Na pozór fabuła Polowania przypomina wiele innych produkcji, które mogliśmy oglądać w ostatnich latach z Predators Nimróda Antala na czele. Dwunastu nieznajomych budzi się na polanie. Nie mają zielonego pojęcia, jak się tam znaleźli i kto jest za to odpowiedzialny. Szybko jednak orientują się, że zostali zwierzyną łowną, na którą ktoś z nieznanych powodów poluje. Sam pomysł jest zgrany do bólu. Widać, że pisząc scenariusz, Damon Lindeloft wraz z Nickiem Cusem oglądali Hrabię Zarow z 1932 i postanowili napisać własną, bardziej aktualną wersję tej opowieści. Ma być ona komentarzem społecznym do tego, co obecnie dzieje się na świecie, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych - cyberprzemocy, hejtu szerzonego w sieci przez ludzi, którym wydaje się, że są anonimowi, czy fake newsów pisanych po to, by pogrążyć osoby publiczne. Nie da się też ukryć, że twórcy zawarli w tej historii także swój statement w sprawie powszechnego dostępu do broni. Nie bez powodu, praktycznie każda osoba ścigana potrafi się bardzo dobrze posługiwać bronią palną. I to jej każdym rodzajem. To dlatego, że są to w większości ludzie, którzy w sieci lub w mediach walczą o nieograniczony dostęp do broni dla obywateli, powołując się na konstytucję, bez oglądania się na negatywne skutki takiego prawa.  Gdy się bliżej przyjrzymy, w Polowaniu nie ma jednoznacznie dobrych i złych postaci. Każdy ma coś na sumieniu. Trudno jest nam więc wybrać jedną ze stron, której będziemy kibicować. Każda bardzo przekonująco przedstawia swoją argumentację, choć trzeba przyznać, że kara za krzywdę słowną, jaką ma być w tym wypadku śmierć, jest znacznie przesadzona. Wiele osób skrzywdzonych w sieci przez anonimowe wpisy jest przepełnionych jadem i chciałoby odpłacić swoim oprawcom pięknym za nadobne. Nie ma co się im dziwić. Ale chyba nikt nie posunąłby się do polowania na takie osoby. Lideloft lubi jednak szokować widzów swoimi pomysłami i prowokować do dyskusji, co pokazał już chociażby w serialu Zagubieni, Pozostawionych czy ostatnio w Watchmen. Nie wiemy bowiem do końca, kim są gracze i czy każdy jest ostatecznie tym, za kogo się podaje. Reguły gry też nie są od początku znane. Scenarzyści co chwila podrzucają nam pewne wskazówki, ale starają się do końca utrzymać atmosferę tajemnicy i wszechobecnego zagrożenia w myśl hasła „nie ufaj nikomu”.
fot. materiały prasowe
Reżyser Craig Zobell postawił na twarze, które widzowie dobrze znają z telewizyjnych produkcji, takie jak chociażby Emma Roberts, Ike Barinholtz, Glenn Howerton, Ethan Suplee czy Justin Hartley. Nie ma w tym nic dziwnego, bo to w tym medium realizuje lwią część swoich projektów, sięgnął więc po aktorów, których dobrze zna z małego ekranu. I choć większość z nich pojawia się tu tylko przez kilka minut, by zginąć w bardzo widowiskowy sposób, to widzowie nie będą zawiedzeni ich występem. Główne skrzypce gra tutaj, dobrze znana widzom z Netflixowego GLOW, Betty Gilpin. Polowanie ma jeden zasadniczy problem, oprócz rozrywki, chce być także poważną produkcją, co jej kompletnie nie wychodzi. Niektóre problemy są zbyt skarykaturowane, a sam finał bardzo osłabia wydźwięk całego przesłania. Gdy widz spodziewa się jakieś głębszej prawdy, dostaje banalną puentę o urażonej dumie i chęci zemsty za każdą cenę. Sama finałowa walka wręcz też pozostawia wiele do życzenia. Niestety, w obecnych czasach oczekujemy od kina akcji dużo bardziej dopracowanych i widowiskowych choreografii. W tym przypadku dostajemy typowego średniaka.  Lindelof i Cuse wystartowali z ciekawym pomysłem, ale zabrakło finału na poziomie. W momencie, w którym wszystkie karty zostają odkryte, ulatuje też gdzieś całe napięcie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj