Pokolenie nie jest serialem, który skradł nasze serca od pierwszej chwili. Ani nawet od drugiej. Po pięciu pierwszych odcinkach można było się wręcz spodziewać, że dalej będzie tylko gorzej. Tymczasem druga połowa, a dokładnie odcinki szósty i siódmy, okazały się pozytywnym zaskoczeniem. Przede wszystkim dlatego, że wreszcie zaczęto w sposób bardziej klarowny opowiadać historie nastolatków, a wyprowadzenie bohaterów z ich codziennego, zwyczajnego środowiska uatrakcyjniło serial i pozwoliło fabule na rozwój. Trzy najważniejsze wątki - Chestera (Justice Smith) i pedagoga szkolnego (Nathan Stewart-Jarrett), orientacji seksualnej Nathana (Uly Schlesinger) oraz relacji pomiędzy Gretą (Haley Sanchez) a Riley (Chase Sui Wonders) - wreszcie doczekały się rozwinięcia, a nie tylko ilustracji w postaci luźnych scen. Dla bogatych w akcję odcinków znaleziono atrakcyjne tło – wyprawę (wyjściowo) do San Francisco. Nie można twórcom odmówić tego, iż udało im się stworzyć bardzo udany klimat szkolnej wycieczki. Co więcej, były to jedyne odcinki w Pokoleniu, które zaserwowały widzom udane, zabawne sceny – po raz pierwszy udało się więc zrealizować komediowy cel produkcji. Na plus ocenić można chociażby zaskakujący atak strusia na pocieszną opiekunkę grupy, czy wymianę zdań pomiędzy Nathanem a Gretą w grze „nigdy przenigdy”. Proste zaś zwroty akcji, jak zepsucie autobusu, były tym, czego serial Pokolenie potrzebował. Dla fabuły okazały się bowiem zbawienne, umożliwiły zebranie bohaterów w jednym miejscu i "dzianie się" w najważniejszych wątkach.
fot. HBO
+5 więcej
Widzowie Pokolenia doczekali się rozwoju jednego z najistotniejszych i najciekawszych wątków, czyli relacji pomiędzy pedagogiem a Chesterem. Wreszcie mieliśmy okazję zobaczyć i uwierzyć w to, że tych dwoje, pomimo różnicy wieku, rzeczywiście łączy głębokie zrozumienie. Dobrze i wiarygodnie pokazano też to, że Sam, milenials, jest w pewien sposób oczarowany odwagą Chestera - przedstawiciela pokolenia Z - w wyrażaniu siebie.  Z tego wątku wydaje się płynąć pochwała generacji Z, ich bezkompromisowości, czasami pewniej bezczelności. Wciąż jednak, oglądając ten serial, mamy wrażenie, że chociaż bohaterowie krzyczą, to niewiele mają do powiedzenia. Trzeba jednak przyznać, iż zestawienie, kontrast Sama i Chestera, postaci z innych pokoleń, jest bardzo ciekawy, a sam wątek zaczął wzbudzać w nas spore emocje. Moment, w którym troska pedagoga o nastolatka wydaje się być pierwszym naturalnym odruchem, zwiastuje to, co dopiero nastąpić ma w samym hotelu. Konfrontacja, do której doszło w 7. odcinku, odsłonięcie przez Chestera wszystkich kart i napięcie związane z oczekiwaniem na rezultat tych działań jest bowiem do tej pory najbardziej emocjonalną sekwencją całego Pokolenia. W samej zaś relacji bohaterów, fascynacji nastolatka nauczycielem, jest coś intrygującego. A to akurat jest zapewne związane z tym, że pokolenie Z  ma więcej odwagi w sięganiu po to, czego pragnie. Chester przekracza granicę – nie wystarcza mu miłość platoniczna – on chce wszystkiego. Chce wszystkiego – tu i teraz, w tej chwili i w tym miejscu. I to naprawdę dobrze wypadło w produkcji HBO, która pierwszy raz tak mocno poruszyła widzów. Cieszy nas fakt, iż pedagog, jako dorosły i jako przedstawiciel „starego świata”, nie przekracza nieprzekraczalnej granicy. W innym razie serial mógłby nie udźwignąć tego, o czym zdecydował się opowiedzieć. Jeśli chodzi o wątek Grety, jest on niestety odrobinę rozczarowujący. Przede wszystkim spodziewaliśmy się, że jej relacja z mamą okaże się nieco bardziej skomplikowana, że może zahaczyć o kwestie społeczne, imigracyjne. Tymczasem to, że mama jest surowa i kontrolująca, wypadło dość blado. Natomiast co do lesbijskiej relacji Railey i Grety, zauważymy, że do pewnego momentu rozwijała się naprawdę interesująco – dobrze grano nieśmiałością Latynoski i swoistym urokiem Railey. Trudno jednak uwierzyć , że podczas kulminacji całego wieczoru z ust Grety mogły paść tak obraźliwe i pozbawione wrażliwości słowa oceniające Railey. Wypowiedź Grety jest mało prawdopodobna, trudno ją wytłumaczyć i wygląda na to, że bez specjalnego umotywowania miała jedynie wywołać zwrot akcji. Oczywiście Pokolenie jako serial wciąż pozostawia wiele do życzenia, a dwa lepsze odcinki nie wymazują automatycznie z naszej pamięci poprzednich mniej udanych. Dodatkowo wciąż pojawiają się dziwne sceny, które zamiast szokować, wywołują niesmak, jak np. ta, w której matka Nathana uczy jego siostrę jeździć samochodem, a na tylnych siedzeniach Nathan oddaje się pieszczotom z Arianną... Na wycieczce szkolnej jeszcze bardziej zaś widać, że bohaterowie są zafiksowani na punkcie seksu i nie mają żadnych innych zainteresowań. Pokolenie buduje niestety obraz generacji Z jako pokolenia w pewien sposób ubogiego mentalnie. Nadal problematyczna wydaje się być też kwestia porodu-zaskoczenia. Wygląda to bowiem tak, jakby cała sytuacja nie zrobiła na bohaterach żadnego wrażenia, a to, iż twórcy (bezskutecznie) silą się w tym wątku na konwencję komediową, wcale tego nie tłumaczy. Stoi to bowiem w kontrze do całej reszty serialu, w którym przecież bohaterowie nie są pozbawieni uczuć. Można by to oczywiście tłumaczyć tym, że wątek porodu jest czymś niezależnym od reszty serialu, ale bardziej niż na odstępstwo od stylu wygląda to bardziej na pewną niekonsekwencję.   Do końca pierwszego (i zapewne ostatniego) sezonu Pokolenia został tylko jeden, finałowy odcinek. Kiedy więc wreszcie zaczęliśmy się interesować tym, co spotyka bohaterów, przychodzi nam się z nimi pożegnać. Jednakże dzięki, ogólnie rzecz biorąc, udanemu rozwinięciu wątków, chociaż po zamykający serię epizod sięgniemy z zainteresowaniem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj