Dziesiąty sezon serialu medycznego ABC jest bardzo nierówny. Rozpoczął się przeciętnie, by potem stopniowo podnosić poziom aż do chyba najlepszego w sezonie odcinka - na Halloween. Ostatnie kilka tygodni Chirurgów ogląda się przyzwoicie, ale szału nie ma (nie zgadzam się, że Callie-centryczny epizod sprzed tygodnia jakoś specjalnie się wyróżniał, choć oczywiście był kluczowy w rozwoju wątku Calzony). Powodem tego wszystkiego jest brak wyraźnego motywu przewodniego w tej serii. Zamiast niego otrzymujemy multum pomniejszych historii, które chaotycznie przeplatają się między sobą. Scenarzyści jakimś cudem znajdują jeszcze miejsce na "pacjentów tygodnia" i tym sposobem nikt nie otrzymuje tyle czasu, na ile zasługuje.

Zawsze powtarzałem, że jedną z największych zalet Chirurgów jest duża obsada, którą można rotować i dokonywać wymiany postaci bez jakichś drastycznych rewolucji. Jest to jeden z głównych powodów tego, że Chirurgów utrzymał się na antenie aż 15 lat. Jednak czy tych postaci może być za dużo? Da się odczuć niemały tłok na ekranie, oglądając serial ABC, szczególnie po awansowaniu nowych stażystów do stałej obsady. Dostali oni swoje własne, poważne wątki i trudno obecnie wyodrębnić jakieś sceny, w których nie ma żadnej z tych czterech postaci. Dopiero zaczynają swoją przygodę z poważną medycyną, a trudno uwierzyć, ile już spalili za sobą mostów. Romanse Murphy zniszczyły jej relacje z Karevem, a teraz z Callie. Stephanie nigdy nie nawiąże zdrowych relacji z Kepner, a teraz zawodową nienawiścią pała do niej również Meredith. Małżeństwu Shepardów ostro naraził się Shane, który najpierw zrezygnował z pracy pod okiem Dereka, a tym razem poparł Cristinę i wręcz zmieszał z błotem Mer.

[video-browser playlist="633697" suggest=""]

Swego rodzaju głównym wątkiem dziesiątej serii miały być ostatnie miesiące Yang w Seattle po ogłoszeniu przez Sandrę Oh, że odejdzie z serialu w połowie 2014 roku. Twórcy nieśmiało budują podwaliny pod tę historię, ale chyba nie tego oczekiwali widzowie. Czy powodem, dla którego Cristina opuści szpital, będą zepsute i wrogie relacje z jej najlepszą przyjaciółką oraz szczęście znalezione na nowo przez Owena w objęciach Emmy? Wszystko spowodowane batalią o drukarkę 3D? Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie. Choć trzeba przyznać, że scenarzyści rezygnują z komediowych wątków kosztem tych nad wyraz dramatycznych. Bardzo trudno znaleźć obecnie w Chirurgach bohaterów prawdziwie szczęśliwych. Prawie wszyscy w jakiś sposób cierpią: fizycznie, psychicznie czy emocjonalnie.

Webber musi w końcu wrócić do pracy, bo leżenie w łóżku pół sezonu i zgrywanie upartego oraz irracjonalnego staruszka już dawno zaczęło się nudzić. Relacje Callie i Arizony bardzo powoli wracają do normy, ale przed nimi jeszcze długa droga. Jednak gdy jeden związek ratuje swój byt, kryzys następuje w kolejnym – Ben i Miranda oddalają się od siebie z zawrotną prędkością. Naprawdę trudno uwierzyć w to, że niektóre zabiegi fabularne były skrupulatnie planowane z odpowiednim wyprzedzeniem. Ciąża Arizony czy przypadłość Bailey to jedne z tych wątków, które chyba pisano na kolanie.

Zaczynam podejrzewać, że być może również nowa polityka ABC, polegająca na podzieleniu emisji kilku produkcji na dwie tury, może być powodem spadku formy serialu. Jest to na pewno nowy system, do którego trzeba się przyzwyczaić i być może intencją było stworzenie dwóch mini-sezonów, nie radząc sobie z natłokiem historii w tak krótkim czasie. Powodów może być wiele, ale werdykt pozostaje taki sam – dziesiąta seria Chirurgów jest najsłabsza z dotychczasowych. Nie wyciągajcie jednak pochopnych wniosków – do tragedii jeszcze daleko, ale trzeba czym prędzej dokonać niemałej fabularnej rewolucji. Miejmy nadzieje, że zbliżający się jesienny finał będzie pierwszym poważnym krokiem w kierunku poprawy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj