The Leftovers ("The Leftovers") to serial, który polaryzuje i wzbudza kontrowersje, choć bazuje na tych samych fundamentach, które sprawiły, że między innymi Six Feet Under czy Breaking Bad są uznawane za telewizyjne arcydzieła. W ich centrum zawsze był człowiek i jego ewolucja – radzenie sobie z chorobą, słabościami i codziennymi problemami. Co te seriale od siebie odróżnia? Ich konstrukcja i sposób opowiadania historii. Damon Lindelof i spółka obrali bardzo ciekawą ścieżkę, jeśli chodzi o ten niezwykle ważny aspekt realizacji. Stworzyli świat, który pełen jest religijnych i nadnaturalnych iluzji, które zarówno widzowie, jak i bohaterowie starają się rozgryźć oraz przypisać im znaczenie. Tych drugich kontrolują scenarzyści – i to właśnie od nich zależy, kiedy ich protagoniści przejrzą na oczy. Nad nami nie mają żadnych wpływów, przez co możemy zrobić krok w tył i spojrzeć na szerszy obraz, który po 8 odcinkach staje się coraz bardziej przejrzysty. Odsuńmy bowiem na bok te wszystkie symbole i zagadki – przyjrzyjmy się rozwiązaniom najprostszym.
Brzytwa Ockhama to zasada, która tyczy się dążenia do wyjaśnień stosunkowo przyziemnych. "Najbardziej oczywista z możliwości jest z reguły tą prawdziwą" – powiedziałby niejeden ekranowy detektyw. Jest to jednak nieco bardziej złożone – subiektywna myśl każdego człowieka nie pozwala nam naiwnie zakładać, że wszyscy rozumują pojęcie prosty tak samo. Niesamowicie ważny jest również kontekst, w jakim tego sformułowania używamy. Nie napiszę więc, że mam Pozostawionych w małym palcu i rozłożonych na czynniki pierwsze, bo tak nie jest, ale wiele postaci i wydarzeń można zanalizować w jasny i rozsądny sposób.
Jak powiedział sam Lindelof, ten serial to w 98% dramat i w 2% science fiction. Początkowe zniknięcie to w moim mniemaniu właśnie te 2%, które zainicjowało świat przedstawiony, jakiego w telewizji jeszcze nie było. I już to powinno być powodem dla spojrzenia na produkcję HBO przychylnym okiem. Cała reszta (nie mniej intrygująca) to festiwal bólu, cierpienia i bardzo czarnego humoru, czyli bardzo przygnębiające spojrzenie na życie ludzi, którzy robią, co mogą, by ruszyć dalej i – przede wszystkim – mieć jakiś powód, by nadal egzystować. Tajemnicza i pełna alegorii otoczka to tylko niesamowity dodatek, który nie pozwala nam przestać myśleć w trakcie seansu, ale to, co powinno zwrócić naszą szczególna uwagę, to właśnie próby tych indywidualności w adaptacji do otaczających je realiów.
[video-browser playlist="633435" suggest=""]Szaleństwo Kevina Garveya jest nam w strzępkach prezentowane od samego początku. I nie oszukujmy się, prawda jest taka, że ten facet potrzebuje konkretnej pomocy. Nie dość, że ma w rodzinie historię choroby psychicznej, to faszeruje się chemią tylko po to, aby – jak samo to ujął jeszcze w pilocie – "nie wybuchnąć". Ona z kolei jest źródłem schizofrenicznych ataków, które pobudzają do życia "złego" Kevina, który woli zmierzyć się ze swoimi problemami bardziej bezpośrednio, wręcz radykalnie. Genialny zabieg twórców z magazynem National Geographic z poprzedniego odcinka jest kolejnym przykładem dywersji, która ma nas odciągnąć od rozwiązania najbardziej prozaicznego, a Garvey Sr. nie jest zapewne wysłannikiem enigmatycznych "ich", ale raczej staruszkiem już dawno w swoich omamach zatraconym. Jego syn ma jednak jeszcze szansę się uratować.
Czytaj także: "Wataha" - plakat i data premiery nowego polskiego serialu HBO
Powinna pomóc mu w tym Nora, która do tej pory jako jedyna bohaterka Pozostawionych zdołała uwolnić się z okrutnej pętli cierpienia, w jakiej się znajdowała. Tylko od widza zależy, czy przypisze to magicznemu uściskowi seksualnie niewyżytego (ciekawe, ile tych Azjatek w ciąży rozsianych jest po kraju) osobnika z kompleksem mesjasza, czy zwykłym psychologicznym gierkom i autentycznej chęci lepszego samopoczucia. Na pewno niezbyt pozytywnie wpłynie na Kevina ewentualne wstąpienie Jill do grona Winnych Pozostałych, ale co innego może zrobić dziewczyna, która przechodzi głęboką depresję i desperacko próbuje znaleźć w swoim życiu jakiś cel, jakiś sens. Kult jej to oferuje, ponieważ to jedyni ludzie w tym serialu, którzy wiedzą, dokąd zmierzają i jaka jest ich misja (albo przynajmniej tak im się wydaje).
Tutaj użycie zasady wspomnianej brzytwy nieco się komplikuje, ponieważ gdy do powyższego równania dodamy kwestię wiary, wszystko obraca się do góry nogami. William Ockham stworzył teorię opartą w dużej mierze na logicznym i racjonalnym podejściu do problemu. Z drugiej strony był również człowiekiem bardzo pobożnym i autorytet Pisma Świętego stawiał na równi z dowodem empirycznym. Nie można nazwać tego inaczej, jak tylko naukową hipokryzją. A jak to się ma do Pozostawionych? Cóż bowiem innego charakteryzuje się podobnymi sprzecznościami i wiecznymi niedopowiedzeniami bardziej niż religia?
[video-browser playlist="633436" suggest=""]Ostatni kwadrans "Cairo" to wisienka na torcie, jakim był ten świetny odcinek. Rewelacyjnie zagrana sekwencja finałowa pomiędzy Justinem Theroux i Anne Dowd była być może najważniejszą do tej pory w całym serialu. Motywacje WP zostały nareszcie jasno przedstawione i pokrywają się całkiem wyraźnie z tym, o czym spekulowaliśmy w poprzednich recenzjach. I tu do gry wkracza rzeczona dwulicowość ich wiary. Zakłada ona zerwanie wszelkich więzi z czymkolwiek, co rozprasza członków kultu od pamiętania 14 października, a to jest po prostu niemożliwe. Sama Patti postąpiła wbrew tym wytycznym, gdy zdecydowała się poświęcić dla sprawy Gladys (ba, samo to, że przemówiła, się kwalifikuje). To było zwyczajne morderstwo, mające wzmóc rekrutację i zwiększyć morale. Jej męczeńska śmierć ma spełnić tę samą rolę. Cały szkielet zasad, według których postępuje ugrupowanie, jest spaczony. Ale wierzą oni w niego tak głęboko, że wady pozostają niezauważone. To jednak dla nich nieistotne – ważne, aby brnąć przez życie aż do momentu swoistej kasacji. Być może Laurie uwolni się z tego letargu dzięki córce. A może godnie zastąpi Patti.
Czytaj także: "Pozostawieni" zyskują widzów w niedzielny wieczór
Subiektywność, jaka jest ściśle powiązana z zastosowaniem "brzytwy Ockhama", sprawia, że żadne z Was nie musi zgadzać się z moją interpretacją. Chciałem tylko zwrócić uwagę na to, ile pola do analizy oferują The Leftovers bez konieczności wgłębiania się w przewijające się przez odcinki symbole i metafory. Ten serial trzeba docenić za przenikliwe studium psychologiczne i wyśmienitą zabawę w poszukiwaniu ukrytych znaczeń (o fantastycznym aktorstwie, klimacie i wybitnej ścieżce dźwiękowej nie zapominając). Dobra, kończę ten wywód, który bardziej niż recenzją był tekstem krytyczno-analitycznym. Ważne, że serial HBO robi się lepszy z każdym odcinkiem. Czekamy na finałowe dwie odsłony.