Cieszy mnie, że 4. odcinek Outlander jest w tak mocnym stopniu oparty na historii Jamiego. Jego sytuacja jako sługi w domu bogatych Anglików jest tym, co lubię w tym serialu: czasem dramatycznie, emocjonująco, a czasem lekko i zabawnie. Innymi słowy to jest całe serce tego serialu, które nadaje mu charakteru i odróżnia od wielu kostiumowych produkcji w historii. Dobrze poprowadzono kwestię relacji Jamiego z urodziwą córką właściciela domu. Ich wspólny wypad na przejażdżkę konną dobrze nakreśla charakter nowej postaci i cechuje sceny odpowiednią dawką humoru. Kwestia seksu jest tutaj dość nietypowa. Czy szantażowanie Jamiego, by ten pozbawił ją dziewictwa można w istocie nazwać gwałtem? W końcu decyduje się on na to wbrew swojej woli i jest do tego przymuszony. Z drugiej strony ta relacja z czasem jest tak budowana, że choć ona użyła podstępu, czuć jakąś sympatię. Nie ma mowy o miłości ani czymkolwiek podobnym, ale na pewno nie ma negatywnych emocji. Przynajmniej twórcy nic takiego nie sugerują. Problem natomiast mam z kulminacją sytuacji, czyli wielką aferą męża ów dziewczyny, który po porodzie zdał sobie sprawę, że nie dostał dziewicy. Absurd scenariuszowy tej sceny polega na tym, że przecież on dobrze wiedział, że nie legł z nią w łóżku, więc czas na bunt i podnoszenie krzyku był dużo wcześniej. Wprowadzenie tego w tym momencie jest co najmniej niefrasobliwe.. Nawet nieszczególnie przeszkadza tutaj przeskok w czasie o wiele lat. Jest to prowadzone płynnie i sprawnie. Dobrze wygląda rozwój wątku Jamiego, który stara się pomóc w wychowaniu swojego syna. Jest to wszystko prowadzone w sposób interesujące, angażujący i pozbawiony dłużyzn. A przede wszystkim są w tym wielkie emocje, gdy koniec końców Jamie decyduje się opuścić dom, póki jeszcze jego tajemnica nie wyszła na jaw. To świetna klamra dobrze rozpisanej historii. Problem mam tak naprawdę z wszystkim, co dzieje się u Claire w teraźniejszości. Da się odczuć, że cały wątek jest strasznie przeciągany i pełno w nim niepotrzebnych dłużyzn. Wiemy, do czego to wszystko doprowadzi, ale twórcy usilnie starają się rozbić wahania i dylematy Claire na wiele odcinków. Bo kto uwierzył, że w istocie Claire porzuci nadzieję? Jest w tym trochę ciepła i emocji z uwagi na Briannę i jej przekonywanie matki, by ta się udała w przeszłość. Nie brakuje scen, które w sposób łopatologiczny dają Claire do zrozumienia, że jest w błędzie i ma wracać do swojej miłości. Naprawdę, to wszystko można byłoby skrócić, pozbawić wątków niepotrzebnie przeciągających tę ważną decyzję. To jest skaza na tych dwóch dobrych odcinkach. Nie spodziewałem się, że twórcy jeszcze w 5. odcinku doprowadzą do oczekiwanego spotkania Claire z Jamiem. Sceny są nakręcone perfekcyjnie. Atmosfera oczekiwania, trochę gęsta i pełna namacalnego napięcia. Czy w istocie ten wspomniany drukarz to Jamie? Niby podświadomie mamy nadzieję, ale... nigdy nie wiadomo, prawda? Może będzie problem i będzie to ktoś inny i Claire wyruszy na poszukiwanie ukochanego? Tak czy siak, te emocje, które tutaj są budowane w oparciu o mieszankę nadziei i niepewności nadrabiają wszystko, co w tym sezonie nie wyszło. To jest ten moment, na który czekamy... Gdy w końcu Claire wchodzi do pomieszczenia z Jamiem, a ten obdarza ją zaskoczonym spojrzeniem, trzeba mieć serce z kamienia, by się nie wzruszyć. Ta muzyka! A twórcy po raz kolejny pokazują serce tego serialu, rozbawiając do łez w scenie, która sama w sobie wyciska te łzy. Piękne! Outlander emocjonuje, bawi i wzrusza. Liczę, że powrót Claire do Jamiego rozrusza ten sezon i skieruje go na ciekawe rejony. Poza tym... czy tylko mi nie pasuje fakt, że te 20 lat odbija się na Claire, a nie Jamiem, który wygląda cały czas tak samo?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj