Historia toczy się między USA a Reykjavikiem. Od samego początku przedstawia nam się bohatera, Bobby’ego Fishera, dorastającego na Brooklynie w środowisku pełnym napięć i niepokoju. Nie otrzymuje wymaganej przez siebie uwagi, a w efekcie końcowym wyrasta na socjopatę. Mimo to, jego umysł okazuje się wybitnym – chłopak gra w szachy po mistrzowsku, ogrywając tych, którzy uważali się za najlepszych. Kolejne sukcesy podsycają jego apetyt, aż w końcu, jako dorosły mężczyzna, ma szansę stanąć do pojedynku z mistrzem świata, Borisem Spasskym (odsunięty na daleki plan, acz wciąż widoczny Liev Schreiber). W Fishera wciela się Tobey Maguire i trzeba przyznać, że udaje mu się to całkiem dobrze. Wykreowanie bohatera, który zmaga się z problemami własnej osobowości, nie było dla niego nowym wyzwaniem – kilka lat wcześniej równie przekonująco odegrał postać żołnierza w filmie Brothers (reż. Jim Sheridan). Rzeczywiście, obie role, choć dotyczą osób o zgoła innych doświadczeniach życiowych, wypadły w pewnym sensie podobnie – można zarzucić aktorowi odkalkowanie kondycji psychicznej poprzedniego bohatera, jednak mnie osobiście nie razi to na tyle, by stawiać Maguire’owi jakiekolwiek zarzuty. Dzięki specyficznym zabiegom montażowym jako widzowie mamy możliwość poczucia tego, jak czuje się Bobby Fisher – zaczynamy dostrzegać rzeczy, które wytrącają go z równowagi, słyszeć wszelkie stukoty, szelesty i pomrukiwania, przez co, podobnie jak on, mamy ochotę zatkać uszy i odciąć się od irytujących hałasów i równie irytującego świata. Symbole, jakie wizualizuje sobie Fisher spoglądając na planszę, mają pomóc mu wykonać ruch i obliczyć jego możliwe konsekwencje. Zaś dla obserwujących stają się one jedynym echem tego, co siedzi w głowie bohatera – tak naprawdę nie poznajemy umysłu geniusza od środka, nie jest nam wytłumaczony jego fenomen, a fakt, że Bobby ogrywa nawet największych mistrzów musimy po prostu przyjąć do wiadomości, bez zadawania pytań typu: ale w jaki sposób? To wszystko zostało przemilczane, co z jednej strony czyni film nieco bardziej uniwersalnym nawet dla tych, którzy szachów nijak nie rozumieją – oszczędzono im specjalistycznego wykładania krok po kroku, na czym polega strategia mistrza. Ale z drugiej... zwyczajnie chciałoby się poznać tę wyjątkowość bohatera lepiej, w końcu o tym jest ten film. Gra ciszy bardzo dobrze kontrastuje rozgrywki szachowe z innymi, które odbywają się pod szyldem mistrzostw świata. Jesteśmy przyzwyczajeni do hałasu, wiwatującego tłumu, krzyków, pisków i skandowania – całkowitej emisji wszelkich emocji na zewnątrz. Tutaj niczego takiego nie ma, przeciwnie – zarówno gracze, jak i widownia chowają swoje odczucia głęboko w sobie, nie dzieląc się nimi ze światem, a jednak mecze rozgrywane przez zawodników i tak utrzymują nas w pełnym skupieniu. Stoi za tym również specyficzny charakter skomplikowanej postaci Fishera – śledzimy rozgrywki dokładnie, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak nasz bohater zachowa się tym razem, ani co znowu wymyśli. Jego humory w pewnym momencie filmu przechodzą w czyste gwiazdorzenie, przez co jako widzowie dystansujemy się nieco do niego, patrząc przychylniej w stronę Spassky’ego – ten przynajmniej jest uprzejmy wobec przeciwnika i uśmiechnięty, co dla Bobby’ego wydaje się nieosiągalne... Pawn Sacrifice to kino biograficzne. Przedstawia nam kulisy autentycznego pojedynku rozegranego między przedstawicielami USA i ZSRR oraz zarysowuje obraz rzeczywistego, borykającego się z problemami Roberta Fishera. Po zamknięciu części fabularnej widzowi przedstawia się napisy końcowe, opowiadające o dalszych losach bohatera, a także fragmenty jego wypowiedzi oraz zdjęcia. Tak naprawdę to właśnie te ostatnie kilka minut filmu decyduje o tym, że pozostawia on po sobie pozytywne wrażenie – oglądając produkcję bez większej wiedzy na temat tego, czego dotyczy, nagle mamy wrażenie, że zobaczyliśmy coś wartościowego i wzbogaciliśmy własny światopogląd o nowy ułamek wiedzy – to zawsze działa na korzyść filmów opartych na faktach. Znając tytuł oryginalny – Pawn sacrifice – co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „poświęcenie pionka”, możemy odnieść go nie tylko do rozgrywki szachowej, ale także do głównego bohatera – on sam jest jak ten pionek w świecie, a decyzje jakie podejmuje i wszystkie kroki, które stawia, podyktowane są przez zawiłości jego nękanego chorobą umysłu. Być może na ekranie zabrakło dosłowności, która dałaby nam znać, że w filmie rzeczywiście o to chodzi, ale wydaje mi się, że nie trzeba większego rozkładania go na czynniki pierwsze, by dostrzec tę ideę. Na wydanie DVD składa się zachowane w ponurych barwach ruchome menu, a w nim między innymi zapowiedź filmu, który mamy zamiar obejrzeć, oraz seria zwiastunów filmowych i kinowych wchodzących na ekrany w podobnym czasie. Do dyspozycji również wybór napisów polskich bądź lektora, a także wybór poszczególnych scen. Całość zamknięta w plastikowym pudełku umieszczonym dodatkowo w tekturowej okładce. Nie trzeba znać się na szachach, by dać się oczarować filmowi. Choć nie jest to kino wybitne ani pretendujące do bycia nagradzanym, zdecydowanie warto sięgnąć po Pawn Sacrifice w wolnej chwili. Jego uniwersalizm sprawia, że można go oglądać kilkakrotnie – nie zanudza, nie przytłacza – jest naprawdę bardzo przyjemny w odbiorze. Mimo, że w naszym kraju jest o nim dość cicho, nie ma co się zniechęcać przed wybraniem go na popołudniowy seans. Nawet wśród niepozornych produkcji czasem trafi się przyzwoite, dobre kino.
fot. materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj