Tom Chandler powrócił na mostek kapitański i od razu nad Nathanem Jamesem zaczęły się gromadzić burzowe chmury, ale tym razem w sensie dosłownym. Wystarczyło, aby okręt wpłynął w sztorm, aby akcja nabrała tempa i dramatyczności. W końcu Ostatni Okręt rozbujał się pod względem emocji, a nie tylko z powodu fal na morzu.
The Last Ship w czwartym sezonie nie zachwyca, ponieważ każdemu odcinkowi można coś zarzucić. Ale cierpliwość się opłaciła, ponieważ doczekaliśmy się w końcu pasjonującego epizodu, choć też niepozbawionego wad. Już na samym początku mogliśmy dostrzec zbierające się nad Nathanem Jamesem ciemne chmury, które zapowiadały zupełnie inny obrót wydarzeń niż zwykle. Po raz pierwszy akcja rozgrywała się podczas sztormu, gdzie okręt musiał dramatycznie zmagać się z falami. Z kolei z fascynacją obserwowało się załogę pracującą na pełnych obrotach w tych ekstremalnie trudnych warunkach. A to i tak była tylko część świetnej rozrywki, prowadzonej w szalonym tempie, jaką dostarczył ten odcinek.
Gdyby nie bardzo dobre efekty specjalne, które świetnie obrazowały potęgę żywiołu oraz walkę, jaką toczy statek na wzburzonym morzu, nie oglądałoby się tego odcinka z taką atencją. Znakomicie współgrały one z tym, co działo się pod podkładem, gdzie tak bujało, że można było dostać choroby morskiej od samego patrzenia. Załogą rzucało na boki, więc nie obyło się bez kontuzji. Twórcy nie zapomnieli również wziąć pod uwagę „balastu”, jaki stanowili dodatkowi pasażerowie. Ale akurat sceny z uchodźcami nie należały do najbardziej udanych. Jedynie manewry okrętów na morzu pozostawiały sporo do życzenia, ponieważ nie trzymały w napięciu, a winą za to należy obarczyć aktorkę grającą Lucię, która jest tragiczna w swojej roli. Niestety rzadko piękno idzie w parze z talentem aktorskim. W rezultacie scena krzyżujących się spojrzeń Chandlera i Lucii, kiedy statki się mijały, wyglądała groteskowo. Szkoda, że grecki okręt nie ma bardziej wyrazistego komodora, ponieważ może wtedy byłaby szansa, aby wyglądało to bardziej prawdziwie i intensywnie, a nie śmiesznie.
Wielu emocji odcinkowi dodała również zakończona sukcesem próba wykradnięcia nasion przez Sinclaira i Fletchera. Oczywiście symulowanie ataku paniki przez tego pierwszego, aby dostać się do punktu medycznego nikogo nie mogła zaskoczyć, ale uganianie się za nim po całym statku, jednak trochę ekscytowało. Głównie dlatego, że zostawiał za sobą masę trupów, więc sytuacja zrobiła się naprawdę poważna, a żarty się skończyły. Szkoda tylko, że nie udało się utrzymać do samego końca tej rozbujanej, sztormowej atmosfery. Deszcz, wiatr i fale z jakiegoś powodu nie powodowały zaburzenia równowagi w poruszaniu się bohaterów. Niestety nie dało się tego zignorować, przez co końcówka pozostawia lekki niesmak mimo, nomen omen, burzliwego przebiegu.
Na szczęście ten mały zgrzyt nie wpływa na pozytywną ocenę odcinka. Sztorm na morzu wyglądał, jak na serial telewizyjny, bardzo realistycznie, włącznie z zachowaniem załogi w takich warunkach. Fletcher zdradzając Amerykanów, stał się teraz wrogiem numer jeden, ale ciekawi czy cała sprawa nie jest bardziej złożona. Prawdopodobnie też będziemy oglądać więcej maślanych spojrzeń wymienianych między Chandlerem i Sashą, co irytująco nasila się z każdym odcinkiem.
Nowy epizod imponował wartką akcją w zupełnie nowych okolicznościach, co przełożyło się na zwiększenie poziomu emocji.
Ostatni Okręt obrał dobry kurs, aby w końcu porządnie rozbujać czwarty sezon, który jeszcze może przynieść równie pomysłowe odcinki, odświeżające formułę serialu. Im większe fale, tym większa zabawa!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h