Odcinek Clutch of Greed pozostawia bardzo mieszane uczucia i ciężko pozbyć się wrażenia, że scenarzyści zapędzili się sami w kozi róg z liczbą klonów. Wydaje się, że zdecydowali się pozbyć tych, bez których fabuła może toczyć się niezachwianym torem. Rzecz w tym, że nie wzbudziło to właściwie takich emocji, jakie powinno. Nie wyprzedzajmy jednak wydarzeń. Akcja odcinka dzieje się bezpośrednio po wydarzeniach z poprzedniego tygodnia. Sarah budzi się w budynku DYAD, gdzie dostaje ultimatum: albo ona i klony odzyskują wolność i dawne życie, a Kira zostaje poddana badaniom; albo wszystkim grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Rodzina Sary wydaje się być przekonani co do słuszności takiej decyzji, Felix, pani S, czy nawet Kira - wszyscy przekonują Sarę, żeby się poddała. Oczywiście ich ugoda jest grubymi nićmi szyta, więc kiedy ostatecznie “zgadzają” się na układ Rachel, wiadomo jest, że będą chcieli wyrwać Kirę spod kontroli Rachel i zacząć nowe życie w ukryciu. Ten motyw - porwanie Kiry - stanowi myśl przewodnią odcinka. Każde działanie Sary i jej rodziny, kontakt z Miką, typowe przebieranki klonów mają ostatecznie skutkować zabranie Kiry i wyjazd w nieznane. I można było spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, że kulminacyjnym momencie to właśnie dziecko zdecyduje o losie, nie tylko swoim, ale i swoich najbliższych. Kira, jak nigdy do tej pory, pokazała uparty charakter i sprzeciwiła się Sarze. Jasno i dobitnie wyraziła swoje zdanie, że chce poddać się badaniom Rachel, by dowiedzieć się, kim właściwie ona jest i dlaczego jest w stanie czuć pozostałe klony. Ten zwrot fabularny, by całą moc decyzyjną oddać w ręce dziecka, wyszedł po prostu słabo, a Sarah i Pani S. zareagowały jak swoje słabe kopie, a nie prawowite postaci. Cały manewr by uwolnić Kirę oglądało się naprawdę dobrze, spełniał wszystkie dotychczasowe wymogi, jakie serial sobie zawsze stawia. Sęk w tym, że efekt jest naprawdę rozczarowujący. Wątek Sary i Kiry powrócił do tego samego punktu, w którym się zaczął, a dziewczynka ma na sumieniu śmierć jednego z klonów. Mika, która okazywała zaawansowane oznaki choroby, została brutalnie zabita przez Ferdynanda. Jej poświęcenie by uwolnić Kirę dosłownie poszło na marne, bo córka Sary zdecydowała inaczej. Przez to właśnie odcinek może się wydawać zbędny. Śmierć Miki wydaje się być bezsensowna, bo ani nie zdążyliśmy na nowo do niej przywyknąć, ani jej utrata nie wydaje się być czymś strasznym. Serial potrafi naprawdę ścisnąć za serca, kiedy przychodzi do pożegnania jakiejś postaci. Tym razem jednak twórcy poszli na łatwiznę, a to razi po oczach. Odcinek ratuje wątek Cosimy, która jako jedyna poczyniła postępy w swoim śledztwie. Doświadczyła spotkania z tajemniczym Panem Westmoreland (Stephen McHattie), który zaprosił ją na krótką, aczkolwiek inspirującą rozmowę. Rozmowa przebiegła w typowym dla Cosimy stylu, przepełnionym naukowymi opowiastkami, zachwytami i obietnicami. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się ujawnienia postaci Westmorelanda tak szybko, ani też tak młodo wyglądającego. Jak na człowieka, który żyje od 170 lat, to pokazanie go jako zadbanego starca, jest intrygujące. Mężczyzna odpowiedzialny za Neolucję oferuje Cosimie dostęp do laboratorium, by mogła nie tylko kontynuować swoje badania, ale również zgłębiać tajemnice siebie i swoich sióstr-klonów. Nic więcej, albo może aż tyle. Pytanie brzmi: czy Cosima się na to zdecyduje? W odcinku nie zabrakło też Heleny, którą zastajemy w szpitalu. W poprzednim odcinku, jej brzuch został przebity i uszkodził jedno z dzieci. Okazuje się jednak, że jej potomstwo ma podobną moc jak Kira - potrafi bardzo szybko się leczyć, że nie pozostaje praktycznie ślad po ewentualnych uszkodzeniach. Jak zwykle postać Heleny i Donniego jest miłym, komediowym przerywnikiem, choć tym razem pozwolono wrócić Helenie do jej starych nawyków. Jak powszechnie wiadomo, nikt nie może skrzywdzić jej dzieci, zresztą nikt przy zdrowych zmysłach nawet by nie próbował. Niemniej jednak, lekarka, która działała na zlecenie policji, bardzo boleśnie doświadczyła czym kończy się konflikt z Heleną. Serial przypomniał wszystkim, jak bardzo potrafi być brutalny. I to nie brutalnością wypełnioną rozlewem krwi, ale taką, która każe odwrócić wzrok bo potencjalny ból wydaje się być zbyt realny. Lekarka została przykuta do blatu za pomocą gigantyczne igły w strzykawce. Helena przebiła jej policzki, język, a widzom granice komfortu. Podobnie było w przypadku śmierci Miki. To nie fakt, że umarła przyprawia o dreszcze, ale sposób w jaki Ferdynand tego dokonał. Kopiąc ją, zmiażdżył Mice klatkę piersiową łamiąc boleśnie żebra i przebijając płuca i serce. Rzadko kiedy w telewizji widuje się takie proste, ale bolesne rozwiązania. Surowość i bezwzględność działań antagonistów w Orphan Black buduje o wiele lepszy obraz grozy, niż niejedne horrory mogą sobie pomarzyć. Odcinek Clutch of Greed jest poprawny, inaczej tego określić nie można. Mógłby być naprawdę dobry, choć ewidentnie zabrakło pomysłu, jak rozegrać niektóre wątki inaczej, bardziej sensownie pod względem skutków. Zarówno Kira jak Sarah wychodzą poza ramy swojego charakteru i gdzieś tutaj został popełniony błąd. Jesteśmy przyzwyczajeni do zupełnie innej relacji między matką a córką, a w tym przypadku obie straciły nieco swoją wiarygodność. Odcinek jest też raczej bardzo instrumentalny - pozwolił na pozbycie się zbędnego klona, a także zasugerował kierunek w którym podąży cały sezon. Swoistego rodzaju tajemnicą otoczona jest Delphine, która nie dość że pojawia się bardzo wyrywkowo, to wydaje się nie do końca wierzyć panu Westmorelandowi i jego całej instytucji. Ewidentnie ma jakiś sprecyzowany plan, dlatego póki co, to w niej pokładam nadzieję, jako w największą pomoc dla Clone Club.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj