Po śmierci Willa nic już nie będzie takie samo. Ani L.G, ani Florrick/Agos, ani sale sądowe, ani sprawy z klientami czy życie wszystkich bohaterów. "Kochałam go" - mówi Diane, wyrzucając głównego klienta Willa za drzwi i zapewniając, że żadna z najlepszych kancelarii w Chicago go nie przyjmie. Ta scena najlepiej obrazuje, jakie emocje czekają widza podczas oglądania szesnastego odcinka. Może nie jest to czas zjednoczenia, ale na pewno jakiejś współpracy.
Alicia za wszelką cenę pragnie znaleźć swoje miejsce i odpowiedź na pytanie, jakie były ostatnie intencje i słowa Willa. Dzwonił do niej, niestety musiał wracać na salę sądową i nie wiadomo, o co mu chodziło. Motyw wyobrażania sobie rozmowy będzie w pewien sposób dominujący. Czy chciał ją zrugać za podkradanie klientów, czy wyznać miłość? Nigdy się tego nie dowiemy - i to jest w tym wszystkim najbardziej bolesne. Rozmowa z Finnem Polmarem na końcu odcinka pomaga nieco zrozumieć, co mógł czuć Will i co chciał powiedzieć. Spora w tym zasługa świetnej gry Matthew Gooda i wręcz idealnie odgrywającej uczucia Julianny Margulies. Jej oszczędna gra, a jednocześnie smutny, przytępiony wzrok świetnie się sprawdzają, odpowiednio budując napięcie i wyzwalając emocje.
Ciekawe rzeczy będą się działy w L.G. Po śmierci jednego z tytularnych wspólników będzie trzeba zrobić podział klientów, postarać się utrzymać najważniejszych i zapewne wybrać nowego współwłaściciela. O to wszystko, jak się zdaje, powoli próbuje zadbać David Lee. Choć widać, że opłakuje stratę Gardnera, to myśli już przyszłościowo. Dzwoni, pomaga Diane i wręcz czeka, aż przejmie schedę po Willu.
[video-browser playlist="635512" suggest=""]
Wszyscy próbują odnaleźć się w całej sytuacji - każdy na swój sposób. Peter czuje, że powinien być blisko żony, co zresztą robi. Eli natomiast zarówno się miota, jak i myśli bardzo strategicznie. Tym samym dzięki niemu dostajemy niemal najlepsze sceny odcinka. Mowa o jego przemówieniu, które miała pierwotnie wygłosić Alicia, oraz krótkiej, acz dosadnej rozmowie z Peterem. Florrick staje na wysokości zadania i każe się swojemu szefowi sztabu na chwilę zatrzymać, odetchnąć oraz przestać ciągle planować.
Najlepszą sceną odcinka jest zaś ta z udziałem Cary'ego Agosa. Wspólnik Alicii chce przesunąć przesłuchanie ze względu na żonę gubernatora i śmierć Willa. Kiedy się to nie udaje, postanawia zniszczyć stronę przeciwną. Jego zdeterminowanie, groźny wzrok i intonacja głosu robią wrażenie. Niewątpliwie był to najlepszy moment odcinka.
Piąty sezon Żony idealnej jest jak dotąd jednym z najlepszych. Dzieje się bardzo dużo, emocji jest co niemiara. Szesnasty odcinek pokazuje, co dzieje się po śmierci tak ważnej postaci, jaką był Will. Rozpacz, płacz, bezsilność, pustka - wszystkie te emocje zostały zagrane świetnie. Działo się sporo, ale wszystko miało sens i nie czuło się wrażenia przesycenia wydarzeniami na ekranie. Nie tylko bohaterom będzie brakować Willa. Widzom też. Nawet bardzo.