Mimo wyraźnie okrojonego budżetu i słabej reżyserii finału "Powers" w końcówce sezonu potwierdza, że jest serialem ciekawym i świeżym, a jego twórcy mają jeszcze wiele do powiedzenia w kwestii superbohaterów.
Jeżeli serial, podobnie jak mężczyznę, poznaje się po tym, jak kończy, to nie mam dla Powers dobrych wiadomości – finał był wyraźnie słabszy od początku sezonu. Patrząc jednak z szerszej perspektywy na całą pierwszą serię, dochodzi się do innych wniosków: oto opowieść o superbohaterach, która różni się od tego wszystkiego, co na małym czy dużym ekranie wyprawiają Marvel i DC. Bo tutaj ktoś naprawę próbuje odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy być obdarzonym niezwykłymi mocami.
Historię ciągnie Christian Walker, wcześniej znany jako Diamond. Obecnie funkcjonariusz specjalnej jednostki policji zajmującej się przestępstwami związanymi z tytułowymi Powers, czyli obdarzonym i mocami, niegdyś był wielkim herosem, umiał latać, miał nadludzką siłę, przede wszystkim zaś wiódł wspaniałe życie celebryty. Stracił jednak swoje zdolności w walce z krwiożerczym Wilkiem i od tego czasu jest tylko człowiekiem, z wielką dziurą w miejscu, gdzie kiedyś były jego moce. Powers to w największej mierze opowieść o obsesji Walkera na punkcie utraconych zdolności, o tęsknocie za nimi i próbach ich odzyskania. Przez nie, przez to zafiksowanie na powrocie do bycia Diamonem, Walker to postać niejednoznaczna, balansująca na granicy dobra i zła, co świetnie oddaje Sharlto Cooper, aktorska perła pośród raczej przeciętnej obsady.
[video-browser playlist="694827" suggest=""]
Ale nie tylko on jest interesujący. Również teleporter Johnny Royalle (Noah Taylor), początkowo kreowany na bezwzględnego Tego Złego, pokazuje inne oblicze, zaskakująco bardziej ludzkie niż u Walkera, w zasadzie można dyskutować, który z nich naprawdę jest tu herosem. I właśnie to, ta możliwość dyskusji czyni „Powers” niezwykle interesującą produkcją.
A to wciąż nie wszystko, bo świetny jest także wątek Retro Girl, obecnie najpotężniejszej Powers, superbohaterki w klasycznym wydaniu, która nocami patroluje ulice miasta i sieje postrach wśród przestępców, a w wolnych chwilach pomaga ofiarom huraganu. Sęk w tym, że ona robi to od dawna, od lat, i jest zmęczona, tak bardzo zmęczona. Dopada ją piętno odpowiedzialności, fakt, że posiadanie mocy obliguje ją do działania niezależnie od pory i osobistych planów. Jednocześnie porusza się wątek braku wszechwładności – bo niezależnie od tego, jak szybka i silna jest Retro Girl, znajdą się tacy, którym nie pomoże, których nawet ona nie ocali. I te śmierci ją prześladują.
I to wciąż nie wszystko. Mamy jeszcze młodziutką Zorę, która kreowana jest na kolejną Powers-celebrytkę, przez co zaglądamy za kulisy całego przemysłu rozrywkowego i PR-owego związanego z herosami, a także Calistę – dziewczynę zafascynowaną Retro Girl, niewidzącą dla siebie innego życia niż podobne do jej idolki, chyba nawet bardziej niż Walker owładniętej manią zdobycia mocy.
To wspaniałe, intrygujące opowieści z mnóstwem ciekawych aspektów, które jednak pod koniec sezonu zawaliły się pod ciężarem nieudolnej reżyserii. Widać było, że twórcy mieli wszystkie odpowiednie składniki, że pomysł na ostateczną rozgrywkę był naprawdę świetny. Ale coś nie wyszło – tempo było rozwlekłe, całość źle poszatkowana, w pewnym momencie nastąpił przesyt wątków, a nie licząc Copleya, obsada nie zawsze dawała sobie radę ze swoimi postaciami. Największym problemem Powers była młoda Calista, postać dla fabuły niezwykle ważna, bo motywująca do działania innych bohaterów. Sęk w tym, że - czy to przez aktorstwo Olesyi Rulin, czy przez reżysera - widzowi trudno było dostrzec jej wyjątkowość, zrozumieć, dlaczego Royalle tak bardzo ją polubił, dlaczego chce ją chronić, dlaczego tylko na niej mu zależy. Kiczowato wypadły również sceny z Wilkiem, przenosiny do jego „świadomości”, które już pojawiając się w połowie sezonu, były dziwaczne, ale teraz osiągnęły wyższy poziom kuriozalności.
Choć i tak nie przebiły latającej Retro Girl – tak bardzo oczywistego „lotu” na sznurkach to ja w telewizji czy kinie nie widziałem od lat.
Czytaj również: „Powers” – będzie 2. sezon serialu przeznaczonego dla konsol Sony
Serial "Powers" przypomina więc nieoszlifowany diament. Na chwilę obecną wygląda tak sobie, nie zachwyca, ale widać, wyraźnie widać, że jeżeli w jego obróbkę włożyć więcej pracy, możemy otrzymać coś wyjątkowego. Drugi sezon daje nadzieję na jeszcze wyższy poziom.