Pokojówki z Beverly Hills w kolejnych 2 odcinkach potrafią świetnie wykorzystać postać Carmen i oprzeć na niej najlepsze gagi. Jej wątek stanie się najluźniejszy i zarazem najzabawniejszy, gdy obserwujemy jej zmagania ze Spence'em. Wiadome było, że wspólna libacja alkoholowa zakończy się niepomyślnie, ale dzięki temu z przymrużeniem oka mamy spojrzenie na ludzką przywarę nie tylko tych bogatych - problemy trzeba utopić w morzu alkoholu, a nie z nimi walczyć. Wątek ma swoje momenty, niezły rozwój i akurat tutaj motyw obyczajowy związany z relacją Rosie i Spence'a nie razi.

Co innego jest u Rosie, której rola z najlepszej, najsympatyczniejszej i najzabawniejszej postaci została zmniejszona do malutkiego i nic nie znaczącego trybiku w maszynie manipulacji. W tym miejscu bardzo wyraźnie widać duży problem serialu Pokojówki z Beverly Hills, bo gdy scenarzyści próbują imitować telenowele - jest nudno, nieśmiesznie i karykaturalnie. Tak też jest w przypadku Rosie, której wątek staje się najgorszym w tym serialu.

Natomiast przykład rodziny Powellów pokazuje jak należy bawić się schematami oper mydlanych. Twórca bierze je, tworzy z nich unikalną mieszankę i opowiada całość z wielkim dystansem i przymrużeniem oka. Dlatego też intryga oszusta, uwodziciela i romansu staje się zabawną rozgrywką postaci, która swoim sposobem bycia ratuje te 2 odcinki. Adrian Powell niczym Don Corleone zawsze spłaca swoje długi. Egzekucja Tony'ego aż nadto czerpie inspiracje z kultowego hitu Ojciec chrzestny, ale sprawdza się wyśmienicie.

Zobacz zwiastun odcinka:

[video-browser playlist="634585" suggest=""]

Zoila z powodzeniem walczy o to, by być najnudniejszą postaci serialu. Jej wątki w obu odcinkach straciły charakterystyczną werwę i opierają się na słabych motywach obyczajowych, których egzekucja przyprawia o ból głowy. Lepiej by twórcy nie próbowali czegokolwiek opowiadać na poważnie, bo wówczas wygląda to źle - emocji brak, aktorstwo mdłe, a fabularne rozwój zerowy. I taki też jest cały wątek Zoilli, jej relacji z mężem oraz kłopotów Valentiny. Wkrada się też zbyt wiele przewidywalności, która psuje wrażenie.

Świetnie wygląda kontynuacja przewodniego wątku. Mimowolne przyznanie się Nicka do morderstwa pozwala wysnuć już oczywisty wniosek - tu chodzi o dziecko Powellów. Wypadek, on nie chciał tego zrobić - wyraźnie te strzępki informacji na to wskazują. Nawet udaje się scenarzystom w 11. odcinku wprowadzić zwrot akcji z Opal. Chociaż bezpośrednia konfrontacja była formalnością, końcową niespodzianka trudno było przewidzieć. Powinna ona wprowadzić sporo dobrego zamieszania na koniec sezonu.

Pokojówki z Beverly Hills błyszczą, gdy naśmiewają się ze stereotypów, wprowadzając sporo humoru i lekkości. Kiedy jednak wprowadzają zbyt wiele niepotrzebnych obyczajowych dramatów, jakość na tym cierpi. Pomimo tego - nadal jest to przednia wakacyjna rozrywka.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj