Twórcy poświęcają trochę więcej czasu relacji postaci w grupie, co pozytywnie wpływa na ich rozwój i krystalizację współpracy. Sir Malcolm staje się postacią centralną, która jest spoiwem związku pozostałych bohaterów. Ciekawie to wygląda w jego relacji z Chandlerem i Victorem. Wiemy, że ten pierwszy jest dla niego jedynie pomocnikiem i nie ma tutaj żadnych emocjonalnych więzi. Czyżby jednak takowa budowała się pomiędzy Malcolmem i Frankensteinem? Młody Victor wyraźnie w swoim życiu nie miał żadnego modelu ojca, który mógł być jego inspiracją i kimś, kto napędza jego motywację. Malcolm, który daje mu możliwość pracy nad czymś niezwykłym, zdecydowanie zaczyna taką rolę spełniać. I to pozwala sympatyzować obu bohaterom, gdyż wydaje się to przekonujące i płynnie rozwijane.
W temacie głównego wątku dzieje się niewiele, ale nie można powiedzieć, że wydarzenia są bez znaczenia. Wszystko tyczy się roli Vanessy Ives, która - jak wszystko wskazuje - jest kluczowa. Sugeruje to przede wszystkim atak wampirów na siedzibę bohaterów, gdzie zaczaili się w jej pokoju. Co od niej chcą? Czy może jest jedynie przeszkodą, która prowadzi wrogów wampirów na ich trop? Wątpię, by ten starszy krwiopijca był wspomnianym panem. Bardziej stawiałbym na jakiegoś wysokiej rangi siepacza, który jest starszy i ma większą moc niż zwyczajny minion poddawany torturom (notabene ciekawy motyw z nazywaniem ludzi potworami, gdy to wampir jest ofiarą, a tylko Sembene okazuje człowieczeństwo). Istotna w tym też jest relacja Vanessy z Dorianem Grayem, która ma w sobie coś niezwykle intrygującego. Prawdopodobnie zasługa leży w scenariuszu nasyconym niezłymi, dwuznacznymi dialogami oraz umiejętnym przedstawieniem emocji. Choć rozmowa w ogródku wydaje się nie mieć większego znaczenia, ogląda się ją z niebywałym zaciekawieniem. Można założyć, że znaczenie Ives jest większe, niż na razie jest to zasugerowane. Szkoda, że poza jej motywem główny wątek na razie stoi w miejscu.
[video-browser playlist="629702" suggest=""]
Tym razem twórcy skupiają się na postaci Chandlera i pozwalają widzom lepiej poznać postać tajemniczego Amerykanina. Dotychczas wiedzieliśmy niewiele, ale zasugerowano widzom, że może on być wilkołakiem (scena z wilkami). Penny Dreadful fantastycznie potrafi bawić się atmosferą i emocjami, jednocześnie w zwyczajnych rzeczach dodając sporo symboliki. Przedstawienie w teatrze jest kolejnym etapem w procesie sugestii, że Chandler może być tym wilkołakiem. Problem tutaj tak naprawdę ponownie stanowi Brona Croft, która jest niebywale irytująca w swoim zachowaniu. Postać tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia fabularnego (poza tym, że popycha Chandlera w kierunku emocjonalnego wyzwolenia). Zwróćmy uwagę na końcową scenę pomiędzy nim a Dorianem Grayem. Choć raczej każdy oczekiwał, że dojdzie do zbliżenia panów, moment katharsis Chandlera zostaje poprowadzony fenomenalnie. Świetna zabawa muzyką, emocjami i drobnymi fabularnymi zabiegami, które prawdopodobnie jednoznacznie sugerują, że to Chandler odpowiada za masakrę z pierwszego odcinka.
Penny Dreadful trochę zwalnia tempa, by bardziej rozbudować osobowości postaci - i to udaje się zrobić dobrze. Trochę razi zbyt wolne rozwijanie głównego wątku, ale wszystko prezentuje taką atmosferę i zabawę konwencją, że ogląda się to fantastycznie.