Góry, ze względu na swą malowniczość i odmienność od betonowo-ceglanej zabudowy miast, są popularnym w sztuce motywem, ale również pewnego rodzaju alegorią. Malarz Caspar David Friedrich nie namalował Wędrowca nad morzem mgły, aby pokazać, że otaczające szczyty są po prostu wysokie. Ważniejsza jest postać, która się na nie wspięła. Patrzący w przepaść człowiek nabiera szerszej perspektywy – ma okazję zajrzeć w głąb siebie, przemyśleć, gdzie jest i kim jest. Film Osiem gór przedstawia właśnie ten motyw. Osiem gór przedstawia historię Pietra wychowanego w mieście. Górska wieś jest dla niego wakacyjną przystanią od czasów dzieciństwa aż po dorosłość. Akcja skupiona jest wokół jego górskich wędrówek. Gdy główny bohater jest młodszy, częściej wędruje z ojcem i mieszkającym we wsi Brunonem, a w dorosłym życiu przemierza szlaki samotnie. To nie są tylko zwykłe męskie wyprawy, ale także cała gama uczuć, przeżyć i tłumionych słów, które wraz z bohaterami mamy okazję przeżywać. Ważnym wątkiem jest ukazana w przemyślany sposób głęboka przyjaźń (a może coś więcej?) pomiędzy mężczyznami pochodzącymi z dwóch różnych światów. Podobała mi się intensywność tej relacji, która przeplatana jest momentami stagnacji, a także zwrócenie uwagi na fakt, że prawdziwym przyjacielem jest ten, kogo rozumiemy nawet po długim czasie rozłąki. Film Osiem gór pokazuje, że człowiek to homo viator w sensie dosłownym i metaforycznym. Wędruje po świecie nie tylko po to, by zwiedzać i poznać inne kultury i szczyty, ale też po to, by znaleźć szczęście. W pewnym momencie wraca do punktu początkowego, ponieważ dzięki zebranym doświadczeniom uświadamia sobie, gdzie jest jego miejsce. Podróżuje również w głąb siebie – i to jest chyba najtrudniejsza wyprawa, najbardziej nieprzewidywalna. Jakkolwiek to zabrzmi, w tym filmie każdy jest „jakiś”. Nie ma postaci, które po prostu są i nic nie wnoszą. Nawet bohaterowie epizodyczni są przedstawieni w taki sposób, aby dostrzec ich przywary czy trudności, z jakimi się mierzą. Osiem gór tworzy przegląd stylów relacji pomiędzy ludźmi. Dzięki temu dowiadujemy się, jak mocna może być więź mężczyzny z mężczyzną, jak słabo trzyma się nić ojciec – syn, jak matka może być łączniczką pomiędzy otaczającymi ją mężczyznami, a także jak bardzo relacja między kobietą a mężczyzną może być złudzeniem. Nie można zapomnieć o nici ja – ja, która często jest poplątana, bo to, jakim człowiek stara się być dla świata, nie współgra z tym, jaki naprawdę jest. Wtedy niektórzy budują sobie „pustelnię” z dala od ludzi, by wykreować przestrzeń, w której osiągną stabilizację i spokój ducha. I może odkryją, czego tak naprawdę chcą od życia. To może być trudne po tym, gdy plany i marzenia skonfrontuje się z niełaskawą rzeczywistością, a skutki są inne od zamierzonych i oczekiwanych. Film w reżyserii Felixa Van Groeningena i Charlotte Vandermeersch to także cieszący oko obraz. Kadry z mnóstwem zieleni, otoczenie górskie (m.in. Alpy i szczyt Matterhorn), łąki i bezmiar przestrzeni działają uspokajająco na widza. Tu też można dopatrywać się pięknej symboliki – niejako powrotu do korzeni i początków człowieczeństwa, kiedy to przyroda była naturalnym środowiskiem funkcjonowania ludzi. Sceny z miasta są epizodyczne, pełne pędu, niepokoju, chaosu. W kontraście do nieporządku miasta postawiona jest wiejska natura. Źdźbła trwały lekko trącane przez podmuchy wiatru. Majestat skalistych gór zerkających na domki zapracowanych mieszkańców. I ptaki... Ostatni element szczególnie mnie urzekł z pewnych powodów, których nie mogę wyjawić, aby nie zepsuć Wam przyjemności z oglądania.
fot. materiały prasowe
+1 więcej
W czasie seansu miałam problem z określeniem, czy film mi się podoba, czy nie. Raz zachwycał, by za moment wydać się zbyt wolnym i miałkim. Wyszłam z sali z poczuciem niedosytu, tak jakbym oczekiwała czegoś ponadprzeciętnego. Dopiero po kilku godzinach, a może dniach, pojęłam, że produkcja musiała we mnie dojrzeć. Niektóre przemyślenia pojawiły się od razu po seansie, inne w przypadkowych momentach codziennego życia. Zrozumiałam, że w tym tkwi sekret dobrze opowiedzianej historii. Oczekiwałam, że to będzie szybkie pobudzenie kawą, a otrzymałam rozłożone w czasie ożywienie yerbą. Podobał mi się ten efekt „spóźnionego zapłonu”. Filmy-yerba to kino dla bardziej wymagających widzów, którzy lubią zostać na dłużej w stanie melancholii i rozmyślań nad ludzką egzystencją. Choć niektórzy mogą uznać za wadę powolność niektórych scen i kreowania akcji, a także ciszę częstszą niż dialogi, uważam, że można się do tego przyzwyczaić. To czas na przemyślenia, na zrozumienie tego, co przed chwilą się działo na ekranie, na wchłonięcie historii całym sobą. Może też chodzi o to, by na seansie zwyczajnie odpocząć po codziennej bieganinie? Film Osiem gór jest zdecydowanie wart polecenia i może być kojący dla tych, którzy czują się zagubieni. Dla tych, którzy w wieku 30+ czują się wciąż dziećmi, a społeczeństwo wymaga od nich rozsądku i odpowiedzialności. Dla tych, którzy nie mają planu na życie, bo nie znają prawdziwego siebie dostatecznie dobrze. Film w pewien sposób krzyczy: "Masz prawo nie wiedzieć, czego chcesz, niezależnie od tego, czy masz 5 lat, czy 50. Masz prawo próbować nowych rzeczy i je porzucać. Ludzie często chcą dla ciebie lepiej, niż myślisz. Nie bój się z nimi rozmawiać, by potem nie żałować, gdy będzie za późno. Doceń każdą chwilę, bo odchodzi szybko".
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj