Drugi sezon serialu "Devious Maids" zakończył się cliffhangerem, w którym młody psychopata niszczy radość Rosie w trakcie ślubu. Poprowadzono to znośnie - jest dramaturgia, emocje i lęk przed utratą ulubionej postaci. Niestety nie w pełni wykorzystano potencjał, bo mimo wszystko owo wydarzenie nie ma tak dużego wpływu na fabułę, jak powinno mieć. Uśmiercenie nikomu niepotrzebnej postaci to za mało, by osiągnąć odpowiedni efekt. Oczywiście największy wpływ wywiera ono na Rosie, ale trudno ukryć rozczarowanie faktem, że wykorzystano je tylko jako pretekst do przeskoku w czasie. Tu można było zrobić coś więcej, co fajnie mogłoby zmienić oblicze tego serialu, a tak jest tylko nieźle. Motyw z Rosie przypomina od razu, dlaczego ta bohaterka wzbudza dużo sympatii. Twórcy nie rzucają w widza nachalnie jej małżeństwem ze Spencem - skupiają się na wątku humorystycznym z jego rolą w filmie dla dorosłych. Lekko i przyjemnie, tak jak powinno to działać w tym serialu. Najgorzej w tym wszystkim po raz kolejny wypada wątek Carmen, której historie zawsze wywoływały mieszane odczucia. Tym razem twórcy ponownie pokazują ją w złym świetle, tak jakby kompletnie niczego się nie nauczyła. Problem jej romansu, w którym jest jedynie obiektem seksualnym, jest nudny i wydaje się być kolejną wersję tego, z czym już wcześniej miała do czynienia. Końcówka 2. sezonu sugerowała rozwój tej postaci, ale tutaj wszystko wróciło do normy i nie wygląda to dobrze. Carmen może ładnie wyglądać, ale irytuje i nudzi najbardziej ze wszystkich. [video-browser playlist="709149" suggest=""] Ciekawe w tym odcinku jest to, że po raz pierwszy rola Marisol fabularnie stoi na tym samym poziomie co pozostałych bohaterek. Jej perypetie po sukcesie książki są odpowiednio interesujące, a wszystko tak naprawdę skupia się na relacjach z dziewczynami i przypomnieniu sobie swoich korzeni. No i fajnie to działa. Obok mamy też historię Zoili, która wchodzi na rejony telenoweli, często w humorystyczny sposób opowiadając o dramacie tej bohaterki. Jeśli ten wątek będzie ukazywany luźno, z humorem i subtelnie, powinien nieźle się rozwinąć. Valentina trochę rozczarowuje - fajnie, że w końcu buduje związek, mamy jedną zabawną scenę, ale poza tym nic ciekawego. Śmierć ojca mogła trochę rozwinąć tę postać, by zaoferowała widzom po 3 sezonach coś więcej. Na razie tego nie wykorzystano. Tradycyjnie premiera buduje tajemniczy wątek na cały sezon. Tak jak wspomniałem, twórcy pokusili się o odrobinę świeżości, bo nie wsadzili w centrum po raz kolejny Marisol, a wszystko kręci się wokół pary, która odgrywała istotną rolę w 1. serii. Jest przede wszystkim inaczej niż w pierwszych sezonach. Po 1. odcinku tak naprawdę nie wiemy, co się wydarzyło, ale ciekawość jest bardzo pobudzona. Zdecydowanie lepiej to zrobiono dzięki intrygującemu prowadzeniu historii i dziwacznej oraz niepokojąco zachowującej się postaci dziewczynki. Czuję się bardziej zaciekawiony niż w poprzedniej serii i wydaje mi się, że drzemie tu potencjał na naprawdę wiele. Całe show i tak kradną Powellowie. Ich perypetie w tym odcinku są najbardziej komiczne i zwariowane. Można rzec, że - podobnie w poprzednich sezonach - oni będą dostarczać najwięcej śmiechu. Czytaj również: Brianna Brown w stałej obsadzie 3. sezonu serialu „Pokojówki z Beverly Hills” "Devious Maids" w premierze 3. sezonu oferują wszystko to, czego po tym serialu oczekujemy: lekkość, dystans, dużo dobrego humoru i historię, która jest w stanie zaciekawić. Scenarzyści mogliby jednak coś zrobić z Carmen, bo staje się ona największą wadą serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj