Aż trudno uwierzyć, ile zmian na przestrzeni pięciu sezonów przeszedł The Last Ship. Zaczynaliśmy od pojedynczego okrętu, który ratował USA pogrążone w chaosie z powodu wirusa, a w finałowej serii oglądamy w miarę ustabilizowany świat, który podniósł się kolan, odbudowując się w trzy lata. Amerykańska marynarka wojenna urosła w siłę, nasi bohaterowie stali się legendami, a Nathan James służy również jako obiekt turystyczny. A do tego nasz kapitan Tom Chandler naucza przyszłych marynarzy i surowo ocenia studentów za spóźnienia. Nie takiego szczęśliwego obrazka spodziewaliśmy się na samym początku w porównaniu do kryzysowych sytuacji z poprzednich sezonów. Ale oczywiście długo nie musieliśmy czekać, aż akcja w końcu nabierze tempa i skończy się ta sielanka. Napięcie narastało, gdy widzieliśmy, jak w Kolumbii przygotowywano cyberatak. A gdy obserwowaliśmy nalot samolotów na bazę wojskową, aż ciarki przechodziły po plecach. Ostatni okręt w swoim stylu odpalił fajerwerki! Trzeba przyznać, że atak powietrzny wyglądał bardzo widowiskowo. Co prawda niektóre efekty specjalne prezentowały się troszkę sztucznie, również ze względu na średni montaż, ale mimo wszystko, jak na serialowe standardy, nalot wyglądał realistycznie. Poza tym dynamika wydarzeń, typowa dla Ostatniego okrętu, nie pozwalała na kontemplację każdego ujęcia, więc cała akcja całkowicie pochłaniała. Twórcy nie odmówili sobie uzbroić Chandlera w bazookę, żeby przypomnieć, jaki to z niego jest twardziel, ale ważne, że udało się ten zamierzony efekt osiągnąć. W ruch poszły działka i rakiety, nie szczędząc wybuchów oraz ofiar zamachu. Dodatkowych emocje dostarczyły również śmierci Garnett i Rios. Może nie były to pierwszoplanowe postaci, ale jednak stanowiły część załogi Nathana Jamesa i przez te kilka lat twarze zapadły w pamięć. Ale jak to przeważnie bywa w tym serialu, sceny umierania nie wyciskały łez z oczu. Po prostu zaskoczyło to, że zginęli, oczywiście bohatersko walcząc do końca, jak przystało na amerykańskiego żołnierza. Na szczęście zrezygnowano z przesadnej patetyczności, honorując ich żałobną melodią, graną na trąbce. Mniej efektownie, choć bardziej seksownie, prezentowała się misja Sashy i reszty ekipy, aby przekonać prezydenta Panamy do wzmożenia ochrony wokół siebie. Nie było to zbyt interesujące czy wciągające, ale przynajmniej pod względem fabularnym od razu otworzyła się pełna gama możliwości dla tej czwórki bohaterów, aby zasłużyć się swojemu krajowi. Na szczęście ten skład osobowy, który jest raczej lubiany, pozwoli na oglądanie z ciekawością ich tajnej misji w Panamie, a później najprawdopodobniej w Kolumbii. W poprzednich sezonach Ostatni okręt, pod wpływem szybkiej akcji, raczej nie silił się na to, aby w przejrzysty i jasny sposób nakreślić konflikt czy nawet określić zagrożenie, z którym będzie walczyć Nathan James. Tym razem wszystko podano nam jak na tacy, aby nie było wątpliwości, że największym wrogiem Stanów Zjednoczonych są Latynosi ze Środkowej i Południowej Ameryki. To dość ryzykowny pomysł dla serialu wybierając za wroga południowych sąsiadów, zważywszy na obecną sytuację polityczną w USA. Miejmy nadzieję, że twórcy dobrze sobie przemyśleli dalszy rozwój wypadków, aby nie wywoływać dodatkowych kontrowersji. Z kolei główny przywódca tej rewolucji, Gustavo Barros, choć przemówił dość płomiennie i podniośle przez radio, to jeszcze nie wykazał się przykuwającą uwagę charyzmą. Ale Maurice Compte, którego znamy z Narcos, na pewno jeszcze pokaże, że w tej roli odnajdzie się znakomicie. Premierowy odcinek piątego sezonu Ostatni okręt był wybuchowy, ale nie aż tak emocjonujący, jak pewnie wyobrażali sobie to twórcy. Poza tym trzeba było się uzbroić w cierpliwość, zanim akcja ruszyła przyjemnie z kopyta, choć też trzeba przyznać, że koordynacja nalotu i cyberataku też była lekko naciąganą sekwencją. Jednak najważniejsze, że skutecznie zachęcono widzów do oglądania kolejnych epizodów, bo przypomniano, jak ten serial nierzadko potrafi dostarczyć sporo męskiej rozrywki, pełnych ostrzałów, pojedynków i batalii. Co prawda cyberwirus nie wydaje się aż tak atrakcyjnym punktem zaczepienia jak bardziej dramatyczna broń biologiczna, ale może pod względem fabuły znowu Ostatni Okręt zapewni dreszczyk emocji! Czas podnieść kotwicę i wypłynąć w ostatnią podróż z Nathanem Jamesem. Oby było warto!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj