Czy lektura jednej książki może zmienić to jak postrzegamy życie? Może. Pytanie tylko czy tą książką faktycznie jest 50 Twarzy Greya.
Cztery koleżanki dla podtrzymania przyjaźni wymyśliły sobie swój własny Klub Książki, w ramach którego od wielu lat spotykają się raz w miesiącu, by omówić przeczytaną pozycję. Tytuły, jakie wybierają są jednak takie same jak ich życie erotyczne – nudne i przewidywalne. Carol (
Mary Steenburgen) od miesięcy nie jest w stanie wskrzesić w swoim mężu iskry pożądania, Vivan (
Jane Fonda) boi się związać z jakimś mężczyzną na stałe, więc zadowala się jednorazowymi spotkaniami, Sharon (
Candice Bergen) porzuciła pożycie, gdy jej mąż odszedł do młodszej kobiety, a Diane (
Diane Keaton) od śmierci swojej drugiej połowy jest bardzo zachowawcza. Jednak to wszystko ulega zmianie, gdy Vivian przynosi
Fifty Shades of Grey, pozycję, która ma się stać kolejną omawianą lekturą. Powieść autorstwa E.L. James pobudza panie do działania, sprawiając, że odżywają w nich żądze, o których dawno zapomniały.
To komedia skierowana raczej do starszych widzów i to nie ze względu na przesłanie, jakie ze sobą niesie, ale przez sposób prezentowania fabuły. Bill Hoiderman, dla którego jest to debiut reżyserski, skupia się bardziej na ukazaniu luksusowego świata Los Angeles niż na tempie historii. Oczywiście Panie w swoich rolach są czarujące i nie da się im odmówić wdzięku, ale pozostaje ogromny niedosyt i uczucie zmarnowanego potencjału aktorskiego. Mając na planie takie osobowości jak Jane Fonda czy Diane Keaton, które nie raz pokazały na co je stać, reżyser woli być niezwykle zachowawczy. Gdy pojawia się jakiś bohater w życiu naszych pań, to już z góry wiemy co się wydarzy. Nie ma tu żadnego zaskoczenia ani miejsca na jakiekolwiek wątpliwości, choć konstrukcja całej opowieści zakłada, że widz ma się zastanawiać, czy dana bohaterka znajdzie szczęście u boku swojego adoratora. Nawet seksualność, która miała być tutaj główną bohaterką jest zepchnięta na dalszy plan i ukazana z panującą obecnie hollywoodzką poprawnością. Brak tutaj pikantności, która była tak hucznie zapowiadana.
Obsada
Pozycji Obowiązkowej to nie tylko znakomite panie, ale także świetni aktorzy jak
Don Johnson,
Andy Garcia czy
Craig T. Nelson. Wszyscy szarmanccy, pełni ciepła i szlachetni. Wzór męskości. Nie ukrywam, że ich szlachetność jest czasami irytująca. Nawet w sytuacjach, w których większości panów puściłyby nerwy, oni wykazują się zrozumieniem i nerwami ze stali.
Jednak największym problemem tej produkcji jest brak jakiejś emocjonalnej więzi, między głównymi bohaterkami, która by biła z ekranu. Trudno uwierzyć, że te cztery kobiety łączy wieloletnia przyjaźń. Są to raczej poprawne relacje kobiet, które są na siebie skazane. Tak długo spędzały ze sobą czas, że nie mają już innych koleżanek i muszą się zadowolić towarzystwem, które im zostało.
Jeśli szukacie więc jakiegoś lekkiego filmu na wieczór, to
Pozycja Obowiązkowa jest w sam raz. Produkcja do jednorazowego obejrzenia i szybkiego zapomnienia. Nie nudzi jakoś szczególnie, ale miejsc, w których wybuchniemy śmiechem jest tu jak na lekarstwo. Świetna obsada, która powinna być gwarancją dobrego kina, wykorzystuje tylko część swojego potencjału, a najlepszym na to dowodem jest fakt, że większość zabawnych scen dostarczają nadopiekuńcze córki Diany – jedną z nich jest zresztą
Alicia Silverstone.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h