Parasyte: The Grey to nowy koreański serial Netflixa. Odpowiada za niego twórca znanych produkcji – Zombie Express i Hellbound. To historia o tym, jak tajemnicze pasożyty opanowują ludzi!
Parasyte: The Grey to serial, który wciąga od pierwszej minuty i angażuje do ostatniej sceny. Doskonałą decyzją
Yeona Sang-ho było zamknięcie sezonu w zaledwie sześciu odcinkach. Reżyser, w odróżnieniu od wielu innych twórców z Korei Południowej, nie przeciąga swojej historii ani nie wypełnia jej ckliwym romansem. Daje za to konkrety i kondensuje wydarzenia w trzymających w napięciu epizodach o standardowej długości. To przekłada się na mocny i rozrywkowy seans.
Parasyte to pozytywne zaskoczenie! Postacie wzbudzają sympatię, a fabuła jest przemyślana – wręcz trudno się od niej oderwać.
Główna bohaterka jest pół człowiekiem, pół pasożytem. To reprezentantka mutantów, które opanowują ludzi, wyjadają im mózgi i kierują ich ciałami. Su-in i Heidi (bo takie imię dostał pasożyt) stanowią szalenie intrygujący duet. Twórca pozwolił nam doskonale poznać ich motywacje i przemyślenia. Wychodzi z tego ciekawa metafora – w pewnym sensie oboje są do siebie podobni, bo dziewczyna od dziecka czuła się jak potwór przez ostracyzm społeczny. Kształtowanie postaci na tle zagrożenia dla ludzkości staje się interesującym i dobrze prowadzonym wątkiem. Bohaterowie przechodzą niezłą przemianę, która jest istotnym aspektem serialu, nadającym mu wartość emocjonalną.
Mam mały problem z Kang-woo, czyli zbirem, który przechodzi przemianę i staje się sojusznikiem Su-in. Szkoda, że jego zachowanie jest czasami bardzo dziwne – zdarza się, że podejmuje głupie decyzje. Pokazano dwa momenty, które są kluczowe dla fabuły, ale powodują skrajnie negatywne odczucia. Trzeba jednak zaznaczyć, że postać daje radę pod kątem emocji (tragedia z siostrami działa dobrze) i sprawdza się jako wsparcie dla Su-in.
Yeon Sang-ho już w filmie
Zombie Express czy serialu
Hellbound pokazał, że jest wyjątkowym twórcą i ma niezwykle kreatywne pomysły. W
Parasyte kolejny raz to udowadnia! Zachowuje doskonałą równowagę między osobistymi wątkami postaci, rozwojem fabuły oraz scenami akcji. Warto pochwalić dobrą realizację tego ostatniego aspektu. Mamy dopracowane efekty specjalne – sceny, w których pasożyty otwierają głowy ludzi, by pokazać swoje zabójcze macki, wyglądają świetnie. Nie ma do czego się przyczepić. A gdy dochodzi do akcji – czy to walk Heidi z pasożytniczymi przeciwnikami, czy ich starć z ludźmi – dostajemy potężną dawkę adrenaliny, napięcia i efektowności. Dzięki temu
Parasyte to kawał dobrej rozrywki! A pościg dający iluzję jednego ujęcia wręcz imponuje i buduje wspaniałe emocje – kapitalne ujęcia z drona płynnie przechodzą do kamery z ręki. Wypadło to energetyzująco i widowiskowo.
Parasyte: The Grey opowiada historię zamkniętą, więc rozpoczęte wątki dostają kulminacje. To dowód na to, że twórca świetnie przemyślał fabułę. Szkoda, że nie dostajemy więcej takich produkcji odcinkowych. Cały serial skupia się na regionie w Korei Południowej, ale pada też informacja, że pasożyty pojawiły się w różnych rejonach świata – to oznacza, że być może Netflix zamówi 2. sezon.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h