"Portrait of Lady Alexander" to jeden z najsłabszych odcinków serialu i najgorszy w ostatnim sezonie. Uganianie się po rancho za koniem i jego właścicielką? Życie Sereny, jak motyw wyjęty z "Absolwenta"? Serio?! Epizod był moim zdaniem rozwleczony i nieciekawy, dlatego nie będę się nad nim zbytnio rozwodzić.
"Monstrous Ball" stanowił już znaczną poprawę, dzięki interesującemu zabiegowi przypominania przeszłości. Zaprezentowana w nim sytuacja w znacznym stopniu odzwierciedlała podobne pomysły z przed kilku sezonów, ale postarano się nieco inaczej rozłożyć akcenty opowieści i w odmienny sposób rozegrać dramaty. Satysfakcjonująca była w szczególności ostatnia scena w jadłodajni, między Sereną, a Danem.
[image-browser playlist="596771" suggest=""]©2012 The CW
"Where the Vile Things Are" pokazało natomiast, że historia ponownie zatoczyła koło. Zalążek tego pomysłu, ujawniony już w finale poprzedniego sezonu, został więc umiejętnie wprowadzony w życie. Wybór, którego dokonują dawni kochankowie, jest jednak czymś interesującym i przysparzającym poztywyne emocje. Co znamienne, dzięki przywoływaniu wydarzeń z przeszłości, dało się momentami poczuć stary, dobry klimat, który tak kiedyś przyciągał do serialu.
Odcinek siódmy ujawnił natomiast, że produkcją nie tylko rządzi zasada "każdy z każdym", ale również "im dziwniejsze połączenia par miłosnych, tym lepiej". Twórcy zdają się nie przejmować faktem, że ujawnianie kolejnych par, których nigdy nie podejrzewalibyśmy o bycie razem, wywołuje bardziej zażenowanie niż szok z prawdziwego zdarzenia. Takie zagrania czynią z tego niegdyś intrygującego serialu młodzieżowego, kolejną wariację na temat "Mody na Sukces". Po uraczeniu nas wątkami, jak z brazylijskiej telenoweli w poprzednim sezonie, nowy zdawał się iść znów w dobrym kierunku, nie wykorzystując takich pomysłów. Najwyraźniej jednak trudno jest pozbyć się starych nawyków, więc co jakiś czas scenarzyści podrzucają historie rodem z oper mydlanych. Mimo niefortunnego zestawienia nowych romantycznych par, reszta odcinka przysparzała pozytywnych wrażeń i dało się go oglądać z zainteresowaniem. W szczególności rozbawił mnie moment, w którym nowa królowa Constance wyjaśniła Blair, czemu w zasadzie tytułuje się teraz jako "don", a nie "królowa". "Wszyscy kochają korony, ale kiedy chodzi o władzę, mafia jest dużo lepsza niż monarchia".
[image-browser playlist="596772" suggest=""]©2012 The CW
"It's Really Complicated", czyli tegoroczny odcinek ze Świętem Dziękczynienia w tle, wywraca dokonania kilku ostatnich do góry nogami. W takim serialu, jak Plotkara nic przecież nie jest stałe, wszystko z czasem mija. Dan ponownie pali więc wszystkie mosty z przyjaciółmi, których posiada(ł) na Upper East Side, zasłaniając się tym, że każde z nich niemal codziennie robi coś podobnego, a i tak wszyscy są sobie w stanie wybaczyć, ba!, nawet nazywać rodziną. Plan Chucka i Blair, by zemścić się na Bartcie Bassie zdaje się wreszcie ruszać z kopyta, gdyż Lily przejrzała na oczy. Nate i Serena najwyraźniej nie umieją uczyć się na błędach przeszłości, ponownie próbując wrócić do starych związków, a Georgina znów umiejętnie wprasza się na cudze przyjęcie, czerpiąc radość z rozpadu śmietanki towarzyskiej najdroższej dzielnicy Manhattanu, która rozgrywa się na jej oczach.
Warto też wspomnieć, że twórcy nie mogli się oprzeć przed zacytowaniem innej serialowej produkcji, z której pochodzi jeden z nowych członków obsady. W pewnym momencie z ekranu pada bowiem stwierdzenie: "Musisz być w Siódmym Niebie", (że Steven znów chce być z Tobą), wyraźnie odwołując się w ten sposób do serialu, który przyczynił się do popularności Barry'ego Watsona, wcielającego się w Stevena.
[image-browser playlist="596773" suggest=""]©2012 The CW
Chciałbym nadmienić również kilka słów o muzyce, która zawsze przykuwała uwagę w tym serialu. Bardzo interesującym zabiegiem było oparcie całej muzyki konkretnego odcinka na dokonaniach jednego artysty. To chyba pierwszy raz w historii tej produkcji, gdy coś takiego miało miejsce. Wykonawcą, który doznał tego zaszczytu jest Frank Ocean. Jego kompozycje, utrzymane w stylistyce r&b i popu przypominają dokonania Robina Thicke'a, wpadając przy tym w ucho. Mimo, że fragmenty zaprezentowane w szóstym odcinku zdają się niezbyt od siebie różnić. Sprawa ma się podobnie z innym utworem, który mocniej przykuł moją uwagę. Mowa o "Stay" MDNR, który posiada interesujące popowo-elektroniczne brzmienie.
Ocena: 5+/10 (średnia ze wszystkich 5 odcinków)