Pacific Drive w największym skrócie to niesamowita atmosfera, intrygujący pomysł i miejscami nieco zbyt przekombinowany gameplay.
Pacific Drive to jedna z tych gier, które przyciągały uwagę już od momentu opublikowania pierwszego zwiastuna. Atmosfera zapadała w pamięć, a rozgrywka wyglądała na coś świeżego. W wideo pokazano bowiem podróż samochodem przez postapokaliptyczne lokacje, jednak nie w formie wyścigów, jak chociażby w
MotorStorm: Apocalypse. Końcowy produkt dostarcza to wszystko i jeszcze więcej – twórcy zadbali bowiem również o elementy survivalu i roguelike. Ich połączenie to intrygująca mieszanka, choć spore skomplikowanie i duża liczba mechanik sprawiają, że dla niektórych ten miks może okazać się zbyt trudny do przełknięcia.
Deweloperzy z Ironwood Studios zabierają graczy w podróż na północno-zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, do miejsca zwanego Olimpijską Strefą Wykluczenia. To region będący porzuconym ośrodkiem badawczym, który skrywa mnóstwo tajemnic. Na dodatek występują tam różne, często bardzo niebezpieczne, anomalie. Jedyną ochroną dla głównego bohatera okazuje się jego samochód. I choć na starcie jest on jedynie zniszczonym, przeżartym rdzą kombiakiem, to jednak z czasem możemy go naprawiać, ulepszać i sprawić, by stał się on naszym wiernym kompanem w nawet najbardziej niesprzyjających warunkach.
Pacific Drive można śmiało określić mianem "gry drogi". Podróż jest tu zarówno główną mechaniką, jak i motorem napędowym dla fabuły. Przemierzając lokacje, otrzymujemy kolejne fabularne strzępki, z których układamy sobie całą opowieść. Historię poznajemy na kilka sposobów: przez obserwację środowiska, szukanie porzuconych przedmiotów oraz prowadzenie rozmów przez radio, będące jedyną szansą na kontakt z innymi ludźmi. Szkoda tylko, że główny bohater to niemowa i nawet nie usłyszymy jego głosu.
Największym atutem tej produkcji jest w moim odczuciu jej klimat. Choć nie mamy tu do czynienia z horrorem, to twórcy skutecznie budują napięcie i poczucie zagrożenia. Anomalie nie mają formy jumpscare'ów – nic nie wyskakuje nam przed twarzą z głośnym dźwiękiem – a mimo tego potrafią wzbudzić niepokój. Są niszczycielską siłą, której nie rozumiemy, ale od samego początku dostajemy jasno do zrozumienia, że powinniśmy ich unikać. Atmosfera kojarzyła mi się tutaj z takimi tytułami jak
Control czy
Alan Wake 2, a to moim zdaniem świetna rekomendacja!
Szkoda natomiast, że rozgrywka nie do końca nadąża za tak intrygującym pomysłem. Połączenie samochodówki, survivalu i roguelike brzmi na papierze nieźle, ale w praktyce wypada zauważalnie gorzej. Gameplay jest bardzo wymagający. I nie chodzi nawet o sam poziom trudności (ten zresztą można ustawić pod siebie, bo w opcjach zadbano o mnóstwo ustawień), ale o samą liczbę i złożoność mechanik. Mamy tutaj całkiem realistyczne prowadzenie pojazdu z perspektywy pierwszej osoby z koniecznością rozglądania się po kabinie, odpalania wycieraczek czy świateł, kolekcjonowanie materiałów, wytwarzanie przedmiotów, a czasami dość intensywne sekwencje akcji, gdy musimy jak najszybciej uciekać z miejsca zagrożenia, jednocześnie starając się nie rozbić naszego auta. Do tego dochodzą jeszcze elementy roguelike, czyli utrata niektórych zasobów w przypadku niepowodzenia, co część graczy może zwyczajnie odstraszyć.
Zabawę podzielono na dwie wyraźne części. Pierwsza z nich to ekspedycje, w których trakcie przemierzamy Olimpijską Strefę Wykluczenia, posuwamy do przodu fabułę i zbieramy surowce. Następnie musimy wrócić (jeśli nam się to uda) do warsztatu, w którym możemy nie tylko dokonywać niezbędnych prac naprawczych, ale też modyfikować nasz pojazd. I muszę przyznać, że to właśnie ta druga część najbardziej przypadła mi do gustu, choć i tutaj nie uniknięto pewnych wpadek. Obserwowanie, jak nasz wrak stopniowo zmienia się w potężną, opancerzoną maszynę sprawia sporo frajdy, ale już do zarządzania materiałami czy menu wytwarzania przedmiotów można mieć zastrzeżenia. Interfejs, przynajmniej w moim odczuciu, nie jest zbyt dobrze przemyślany i upłynie sporo czasu, zanim się do niego przyzwyczaimy i będziemy w stanie płynnie i bezproblemowo się po nim poruszać. Podobnie zresztą sprawy mają się ze sterowaniem – nie zliczę, ile razy zdarzyło mi się podnieść przedmiot, zamiast go zeskanować itp.
Spory rozstrzał da się dostrzec także w kwestiach czysto technologicznych. Grafika i udźwiękowienie są na wysokim poziomie, szczególnie jak na produkcję tworzoną przez stosunkowo nieduże studio. Olimpijska Strefa Wykluczenia zza kierownicy naszego pojazdu prezentuje się bardzo dobrze, zwłaszcza w nocy. Mrok rozświetlany jest przez delikatne światła naszego samochodu i różnego rodzaju anomalie, które pojawiają się gdzieś w oddali. Nastrój świetnie buduje też udźwiękowienie. W zależności od naszego wyboru możemy postawić na wsłuchiwanie się w dźwięki otoczenia (często dość niepokojące) lub uruchomić samochodowe radio i słuchać piosenek. Dla każdego coś miłego! Niestety optymalizacja na PS5 pozostawia sporo do życzenia i momentami zdarzają się spore spadki płynności, przez co trudno w pełni cieszyć się rozgrywką.
Pacific Drive to ciekawa i klimatyczna produkcja, a przy okazji także jedno z najbardziej unikalnych doświadczeń ostatnich lat. Deweloperzy nie uniknęli pewnych problemów, ale jeśli wykażecie się cierpliwością i będziecie w stanie przymknąć oko na pewne niedoskonałości, to jest szansa, że ta gra przypadnie Wam do gustu, a atmosfera zostanie Wam w głowie na długo.
Plusy:
+ ciekawe połączenie gatunków;
+ klimat;
+ modyfikowanie i ulepszanie samochodu.
Minusy:
- miejscami przekombinowana rozgrywka;
- optymalizacja.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h