Śmiało można powiedzieć, że dobrały się na zasadzie przeciwieństw – Darcy jest porywczą, głośną, bardzo naiwną, głupiutką, momentami nawet trochę irytującą długonogą blondynką, która uwielbia być w centrum zainteresowania i zrobi wszystko, by wszystkie oczy były skierowane wprost na nią. Rachel zaś to stateczna, skromna i inteligentna prawniczka, która mogłoby się wydawać ma wszystko – ukończone prestiżowe studia prawnicze, dobrą pracę i przytulne mieszkanie na Manhattanie. W dniu swoich 30. urodzin Rachel zdaje sobie sprawę, że do pełni szczęścia brakuje jej przede wszystkim miłości. Akcja filmu nabiera rozpędu, gdy Rachel po hucznej imprezie urodzinowej budzi się w łóżku z narzeczonym Darcy – Dexem (Colin Egglesfield).
[image-browser playlist="609266" suggest=""]
Wybrałam się na ten film przede wszystkim po to, by zobaczyć ekranizację książki "Coś pożyczonego" i nie zawiodłam się. Komedia doskonale odzwierciedla historie opisane w bestsellerze, wątki zostały odrobinę zmienione, ale nie na tyle, by zburzyć fabułę. "Pożyczony narzeczony" to historia o przyjaźni, która została wystawiona na ogromną próbę. Opowieść toczy się wokół sekretu, który nie powinien ujrzeć światła dziennego – zdrady najbliższej przyjaciółki z jej narzeczonym. Wielu widzów może utożsamić się z bohaterkami filmu, bo przecież taka historia, która spotkała Darcy i Rachel, może przytrafić się każdemu z nas. Nie zapomniano o wielu mniejszych szczegółach, które oddały klimat książki, na podstawie której powstał scenariusz.Kate Hudson doskonale odnalazła się w roli Darcy – jest dokładnie taka sama, jak bohaterka książki i wspólnie z Ginnifer Goodwin idealnie wcieliły się w główne role. Jestem odrobinę zawiedziona rolą Colina Egglesfielda. Wygląda nieco jak gorsza kopia Toma Cruise’a po kilku nieudanych operacjach plastycznych z trochę głupkowatym wyrazem twarzy. W przeciwieństwie do jego postaci ukazanej w książce, w filmie sprawia wrażenie niezdecydowanego tchórza.
[image-browser playlist="609267" suggest=""]
W filmie Luke'a Greenfielda możemy też podziwiać ulice Nowego Yorku i malowniczego Hamptons, gdzie postacie spędzają wakacje. Kamera nie tylko ukazuje nam typowe i rozpoznawalne miejsca w mieście, ale też okolice, które są mniej popularne i zdecydowanie rzadziej pokazywane w produkcjach powstających w tym mieście. Dzięki temu możemy podziwiać miasto oczami głównych bohaterek, przez co stają się bardziej rzeczywiste.Film momentami wzrusza, czasem śmieszy. Jest przewidywalny i może trochę banalny - co jest typowe zwłaszcza dla amerykańskich komedii romantycznych. Całość opływa również bardzo typową dla tego gatunku filmu muzyką. Polecam go nie tylko tym, którzy przeczytali książkę. Jest to przyjemna i lekka komedia romantyczna. Zdecydowanie czekam na ekranizację dalszej serii książek autorki Emily Giffin.
Ocena: 7/10