Pierwszy epizod nowego serialu Ryana Murphy'ego zawierał wiele charakterystycznych dla tego twórcy elementów. Skupił się jednak w większości na emocjach i mimo wielu widowiskowych scen, to własnie ten element był niezwykle atrakcyjną cechą odcinka. Przyszedł jednak czas na kolejne epizody i trzeba sobie od razu zadać pytanie, czy następne godziny spędzone z serialem Pose są równie udane? Nie do końca. Niestety w dalszej perspektywie i przy rozwijaniu kolejnych wątków przychodzi po prostu rozczarowanie. Pierwszy odcinek zawiesił mocno poprzeczkę i dał nadzieję na to, że niektóre z historii choć z pozoru popadają w pewne klisze, będą rozwijane w taki sposób, by zaprezentować coś oryginalnego. Temat poszukiwania własnej tożsamości był już w kulturze poruszany niejednokrotnie, nie inaczej jest też u Murphy'ego w Pose. Problem jednak w tym, że nie udaje się zawsze uciec od schematów. Wciąż znakomicie ogląda się wątek Stana i Angel. Jest bardzo emocjonalny i znakomicie rozpisano relacje pomiędzy postaciami. Motyw zdrady i pożądania, a także zwykłe, naturalne pragnienie akceptowania samego siebie, to wszystko buzuje w tym wątku. Tutaj też twórcy pokusili się o zaskoczenie widzów w trzecim odcinku, podczas sceny z kupowaniem nie jednej, a dwóch biżuterii przez Stana. Właśnie tego życzyłbym sobie w kolejnych odcinkach, aby te z pozoru oklepane sytuacje, zmieniały się w tego typu zaskoczenie. Gorzej pod tym względem wypada historia Damona, który skonfliktował się z trenerką tańca i miał opory przed wejściem w mocniejszą relację z nowo poznanym chłopakiem. Właściwie ten wątek doskonale obrazuje moje obawy przed kontynuowaniem jego historii. Nie dzieje się tutaj nic oryginalnego, zmierza w oklepany tony stając się połączeniem Billy Elliot i Moonlight. Mam nadzieję na więcej emocji związanych z kwestią odrzucenia jego osoby przez własnych rodziców i motyw z chłopakiem mógł w jakiś sposób skonfrontować jego orientację z poglądami rodziców. Być większym odniesieniem do tego ważnego przecież wątku. Nic jednak takiego nie nastąpiło. Zostały też jednak najlepsze elementy z pierwszego odcinka i świetnie rozkładane są akcenty, dzięki czemu każda z postaci ma odpowiedni czas ekranowy. Nie brakuje też licznych występów, które często stanowią chwilę wytchnienia i są prawdziwą uciechą dla oczu. Zasługa w tym świetnego montażu i pracy kamery. Ważne, że twórcy nie zapominają też o uszach swoich widzów i co jakiś czas prezentują znane kawałki muzyczne z lat 80. Stanowi to również chwilę wytchnienia dla naszego zmysłu słuchu, bo trudno byłoby przez cały odcinek słuchać dialogów Elektry lub Blanki, których postacie stają się momentami bardzo przejaskrawione. Styl grania zwłaszcza tej drugiej pozostawia wiele do życzenia. Jest dla tej historii ważna i bez wątpienia jest to dobrze napisana postać, ale nie prezentuje się na ekranie tak dobrze jak znakomita Indya Moore (Angel), czy nawet Damon. Pose miało w tych dwóch epizodach też kilka znakomitych scen i nie chodzi tutaj tylko o walki kostiumowe w różnych kategoriach. Sceny miłosne pomiędzy Stanem i Angel, kradzież pieniędzy przez Elektrę i jej kompanię, a także właśnie ta z biżuterią. Mam jednak nadzieję, że w dalszej perspektywie wątki rozwijać będą się w nieco innym kierunku. Już wiemy, że relacja pomiędzy Angel i Stanem zmienia się bardzo szybko, a konkurujące ze sobą domy nie mają najlepszych relacji i pewnie rywalizacja wejdzie na jeszcze wyższy poziom. Oby jednak wciąż udawało się uciekać od schematów i skupiono się na tym, co w pierwszym odcinku wypadło najlepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj