Mimo iż w drugim sezonie serial Powers ciekawie rozbudowuje mitologię świata pełnego nadludzi, a jego twórcy próbują realistycznie rysować rzeczywistość, w której funkcjonują superbohaterowie, nie sposób nie zauważyć, że podczas gdy wcześniej mieli do opowiedzenia autentycznie ciekawą historię, teraz wciąż szukają interesującego tematu. Początek drugiego sezonu zawodzi.
Pierwszy sezon Powers, czyli produkcji serialowej PlayStation, na swoich barkach niemalże samodzielnie dźwigał Sharlto Copley, aktor znany między innymi z Dystryktu 9, a ostatnio jako głos i ruchy (bo nie twarz i ciało) robota Chappiego, tytułowego bohatera najnowszego obrazu Neila Bloomkampa. Scenarzyści (bazując na komiksie Briana Michaela Bendisa) napisali mu świetną postać byłego superbohatera, który w starciu z potężnym i krwiożerczym Wilkiem utracił swe moce i próbował ułożyć sobie normalne życie – dołączył do specjalnego wydziału policji zajmującego się tytułowymi Powers, czyli obdarzonymi niezwykłymi umiejętnościami. Cały czas jednak tęsknił za przeszłością, nieustannie pragnął znowu mieć moc, co wywoływało w nim konflikt. I właśnie w dużej mierze na tym oparto pierwszą serię serialu.
No url
Druga zaczyna się niezwykle ciekawie, bo od śmierci Retro Girl, czyli najpotężniejszej i najbardziej szanowanej superbohaterki świata, prawdziwego kobiecego Supermana, a prywatnie wielkiej miłości granego przez Copleya Walkera, z którym niedawno zeszła się po dłuższym rozstaniu. Jak zabić kogoś, kto jest niezniszczalny? Kto chciałby zniszczyć taki symbol? Oto punkty wyjścia dla niesamowitej historii.
Problem w tym, że scenarzyści drugiego sezonu Powers aktualnie niespecjalnie mają pojęcie, jak ją opowiedzieć. Kluczą, mnożą wątki, wprowadzają mnóstwo postaci i rozbudowują uniwersum Powers, co z pozoru jest dobre, ale tak naprawdę w efekcie serialowi brak atmosfery. Nie pomaga też to, że podczas gdy głównym przeciwnikiem naszych bohaterów w serii pierwszej był dosłownie krwiożerczy potwór, w tym zastępuje go ktoś sprawiający wrażenie, jakby urwał się w kreskówki.
I stąd zawód: w ubiegłym roku oglądaliśmy świetnie zagraną opowieść o człowieku owładniętym pragnieniem mocy, bohaterze, który momentami okazywał się wręcz być tym złym, walczącym z jeszcze większym złem, teraz zaś otrzymujemy chaotyczny miszmasz z kilkoma równorzędnymi wątkami, z których żaden nie jest jakoś specjalnie intrygujący. Realistycznie opowiadana historia świata pełnego superbohaterów i superzłoczynców ustąpiła efekciarskiej opowiastce rodem z przeciętnego komiksu, gdzie więcej uwagi poświęca się tworzeniu nowych obdarzonych mocami postaci niż temu, po co się to robi.
Powers przy tym nie było i nie jest serialem efektownym, bo niski budżet produkcji jest aż nadto widoczny, przez co wszelkie sceny obrazujące użycie supermocy wyglądają jak wycięte z telewizji lat 90. Dziwi więc, że w pierwszych odcinkach drugiego sezonu takich sekwencji jest całkiem sporo, każda żenująca i co najwyżej mogąca widza rozśmieszyć. Tam, gdzie wcześniej umiejętnie grano z widzami, więcej sugerując niż pokazując, teraz pokazuje się niemalże wszystko w pełnej – żenująco słabej – krasie.
Z żalem trzeba powiedzieć, że Powers w drugim sezonie na razie bardzo mocno zawodzi. Poprzeczka była zawieszona wysoko, scenarzyści nie sprostali jednak zadaniu, pociągając za sobą całą resztę, bo nawet aktor tak dobry jak Sharlto Copley nie zagra na odpowiednim poziomie, jeżeli napisze się mu nieciekawe sceny. Oby w kolejnych odcinkach było lepiej, inaczej stracimy bardzo wartościowy serial komiksowy.