25 lat to naprawdę długo, szczególnie w branżach tak szybko i intensywnie rozwijających się, jak gry i technologie. Mimo tego są pewne serie, dla których czas ewidentnie stanął w miejscu. Pokemony są tego idealnym przykładem: zadebiutowały w 1995 roku, ale od momentu premiery pierwszej części nie przeszły żadnych większych zmian. Choć deweloperzy wprowadzali pewne nowe elementy, to podstawa rozgrywki pozostawała niezmieniona. Dopiero teraz, w roku 2022, doczekaliśmy się prawdziwej rewolucji, a ja podczas ogrywania Pokemon Legends: Arceus miałem w głowie tylko jedno pytanie: Game Freak, dlaczego to tak długo trwało?

Nowy-stary świat, nowe problemy

Tym razem zrezygnowano z klasycznej drogi "od zera do Poke-trenera". Głównym bohaterem nie jest już młodzieniec, który stara się złapać je wszystkie, zdobyć odznaki i zostać jak najlepszym trenerem. Zamiast tego scenariuszowo gra czerpie z gatunku isekai, czyli podróży do innego, alternatywnego świata. Tu ma on postać regionu o nazwie Hisui, później znanego jako Sinnoh, do którego protagonista przenosi się przez tajemniczą wyrwę znajdującą się na niebie. Motyw ten sprawia, że fabularnie grę można traktować w sposób dwojaki: zarówno jako prequel, jak i swoisty reboot. Zabieg z przeniesieniem w zupełnie obce miejsce sprawia przy okazji, że Arceus jest idealnym punktem wejścia dla osób, które do tej pory nie miały do czynienia z serią, choć nieco przydługi wstęp dla weteranów może być momentami dość nudny.  W poprzednich odsłonach cyklu nadrzędnym celem graczy było zdobywanie kolejnych odznak, by na końcu móc zmierzyć się z finalnym "bossem". W tej grze sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Mieszkańcy Hisui dopiero poznają Pokemony i nie do końca wiedzą, jak się wobec nich zachowywać, a wielu uznaje je za wielkie zagrożenie. Z tego też powodu trenerów, a tym samym walk z nimi, jest tu naprawdę mało, a nacisk położony został przede wszystkim na eksplorację i badania w terenie. Profesor Laventon, pełniący funkcję mentora, już na samym starcie prosi nas o to, abyśmy zajęli się uzupełnieniem pierwszego w historii Pokedexu. Oprócz tego musimy odkryć także przyczyny tajemniczego zjawiska, które powoduje wybuchy agresji u potężnych Pokemonów. Jak możecie się zapewne domyślić, w całym Hisui jest tylko jedna osoba, która może pomóc - bohater, którego losami kieruje gracz.  Fabułę, choć jest ona raczej dość prosta, poznaje się z przyjemnością. Duża w tym zasługa sympatycznych postaci, które poznajemy odniesień do Diamond i Pearl oraz tego, że osadzenie akcji w odległej przyszłości pozwala spojrzeć na Pokemony, trenerów i całe to uniwersum z nowej, innej perspektywy. To naprawdę odświeżające doświadczenie po tylu latach robienia niemal tego samego. 

Fabuła

8 /10

(R)ewolucja

Pierwsze materiały marketingowe nie pozostawiały żadnych złudzeń i jasno dawały do zrozumienia, że Game Freak rezygnuje z dotychczasowej formuły i stawia na zupełnie nowe rozwiązania. I rzeczywiście pod kątem rozgrywki zmieniono w zasadzie wszystko: od samej konstrukcji świata i eksploracji, przez łapanie Pokemonów, na walce kończąc.  Świat nie jest w pełni otwarty, jak w The Legend of Zelda: Breath of the Wild, do którego Pokemon Legends: Arceus często jest porównywane. Zamiast tego mamy centralny hub, wioskę Jubilife, z której wybieramy się na ekspedycje w kilka dostępnych, zróżnicowanych regionów. Mają one formę rozległych map, które możemy swobodnie przemierzać w poszukiwaniu materiałów, zadań czy stworków do pojmania. Jedną z największych nowości jest fakt, że do łapania Pokemonów nie jest wymagana walka. Wystarczy rzucić Pokeballem i... gotowe. Oczywiście sprawa nie zawsze jest tak prosta, bo pewne gatunki są bardzo płochliwe, inne zaś są agresywne i atakują, gdy tylko nas zauważą. Wtedy możemy posiłkować się wysłaniem do starcia jednego z naszych towarzyszy lub zdecydować się na działanie z ukrycia. W tym celu możemy wykorzystać wysoką trawę lub przedmioty utrudniające dostrzeżenie bohatera, takie jak np. bomba dymna. Pozyskujemy je dzięki prostemu systemowi craftingu - ze zdobywanych surowców mamy możliwość wytwarzania m.in. kilku różnych typów Pokeballi, przynęt czy leczniczych miksturek.
fot. Nintendo
Pojedynki na pozór przypominają te znane z poprzednich odsłon. Pokemony dysponują różnymi atakami, opisanymi statystykami siły i celności, nie brak klasycznego już systemu odporności i podatności na konkretne żywioły. Arceus wprowadza natomiast dość istotną zmianę w postaci kolejności tur, która nie jest ustawiona "na sztywno". Z tego powodu zdarzają się sytuacje, w których możemy zaatakować kilka razy z rzędu, to samo mogą zrobić też przeciwnicy. Z czasem odblokowujemy dwa style bojowe: szybki i silny, które pozwalają na wykonanie słabszego ciosu, ale przyśpieszenie naszej tury lub wręcz przeciwnie - mocniejsze uderzenie przy jednoczesnej świadomości, że wróg będzie mógł na to odpowiedzieć na przykład dwa razy. Pewnym zaskoczeniem okazał się poziom trudności, zauważalnie wyższy niż w poprzedniczkach. Kilka razy przeżyłem spore zdziwienie, gdy pozornie niegroźny przeciwnik znokautował mojego Pokemona zaledwie jednym ciosem. O przechodzeniu gry samym starterem i przy naciskaniu zaledwie jednego przycisku, tak jak było to np. w Pokemon Sword / Shield można raczej zapomnieć. Nie oznacza to, że jest jakoś bardzo trudno, bo nawet wyeliminowanie całej naszej drużyny nie oznacza konieczności powrotu do wioski. Po prostu wracamy do eksploracji i możemy ratować się przedmiotami leczniczymi. Ekspedycja zostaje zakończona dopiero wtedy, gdy... przytomności zostanie pozbawiony główny bohater. Tak, w tej grze wrogie Pokemony mogą atakować protagonistę bezpośrednio i korzystają z tej możliwości naprawdę często! Spore urozmaicenie stanowią starcia z bossami, w których rozgrywka wygląda nieco inaczej. Musimy unikać wrogich ataków i obrzucać je specjalnymi przedmiotami, zmniejszając stopniowo ich pasek życia. Po ogłoszeniu oponenta mamy chwilę na to, by wysłać jednego ze swoich towarzyszy, by ten zadał jeszcze więcej obrażeń. Na osoby spragnione wyzwań czekają też potężne Pokemony alfa, które charakteryzują się znacznie większymi rozmiarami, wyższymi poziomami, czerwonymi oczami, a często także nietypowymi kombinacjami ataków. Ich pokonanie lub złapanie jest zdecydowanie bardziej wymagające i często mogą one dać w kość, szczególnie tym mniej doświadczonym trenerom. 
fot. Nintendo
Zmian jest zresztą znacznie, znacznie więcej. Pokedex uzupełniamy nie tylko poprzez łapanie stworków, ale wykonywanie określonych zadań: czasami jest to pokonanie ich, wykorzystując konkretny ruch, innym razem pojmanie go w określonych warunkach itp. Za zbieranie danych otrzymujemy gwiazdki, które pozwalają nam wydawać rozkazy silniejszym stworkom. Całkowicie zrezygnowano też z ruchów HM, które pozwalały dostawać się w niedostępne wcześniej miejsca, np. usuwając pewne przeszkody. Ich rolę niejako przejęły Pokemony-wierzchowce, dzięki którym możemy nie tylko szybciej się przemieszczać, ale też pływać, latać, wspinać się czy poszukiwać zakopanych w ziemi skarbów.  Nie zmieniło się jedno: zabawa w dalszym ciągu jest szalenie uzależniająca. Dość powiedzieć, że od sesji spędzanych przed konsolą zwykle odciągały mnie dopiero komunikaty o niskim stanie baterii... 

Rozgrywka

9 /10

Powrót do przeszłości

Jakie Pokemon Legends: Arceus jest, wie każdy, kto oglądał screeny czy materiały z rozgrywki. Deweloperzy z Game Freak zaserwowali nam podróż w przeszłość nie tylko fabularnie, ale też i technologicznie. Nie ma co się oszukiwać: gra nie należy do najpiękniejszych i wygląda na coś, co spokojnie mogłoby pojawić się gdzieś pod koniec żywota Nintendo Wii. Konieczność pójścia na tak daleko idące kompromisy prawdopodobnie wynika ze skali tej produkcji. Dostajemy dość duże, otwarte lokacje, cykl dnia i nocy, zmienne warunki pogodowe, a także zaskakująco dużo niewielkich detali, takich jak np. śnieg osadzający się na ubraniu naszej postaci - wszystko to trzeba było jakoś upchnąć na konsoli, która znacznie odbiega mocą od współczesnych standardów. Na pochwały zasługują natomiast modele Pokemonów oraz animacje, które towarzyszą ich walkom. Ten drugi element był od dawna krytykowany i teraz uległ znaczącemu usprawnieniu, dzięki czemu starcia obserwuje się z przyjemnością.
fot. Nintendo
+16 więcej
Oprawę audiowizualną niejako "ratuje" muzyka, która robi bardzo pozytywne wrażenie - to zdecydowanie ścisła czołówka serii. Niestety w dalszym ciągu nie doczekaliśmy się dodania nawet częściowego voice actingu, a szkoda, bo tak rewolucyjna odsłona wydawała się idealną okazją. Rozczarowują również dźwięki wydawane przez Pokemony, które nadal są jakimiś dziwnymi, sztucznymi popiskiwaniami. W ten sposób "porozumiewa się" nawet Pikachu, który w ostatnich częściach raczył nas charakterystycznym "Pika-Pika!". 

Oprawa

6 /10

Ocena końcowa

8/10


Fabuła

8/10

Rozgrywka

9/10

Oprawa

6/10
Pokemon Legends: Arceus to naprawdę udane odświeżenie skostniałej już formuły serii. Zespołowi Game Freak udało się wprowadzić wiele zmian na plus. Jednocześnie nie zrezygnowali z tego, co w tym cyklu się sprawdzało. Szkoda tylko, że jakość grafiki pozostawia wiele do życzenia, no ale jak to mówią - nie można mieć wszystkiego. Być może za kolejnych 26 lat doczekamy się Pokemonów, które nie będą wizualnie przypominać produkcji sprzed kilku generacji.  Plusy: + satysfakcjonująca eksploracja; + naprawdę wciąga; + bardziej wymagająca walka; + muzyka. Minusy: - grafika zacofana o dobrych kilka lat; - pusty, pozbawiony życia świat.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj