Pierwsza część odcinka związana jest z obławą na Deathloka, która sama w sobie wywołuje mieszane odczucia. Nie chodzi bynajmniej o fakt oczywistości zawartej w tym wątku, czyli że wszystko agentom udaje się zbyt łatwo i za prosto dochodzą do wyznaczonego celu. Starcie z Deathlokiem jest co najwyżej przeciętne i jakościowo nieporywające. Po Marvelu można oczekiwać czegoś emocjonującego, gdy do gry wchodzi tak potężny przeciwnik. Nikt tutaj nie oczekuje widowiska na poziomie kinowych filmów, ale można było z tego starcia wydobyć coś ciekawszego.
Spotkanie z Jasnowidzem przez chwilę wzbudza konsternację. Czy w istocie to jest ten wielki łotr serialu? Jako że postać jest banalnie stereotypowa i mało komiksowa, trudno zaakceptować ten fakt. Z czasem pojawia się świadomość, że Deathlok zbyt łatwo doprowadził do niego bohaterów. To, co pierwotnie można było zrzucić na niską jakość serialu i banalne rozwiązania, staje się z czasem oczywistą intrygą, która ma zbić agencję z tropu. Czuć to w scenie rozmowy z rzekomym Jasnowidzem, gdzie wyraźnie widać, że jest to jedynie kozioł ofiarny. Na szczęście nawet tutaj udaje się pozytywnie zaskoczyć, bo takiej reakcji Warda nie można było się spodziewać - w końcu jest to agent zawsze ściśle przestrzegający reguł, więc jego decyzja może być niespodzianką (choć same powody nie nastrajają pozytywnie, gdyż jego romans ze Skye to ostatnia rzecz, której ten serial potrzebuje). Ważne jest też podjudzenie go przez Tripletta, sugerujące, po której stronie będzie stał ten drugi agent.
[video-browser playlist="635221" suggest=""]
Akcja 16. odcinka zaczyna się przed fabułą filmu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz, by w pewnym momencie się z nią zrównać. Nawiązania są na razie drobne, ale znaczące - m.in. powody Sitwella, dla których nie może wziąć udział w misji, są zapowiedzią tego, co rozgrywa się na początku filmu. Najważniejsze jednak jest to, gdy Coulson zdaje sobie sprawę, że prawdziwy Jasnowidz ma dostęp do bazy ich organizacji. Twórcy w tym odcinku wyraźnie sugerują, że może to być wysoko postawiony agent, ale pamiętajmy, że emisja odbyła się przed premierą filmu. Po seansie jednak łatwo wyjaśnić sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, Victoria Hand raczej tymże Jasnowidzem nie jest, bo cliffhanger sugestywnie związany jest z wydarzeniami z Zimowego żołnierza. Można założyć, że Hand jest częścią tej intrygi i należy do wielkiego planu czarnego charakteru. Po drugie, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Jasnowidzem najpewniej jest Arnim Zola z filmu , gdyż nawet słowa Coulsona o dostępie do informacji kierują trop w tę stronę.
Trzeci akt odcinka na pokładzie samolotu sprawdza się wyśmienicie, bo zdarza się rzecz niezwykła - czuć napięcie. Sceny pomiędzy Fitzem i May są tego dowodem, bo tak naprawdę nie wiadomo, po której stronie stoi Melinda. Niby można przypuszczać, że kontaktuje się z Nickiem Furym, ale jej zachowanie, biorąc także pod uwagę wydarzenia z filmu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz, nie do końca się z tym zgadza. W pewnym momencie pojawia się niepewność, aczkolwiek raczej tylko tymczasowa, bo May wyraźnie daje do zrozumienia, że stoi po tej dobrej stronie. W tym akcie nie wychodzi jedynie kłótnia Coulsona z Wardem, która wydaje się wymuszona i sztuczna.
Agenci T.A.R.C.Z.Y. 16. odcinkiem dostarczają wrażeń i obiecują, że dalej będzie lepiej. Cliffhanger zaznacza, że akcja będzie rozgrywać się równolegle z filmem Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz, dzięki czemu serial powinien nabrać rumieńców.