceremonią. Nie bez kozery też w wydarzeniu wzięli udział wszyscy najważniejsi bohaterowie serialu – od ciotki Lydii po Waterfordów. Całe szczęście twórcy oszczędzili nam scen obrazujących stosunek. Na tym etapie opowieści nie służyłoby to niczemu, a wywołałoby u widza niepotrzebny dyskomfort i odciągnęłoby uwagę od tego, co naprawdę ważne. Omawiany odcinek pokazuje Gilead jako miejsce, gdzie nikt nie jest bezpieczny. Bezlitosny reżim pożera sam siebie i tylko najsilniejsi oraz najbardziej przebiegli przetrwają. Lawrence, pragnący za wszelką cenę zachować bierność, przykuł uwagę gileadzkich decydentów, a stąd już jeden krok do mechanizmów zbrodniczej opresji. Personalne pretensje, zazdrość, walka o wpływy i chęć zemsty – wszystko to prowadzi do bezwzględnej walki wewnątrz totalitarnej frakcji. Historia stara jak świat. Opowieść podręcznej dorzuca cegiełkę do tego dyskursu i robi to w bardzo sugestywny sposób.   Cała sekwencja zdarzeń wypada zadowalająco i nawiązuje do najlepszych momentów w historii serialu. Od wizyty uśmiechniętych komandorów, poprzez lament pani Lawrence, aż do nieuniknionego. Bez epatowania nadmierną wulgarnością, z akcentem na myśl przewodnią produkcji. Nie bez powodu serial w kilku miejscach podkreśla, że Lawrence ponosi odpowiedzialność za ten świat. Był on jednym z ważniejszych architektów Gileadu i jego obecne pretensje są mało zasadne. Ofiarą jest oczywiście Eleanor – żona Josepha, która balansuje na granicy szaleństwa i poczytalności. Kolejna kobieta uwikłana w samczą wojnę o dominację. To przesłanie towarzyszy nam od początku serialu, a teraz wybrzmiewa ponownie. Można się przyczepić do niedorzeczności samego ceremoniału i faktu, że główni decydenci Gileadu, zamiast planować politykę zagraniczną, spotykają się w domu jednego z nich, żeby potwierdzić jego jurność. Komandor Winslow i Waterford są przekonani, że wkrótce ich państwo zostanie zaakceptowane przez świat i wtedy będą mogli dopuszczać się zbrodni bezkarnie. Tak na marginesie, obserwując ich poczynania i rzeczy, do których przywiązują największą uwagę, trudno rokować sukces ich działaniom dyplomatycznym. Trudno rokować sukces również June i jej niesamowitemu planowi wywozu dzieci z Gileadu. Aż strach pomyśleć, jak twórcy zamierzają rozpisać ten wątek. June znajduje się obecnie w tak beznadziejnej sytuacji, że trudno sobie wyobrazić nagłe zwroty akcji, które doprowadziłby ją na granicę amerykańsko-kanadyjską, z ciężarówką pełną dzieciaków. Zachodzi ryzyko, że szykuje się nam jakiś widowiskowy „skok przez rekina” (sytuacje w serialach, w których z braku pomysłów na fabułę twórcy fundują nam coś bezsensownego i kuriozalnego). Istnieje jednak szansa, że produkcja wyjdzie z twarzą z tego wątku. Kluczem do sukcesu może okazać się postać Sereny. Czy wam też się wydaje, że ona coś knuje? Uważni obserwatorzy z pewnością zauważyli zmianę akcentów, jeśli chodzi o tę postać. Na początku trzeciej serii znajdowała się na pierwszym planie. Później całkowicie zmieniał front i zaczęła stanowić tło wydarzeń. Stało się tak po rozmowie między nią i June, gdy ta druga radziła pani Waterford, aby przejęła inicjatywę. Serena często manipuluje swoim mężem – widzimy to również w omawianym epizodzie, kiedy nakłania go do kontaktu z mężczyzną w Kanadzie. Czyżby Serena grała na dwa fronty? A może jest ona w zmowie z June? Tak czy siak, Serena wciąż jest najjaśniejszą gwiazdą Opowieści podręcznej i stanowi dobrą przeciwwagę dla głównej protagonistki, która coraz częściej budzi irytację, niż współczucie. Dobrze ogląda się też Freda Waterforda, choć jego osoba nie kryje już żadnych tajemnic – to wciąż mały i słaby człowiek, który myśli tylko o sobie. Kolejna męska, karykaturalna postać, ale nie da się ukryć, że w tym stereotypie jest jakaś prawda. To nie był najlepszy epizod w trzecim sezonie Opowieści podręcznej, ale miał swoje momenty. Nie zobaczyliśmy tutaj nic nowego. Tak zwana ceremonia jurności przypomniała nam tylko o tym, że w zbrodniczym systemie społeczno-politycznym nie są bezpieczni nawet jego twórcy. Ciekawe jest natomiast wprowadzenie do nadchodzących wydarzeń. Wszystko wskazuje na to, że szykuje się nam całkiem duży heist. Czy będzie się to wiązać ze znaczącym przyśpieszeniem akcji? Odpowiedź już wkrótce.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj